59. Droga do szczęścia

646 109 43
                                    

Amberly obudziła się, czując rozkoszne ciepło. Czyli to działo się naprawdę. Gaspard wrócił. Uśmiechnęła się, widząc jego spokojną twarz. Zmienił się. Wyglądał inaczej. Ale to było nieistotne. Najważniejsze, że znów był przy niej. Mężczyzna poruszył się i otworzył oczy.

— Dzień dobry — powitała go, posyłając mu rozmarzony uśmiech.

— A gdzie ty się wybierasz? — mruknął Gaspard niskim głosem, przyciągając dziewczynę do siebie i uniemożliwiając jej ucieczkę. Poczuła jego usta na swojej szyi.

— Nigdzie... — poddała się wiedząc, że w tym starciu nie ma żadnych szans, lecz unikała jego wzroku. Poprzedniej nocy przekroczyli pewną niewidzialną barierę bliskości. I napawało ją to nieokreślonym uczuciem.

— Kochana, nie wypuszczę cię stąd, dopóki nie uśmiechniesz się do mnie i czegoś mi nie obiecasz — powiedział, podnosząc się do pozycji siedzącej, z nogami Amberly przełożonymi w poprzek jego ud. W jego oczach błyszczały iskierki rozbawienia ale i czułości. — Obiecaj mi, że przestaniesz się mnie wstydzić.

— Nie wstydzę... Tylko czuję się trochę skrępowana...

— Kochanie, wiem, że musimy się że sobą oswoić. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to dla ciebie łatwe. Ale zaufaj mi. Tylko tyle, dobrze?

Kiwnęła głową, uśmiechając się niepewnie. Poparzyła mu w oczy. Znów były ciepłe i pogodne. Zniknął ten nieznośny chłód, którym ją wczoraj powitał.

— Naprawdę myślałeś, że cię nie zechcę, bo jesteś słabszy fizycznie? — zapytała, bawiąc się miękką fakturą narzuty, jeżdżąc po niej palcami i wygładzając nierówności.

— Nie... To nie tak. Wiedziałem, że dla ciebie nie stanowiłoby to różnicy. Przynajmniej tak byś sądziła. Ale dla mnie owszem — westchnął, mimowolnie gładząc Amberly po odsłoniętych udach. — Nie chciałbym być dla ciebie ciężarem. Nigdy.

— Przecież nie jesteś.

— Wiem, ale jeszcze kilka dni temu byłem tak słaby, że nawet przez myśl nie przechodziło mi, żeby wrócić. Nie wiem, co się stało, że odzyskałem część sił. Patrick zaserwował mi jakąś sesję wzmacniających eliksirów. Nieważne... To już nieważne — uciął, przyciągając dziewczynę bliżej.

Tulił ją do piersi przez kilka minut, oswajając się z myślą, że znowu są razem. Że nic ich nie dzieli. Ani okoliczności, ani klątwa, ani groźba zamiany w wilkołaka, choroba, wrogowie. Nic nie stało na drodze do pełni ich wspólnego szczęścia. To było piękne, wyzwalające uczucie.

***
Gaspard wszedł do kuchni, gdzie Amberly, odwrócona do niego tyłem, nucąc jakąś melodię pod nosem, układała śliwki na surowym cieście. Stanął w drzwiach, opierając się o framugę i obserwował ją, zafascynowany płynnymi ruchami, tym jak cudownie wyglądała w jego ubraniach, w jego kuchni. Jej mokre po kąpieli włosy lśniły, spływając falami po plecach. Upajał się tym widokiem i powstrzymywał, żeby nie wziąć jej w objęcia i nie ściągnąć z niej swojej koszuli. Zamiast tego odchrząknął, podszedł i zajrzał ponad jej ramieniem.

— Wygląda przepysznie — szepnął do jej ucha.

— Ja czy ciasto? — spytała zaczepnie, oblizując palec z syropu i rzucając mu krótkie spojrzenie. Gaspard na ten widok aż zacisnął szczęki. Nie chciał jej przestraszyć jakimś gwałtownym ruchem wiedząc po ostatniej nocy, że dziewczyna potrzebuje czasu, by oswoić się z ich bliskością. Starał się ją wyczuć, ale była nieprzenikniona. Objął więc tylko dziewczynę w talii i zaśmiał się.

— Wiesz przecież, jakim jestem łakomczuchem. Oczywiście, że chodzi mi o ciasto — droczył się, próbując dorwać kawałek śliwki, a Amberly strzeliła go po ręce szpatułką.

— Nie ruszaj, bo zepsujesz — skarciła go żartobliwie, odsuwając od niego smakołyki.

— Zepsuję ciebie, czy ciasto? — ciągnął ich grę słowną, nie mogąc oprzeć się, by nie pogładzić ręką jej talii. Amberly odwróciła się i oparła dłonie o blat.

— Myślisz, że możesz mnie zepsuć? A może chcesz?

— Czy ja wiem? Może trochę — odparł zagadkowo, kładąc ręce na jej dłoniach. Uwielbiał to uczucie. Kiedy była blisko. Kiedy nie mogła uciec. A najbardziej, kiedy sama do niego lgnęła.

Amberly spojrzała w jego twarz, różnobarwne tęczówki, które w jakiś zagadkowy sposób zawsze wyglądały nieco inaczej. Wciąż był niesamowicie przystojny. Wciąż ją onieśmielał. Czy to kiedykolwiek minie?

— Gaspard?

— Tak?

— Co z nami będzie?

— Jak to co? Pobierzemy się w kwietniu i założymy rodzinę. Będziemy mieszkać tutaj. Prosty i cudowny plan. Podoba ci się?

— Tak — odparła wesoło, sama dziwiąc się sobie, że tak łatwo przystaje na jego pomysły.

— Mam też inne, bardziej szczegółowe plany — mruknął łobuzersko, patrząc na nią tak, że na jej policzkach od razu pojawiły się rumieńce.

— Gaspard! Dlaczego celowo mnie zawstydzasz?

— Od razu celowo! Wypraszam sobie! To niechcący! Spójrz tylko na mnie! Czy ja wyglądam na takiego, który celowo stroiłby sobie żarty ze swojej ukochanej?

— Tak. Właśnie na takiego mi wyglądasz.

Spojrzeli po sobie, a kąciki ich ust zadrgały, zdradzając rozbawienie. Już kilka sekund później oboje trzęśli się ze śmiechu, a po chwili z ich oczu płynęły łzy.

— A więc to tak... W twoich oczach jestem okropnym draniem. Jak to się w ogóle stało, że zostałem twoim narzeczonym, hm?

— Właśnie nie wiem, gdzie ja miałam głowę. Ale trudno, słowo się rzekło...

— Amberly... — powiedział ostrzegawczym tonem, a dziewczyna aż pisnęła kiedy niespodziewanie wziął ją na ręce.

— Gaspard, jesteś niemożliwy. Jeszcze nie dokończyłam ciasta. Wypuść mnie!

— Ciasto może poczekać. Kara nie — powiedział, dysząc lekko z wysiłku, ale na jego ustach błąkał się uśmiech.

— Jaka znowu kara? — zapytała, nie wiedząc, czy nadal ma chichotać, czy zacząć obawiać się o własny tyłek.

— No wiesz, wszystkie zaległe szlabany, teraz to. Zebrało ci się — mówił, wciąż dźwigając dziewczynę, chociaż szli na górę po schodach.

— Gaspard, zmęczysz się, odstaw mnie.

Odstawił. Ale dopiero w gabinecie. Usiadł na krześle po czym wciągnął ją na swoje kolana. Jego ręka powędrowała do guzików za dużej koszuli, którą miała na sobie. Jego koszuli.

— I to ma być ta kara?

— Jaka kara? Coś ci się musiało pomylić — wyszeptał, całując ją po szyi.

— Jeśli to ma być kara, to jaka będzie nagroda? — westchnęła, drżąc na całym ciele.

Jej zamglone oczy spotkały się z jego pociemniałym od pożądania spojrzeniem. Uśmiechał się, a w jego oczach zobaczyła niewysłowioną obietnicę.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz