22. Ceremonia

655 131 46
                                    

Następnego dnia Amberly z miną skazańca zmierzającego na szafot, poddała się zabiegom skrzata domowego, który przyniósł jej suknię i z zadziwiającą wprawą zadbał o jej wygląd. Kiedy spojrzała w lustro, nie mogła poznać samej siebie. Jej włosy zostały upięte w niski luźny kok, a oczy podkreślone. Amberly wzbraniała się przed mocnym makijażem, jednak skrzat uparł się twierdząc, że wykonuje rozkazy samego Lestrange'a. Jej kremowo-złota suknia była prosta, w stylu, który kojarzył się Amberly ze starożytną Grecją.

Nie chciała tego ślubu. Miała wyjść za mąż za człowieka, za którym nawet nie przepadała. Mało tego, ona go nienawidziła! Shepherd budził w niej strach i wytrącał ją z równowagi. Miała nadzieję, że kiedyś ta cała farsa się skończy i uwolni się od tego człowieka.

Kiedy była gotowa, skrzat wyprowadził ją do salonu, gdzie czekał już na nią Shepherd. Wyglądał jak zwykle perfekcyjnie. Tylko raz Amberly widziała go w niechlujnym wydaniu. Wtedy myślała, że jest dla niej kimś bliskim. Kimś, kogo chciała poznawać bardziej i bardziej. A teraz? Był dla niej obcy, nieprzystępny. Była spięta i zdenerwowana, kiedy weszła niepewnym krokiem do salonu. Shepherd podniósł wzrok, a jego twarz zastygła w nieodgadnionym wyrazie. Ani słowem nie skomentował wyglądu Amberly. No tak, oczywiście, w końcu czego ona się spodziewała po kimś, kto zamiast serca miał bryłę lodu? Co gorsza, nawet Lestrange nie omieszkał wyrazić swojego uznania dla urody Amberly.

— No, no, wyglądasz wprost nieziemsko, niczym grecka bogini — zachwycił się, a w jego głosie zabrzmiał niekłamany podziw. — Szkoda, że nie mogę się wybrać na tę z pewnością przepiękną uroczystość. Będzie z wami kilku ludzi z mojej obstawy. Dyskretnie, ma się rozumieć...

Amberly nie czuła się komfortowo pod jego pożądliwym spojrzeniem. Spuściła wzrok, milcząc.

— Gotowa? — zapytał krótko Shepherd, wyczuwając jej zniecierpliwienie.

— Jak widać — odburknęła.

Shepherd rzucił na dziewczynę zaklęcie uległości, a ona rzuciła mu nienawistne spojrzenie.

— To tak dla pewności, żebyś nie zrobiła niczego głupiego — wyjaśnił, jakby się tłumacząc. Dodatkowo zakamuflował ją zaklęciem kameleona.

— A to dla bezpieczeństwa. Kiedy będziemy już na miejscu, usunę oba zaklęcia — mruknął, po czym wziął ją pod ramię i wyprowadził na schody przed wejściem do posiadłości, skąd teleportował ich przed gmach Ministerstwa Magii.

Amberly kroczyła u boku Shepherda przez ogromny hol wyłożony elegancką ciemną boazerią. Ciągle czuła na sobie czyjś wzrok, zapewne ukrywających się strażników wysłanych przez Lestrange'a. Zdziwiły ją pustki panujące w budynku. Czy o tej porze nie powinno być tu mnóstwo ludzi? Minęli fontannę i doszli do wysokich, błyszczących drzwi. Shepherd wszedł bez pukania, ciągnąc za sobą Amberly. W środku był obecny jakiś mężczyzna. Amberly wywnioskowała, że musiał to być nie kto inny, tylko sam Mistrz Ceremonii. I nie myliła się. Shepherd w międzyczasie zdjął z niej zaklęcia.

— Witam witam, moi drodzy państwo. Miło mi panią poznać. Przepiękna panna młoda, doprawdy — rzekł z silnym akcentem, którego Amberly nie rozpoznawała. — Proszę tutaj, proszę — powiedział, kłaniając się im i prowadząc ich do czegoś w rodzaju niewielkiej sceny, która jarzyła się niebieskawą poświatą. Amberly nigdy nie była nawet na mugolskim ślubie, a co mówić na czarodziejskim, dlatego czuła się tym bardziej niepewnie.

— Czy są państwo gotowi do złożenia przysięgi?

— Tak — odparł stanowczo Shepherd. Był wyraźnie czymś poddenerwowany, tak jakby na coś czekał. Amberly się nie odzywała. Z grymasem rezygnacji weszła wraz z Shepherdem na oświetlony podest. Dziewczynę uderzyła groteskowa myśl, że brakowało na nim tylko szubienicy.

— Podajcie sobie państwo prawe dłonie — poinstruował ich Mistrz Ceremonii. — I powtarzajcie za mną słowa Przysięgi Małżeńskiej.

Amberly miała ochotę uciec z tego przeklętego miejsca. Chciała krzyknąć urzędnikowi w twarz, że jest zmuszona do tego ślubu. Bała się jednak zaryzykować. Podejrzewała, że nic by swoim buntem nie wskórała, gdyż jak się domyślała, milczenie urzędnika było już dawno opłacone. Powtórzyła zatem słowa przysięgi, nie patrząc Shepherdowi w oczy. Ten jednak podniósł jej podbródek palcem, tak aby musiała na niego spojrzeć. W jego oczach dostrzegła dziwny smutek i żal. Dlaczego? Przecież dla niego ten ślub nic nie znaczył. Wokół ich złączonych dłoni zalśniły tańczące ogniki układające się w złoto purpurowy węzeł, będący symbolem ich zjednoczenia w związku małżeńskim.

— Teraz mogą się państwo pocałować — ogłosił radośnie Mistrz Ceremonii. Amberly poczuła nieprzyjemny skurcz w żołądku, a serce zaczęło jej bić tak mocno, że niemal słyszała jak dziko łomoce się wewnątrz. Niczym uwięziony ptak w klatce. Octavian Shepherd, a właściwie Gaspard Grindelwald, który w tej chwili stawał się jej mężem, przyciągnął ją do siebie i pocałował z pasją, jakiej Amberly się po nim nie spodziewała. Miała wrażenie, że pocałunek trwa wiecznie, choć tak naprawdę było to tylko kilka sekund. Kilka ostatnich sekund.

— Uciekaj, Amberly — wyszeptał Grindelwald. Ich spojrzenia spotkały się na krótko, a po chwili w sali rozpętało się piekło.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz