29. Nóż na gardle

640 124 44
                                    

Octavian Shepherd ogarnął wzrokiem pusty salon w domu przy ulicy Grimmauld Place. Jeszcze zeszłej nocy siedział na tej obdrapanej sofie razem z Amberly, po której został tylko kremowy koc. Zanim wzeszło słońce, jego żona udała się z powrotem do Nory, gdzie jak
obiecała, miała przebywać tylko jeden dzień dłużej, żeby odpowiednio podziękować za pobyt i pożegnać się z rodziną Weasleyów. Nie był tym zachwycony, ale zgodził się po jej usilnych prośbach. Nagle z tęsknych rozmyślań wyrwał go piekący i pulsujacy ból na prawym przedramieniu. Może to i dobrze, że Amberly przy nim nie było. Musiałby zostawić ją teraz samą, a tak przynajmniej mogła spędzić ten czas wśród ludzi. Lestrange dawno go nie wzywał, więc zdążył się już odzwyczaić od wizyt w siedzibie śmierciożerców. Westchnął z rezygnacją, po czym wyszedł przed dom, aby z uczuciem mieszaniny smutku oraz niepokoju okręcić się w miejscu i zniknąć.

***

— Rudolfie, wzywałeś mnie?

— Witaj Gaspardzie, o wilku mowa — zaśmiał się Lestrange, który siedział przy stole jadalnym wraz z kilkoma swoimi najbliższymi współpracownikami. — Właśnie o tobie mówiliśmy — oznajmił pogodnie, wskazując mu miejsce po swojej prawej stronie.

Grindelwald zasiadł i rozejrzał się po zgromadzonych z uniesionymi brwiami.

— Kilka dni mnie nie ma, a wy już obrabiacie mi tyłek? Banda wieprzy — zadrwił śmiejąc się, a reszta mu zawtórowała, widocznie przyzwyczajona do wzajemnych docinków.

— Dobrze cię widzieć — rzucił z rozbawieniem Lestrange, klepiąc energicznie Shepherda po plecach. — Słuchaj, mamy dla ciebie wspaniałą wiadomość! Poczekaj aż zobaczysz, kto tym razem pojawił się w moich zacnych progach! No może nie z własnej woli, ale jednak — zarechotał, a wszyscy oprócz Grindelwalda wybuchnęli śmiechem.

— O czym ty mówisz? Streszczaj się, bo robisz się trochę irytujący z tą swoją tajemniczością — zapytał Shepherd, sięgając po butelkę piwa kremowego.

— No to bierz piwo i chodź za mną — powiedział wyraźnie podekscytowany Lestrange i ruszył w stronę wyjścia na taras, gdzie jeszcze kilka tygodni temu uwięziony w klatce był Dennis Creevey.

— Zaraz zobaczysz, jaki mam dla ciebie prezencik. Już nie mogę się doczekać twojej miny — piał Lestrange, a idąc aż podskakiwał z zadowolenia.

Shepherd przywołał na twarz uśmiech i zaciekawienie, lecz tak naprawdę w środku wszystko skręcało mu się z niepokoju.

Doszli do krat, a Rudolf wskazał mu jakąś drobną postać leżącą na ziemi pod wyświechtanym kocem. Obok niej na podłodze ustawiona była metalowa miska z jedzeniem.

— Kto to? — zapytał Shepherd, nie mogąc powstrzymać grymasu zdenerwowania na twarzy.

— Twoja przepustka do bram rozkoszy, sławy i władzy, Gaspardzie, władzy! — zaśpiewał tryumfalnie Lestrange.

— Co masz na myśli? — zapytał Shepherd, bojąc się odpowiedzi, jednak starając się nie okazywać po sobie nawet cienia strachu.

— Oto, mój drogi, jest Rosalie Miles, babka naszej uprowadzonej przez Pottera Amberly. Wystarczy, że wyślemy Potterowi list z żądaniem wymiany jeńców pod groźbą zabicia niewinnej staruszki. Czyż to nie genialne? Będziesz miał swoją dziewczynkę z powrotem! — wydyszał zachwycony swoim przebiegłym planem śmierciożerca.

— No no, zaimponowałeś mi, Lestrange — odparł Shepherd siląc się na zadowolony ton.
— Tylko skąd pewność, że Potter zgodzi się na wymianę?

— Zgodzi się, zgodzi. Znam jego mięciutkie serduszko dobrze jeszcze z czasów drugiej wojny, on nienawidzi rozlewu niewinnej krwi. Będzie chciał zrobić wszystko, żeby mugolaczkę ocalić. A my odzyskamy naszą piękność, która jest przepustką do naszego zwycięstwa w wyborach. Bez partnerki jesteś jak kastrat! Nikt ci nie zaufa, czarodzieje nie wybiorą na Ministra Magii samotnego mężczyzny! Ta szlama jest nam potrzebna. Uwiarygadnia cię w oczach publiki.

Shepherd ukrył strach i wściekłość, udając, że się nad tym planem zastanawia. Zaklął w myślach przeklinając swoje okropne w skutkach niedopatrzenie. Jak mógł do tego dopuścić? Skupił się na zapewnieniu bezpieczeństwa Amberly, na tym, żeby wyrwać ją ze szponów Lestrange'a, zapominając o tak kluczowej sprawie! Niech to szlag weźmie!

— To jak? Pisać do Pottera?

— Jeśli uważasz, że ma to sens, to pisz. Chętnie w końcu zabawię się z moją młodą żonką. Sam chciałem ją odbić Potterowi, ale skoro przydarza się taka okazja, to szkoda nie skorzystać — powiedział, a Lestrange potarł ręce z zadowoleniem.

— Wiedziałem, że mój plan ci się spodoba. Co dwie głowy to nie jedna, Gaspard. Zapamiętaj to. Dzięki naszemu tandemowi zajdziemy na sam szczyt w tym pieprzonym ministerstwie, a Potter i jego banda jeszcze będą nam różdżki czyścić. Już niedługo. Potter i Schacklebolt mogą już zacząć sprzątać biurka — zaśmiał się z pogardą, a Shepherd zmusił się do równie pogardliwego uśmiechu.

***

— Czytałeś? — zapytał zamiast powitania Shepherd, wchodząc do gabinetu Szefa Aurorów.

— List od Lestrange'a? Tak — odparł Potter zmęczonym głosem.
— Chyba nie mamy wyjścia. Trzeba mu oddać dziewczynę.

— Chyba sobie kpisz. Nie ma takiej opcji — odpowiedział mu Octavian, uderzając pięścią w blat jego biurka, przez co pojemnik z piórami przewrócił się z hałasem.

— Uspokój się. Przecież będziesz miał na nią oko. Jeśli jej nie oddamy, staruszka zginie. Lestrange napisał, że nie będzie to przyjemna śmierć. Nie możemy na to pozwolić!

— Co za pieprzony bydlak! Za każdym razem mam ochotę zetrzeć mu z gęby uśmieszek Cruciatusem, ale nie mogę kiwnąć palcem, bo na każdym rogu ma gotowych do walki kilku zakamuflowanych goryli. Nie miałbym szans.

— To chyba jasne, nie musisz się tłumaczyć. Potrzebujemy wtyki, nie możesz dać się zdekonspirować — powiedział spokojnie Potter. — Słuchaj, najlepiej zapytajmy o zdanie Amberly. Niech ona zdecyduje, czy chce zamienić się miejscami z babką.

— Chyba sobie żartujesz! Na pewno będzie chciała. Nawet jeśli oznaczałoby to jej śmierć! To szlachetna dziewczyna. Dlatego nie możemy jej o niczym mówić! Napisz Lestrange'owi, że na razie się zastanawiasz i dasz mu odpowiedź za jakiś czas. Może do tej pory coś wymyślimy.

— Niech będzie. Czekam trzy dni. Potem rozpoczniemy przygotowania do wymiany Amberly za jej babkę.

— Trzy dni to za mało.

— Wystarczy. Nie możemy go drażnić. Zresztą naprawdę, ponowny pobyt Amberly u Lestrange'a nie byłby taką tragedią...

— Byłby! Rabastan prawie ją dopadł! Teraz już nie chroni ją zaklęcie przysięgi. Będzie bardziej narażona, nie rozumiesz? Pieprzony sukinsyn. Czasem mam wrażenie, że robi to wszytko, żeby mnie wodzić za nos! — warknął Shepherd.

— Rozumiem cię, ale jak na razie nie widzę innego rozwiązania — odpowiedział ze złością Potter.

Niestety Octavian również nie widział innego wyjścia. Miał nóż na gardle i jeden nieprzemyślany ruch mógł wszystko zepsuć. Rudolf Lestrange znowu był górą.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz