20. Słowna potyczka

652 120 48
                                    

Amberly była tak zdesperowana, że odważyła się postawić wszystko na jedną kartę. Jej palce pobielały, zaciskając się na różdżce wymierzonej prosto w Shepherda. Nie zamierzała się poddać. Jeśli będzie trzeba, użyje przemocy.

— Ostrzegam, jeśli pan zrobi cokolwiek, co mnie zaniepokoi, to zrobię panu krzywdę! Więc niech mnie pan stąd wyprowadzi w miejsce, skąd będę mogła się deportować. I żadnych sztuczek!

— Nie bądź śmieszna, Miles. Nie uda ci się stąd wydostać. Myślisz, że gdyby to było możliwe, to bym tego nie zrobił już dawno? — powiedział cicho. Był zaskakująco spokojny.

— Ale... O czym pan mówi? — zapytała zdezorientowana.

— Mówię, że wcale nie uśmiecha mi się to, że tutaj jesteś. Ale niestety nie mam na to wpływu.  Więc oddaj mi różdżkę i nie rób więcej takich głupstw.

— Nie wierzę panu! Jest pan kłamcą. I złoczyńcą!

— Nie przeczę. Ale teraz mówię prawdę. Wierz mi dziewczyno, dla swojego dobra oddaj mi tę różdżkę, a zapomnimy o całej sprawie.

— Po moim trupie! — syknęła Amberly. — Wyprowadź mnie stąd, bo już tracę cierpliwość! No już!

— Od kiedy to jesteśmy na "ty"? — odparł Shepherd, a kącik ust mu zadrgał.

— Od teraz. Mam gdzieś konwenanse! Zresztą nie jesteś już moim opiekunem, nie jesteśmy w szkole. Koniec tej gadki. No już, idź przodem — powiedziała, wskazując mu drzwi różdżką.

Shepherd westchnął z irytacją, a po chwili roześmiał się.

— Dziecinko, gdybyś miała mi coś zrobić, to już byś spróbowała. Możesz mnie co najwyżej tą różdżką dźgnąć, ale nie radzę, nie mam ochoty siłować się z kobietą — powiedział lekceważąco, a kącik ust znów mu zadrżał.

— Co cię tak bawi?

— Ty. Jesteś całkiem zabawna, udając odważną i nieobliczalną. To w ogóle do ciebie nie pasuje.

— Co ty tam wiesz! Nie znasz mnie. Zamknij się i rób co ci każę — warknęła, mając już dość tej przepychanki słownej. 

Shepherd westchnął przeciągle i pokręcił głową, po czym zaczął powoli zbliżać się do Amberly.

— Ostrzegam, jeszcze jeden krok!

— No to spróbuj. Pokaż, co potrafisz, mała złośnico — rzucił z lekkim rozbawieniem.

Amberly zagotowała się z wściekłości. Skoro ją prowokuje, to ona mu pokaże. Zetrze mu ten drwiący uśmieszek z twarzy.

— Jak sobie chcesz... Incancerus! — krzyknęła, jednak nic się nie wydarzyło. Różdżka z jakiegoś powodu nie chciała jej słuchać.

Drętwota! Petrificus totalus!

Nic. Znowu nic się nie wydarzyło. Amberly zaklęła w myślach.

Shepherd podszedł do niej i sięgnął po różdżkę. Dziewczyna, świadoma nieuchronnej porażki, zaczęła się rozpaczliwie wyrywać. Shepherd jednak, nie zważając na jej bezsensowne próby walki, zdecydowanie unieruchomił jej ręce, po czym z łatwością wyjął różdżkę z jej zaciśniętych palców.

— No i na co ci to było? Po co ta cała szopka? — mruknął jej do ucha, przytrzymując ją żeby się nie wyrwała.

Amberly była wściekła. Nie dość, że nic nie zdziałała, to jeszcze dała Shepherdowi kolejny powód, aby jej dokuczał. Czuła się upokorzona. Shepherd pomimo tego, że odzyskał różdżkę, nadal trzymał Amberly w żelaznym uścisku.

— No to teraz sobie porozmawiamy na poważnie. Jeszcze jeden taki numer, a będę zmuszony zastosować dodatkowe środki ostrożności, mała wilczyco — zażartował mężczyzna, wyraźnie powstrzymując się, aby nie wybuchnąć śmiechem.

— No i z czego się pan śmieje?

— O, to znów jestem panem? Wystarczyło pokazać ci, gdzie twoje miejsce, a od razu wrócił szacunek? A może chcesz, żebym nim był?

— Chyba w pańskich snach! Jest pan świrem, łajdakiem i oszustem! Wynoś się stąd!

— Ani myślę. Od dziś to także moja sypialnia. Rudolf nie ma nic przeciwko. Ja zresztą też.

— Ale... Ja się nie zgadzam! Wynocha stąd!

— A ja cię wcale nie pytam o zgodę. Spuść już z tonu, bo jestem zmęczony i dosyć mam twojego jazgotu. To, co powiedziałaś, zanim zabrałaś mi różdżkę, to prawda. Zastanów się, dziewczyno... — westchnął zmęczony. — Czy kiedykolwiek zrobiłem ci coś złego?

Amberly naburmuszyła się i odwróciła od mężczyzny plecami. Była wściekła, że jej plan się nie powiódł. Już zdobyła różdżkę! Dlaczego jej nie posłuchała?

— Mogę chociaż wiedzieć, dlaczego pańska różdżka nie chce mnie słuchać? — zapytała po kilku minutach milczenia.

Shepherd wydawał się być całkowicie rozluźniony. Ściągnął płaszcz i rozsiadł się na sofie, przeciągając się i ziewając. Zbierał się do odpowiedzi zastanawiająco długo.

— Cóż, to nie jest moja różdżka. Lestrange jeszcze nie oddał mi mojej. A tę mi pożyczył. Nie jestem jej prawowitym panem, więc zabierając mi ją, ty także nią się nie stałaś — wyjaśnił, nie patrząc jej w oczy.

Amberly sapnęła z irytacji. Tego nie mogła przewidzieć. Jej wściekłość na siebie nieco zmalała. Rzuciła się na łóżko i odwróciła tyłem do Shepherda.
Nie zamierzała zawracać sobie nim głowy. Niech nie myśli, że będzie z nim rozmawiać. Jeszcze czego! Mężczyzna miał jednak zupełnie przeciwne plany. Tym bardziej, że wprawiony w znakomity nastrój Rudolf pozwolił na zabezpieczenie sypialni zaklęciami umożliwiającymi zachowanie całkowitej prywatności.

Amberly poczuła, jak łóżko z drugiej strony ugina się pod ciężarem Shepherda. Strach zalewał jej umysł, brakowało  tchu, tak jakby miała się zaraz utopić w głębinach obezwładniającej paniki. Bała się tego, co miało nadejść, lecz postanowiła w duchu, że będzie się bronić. Nawet gdyby duma i honor były ostatnimi rzeczami, o które przyjdzie jej walczyć. Odważyła się zerknąć za ramię. Shepherd siedział do niej tyłem, pochylony, opierając łokcie na kolanach. Zauważyła, że biała koszula opięła się na jego umięśnionych plecach. Jej uwagę przykuła ciemna, krwawa plama z boku mężczyzny, ledwo widoczna w półmroku. To była jej jedyna szansa. Jedyny słaby punkt Grindelwalda.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz