53. Ciasteczkowe wróżby

544 103 90
                                    

Gaspard nie dbał już o nic. Podniósł Amberly, chwytając ją za uda i kopniakiem otworzył drzwi do swojego gabinetu, tylko dlatego, że był bliżej niż sypialnia. Posadził ją na biurku, cały czas patrząc jej w oczy, przy okazji z łoskotem strącając jakieś rzeczy na podłogę. Nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Nie był w stanie myśleć o czymkolwiek innym, niż tym, że ich usta i serca dzieliły milimetry. Kiedy dziewczyna oplotła go nogami w pasie, stracił wszelkie opory.

— Amberly... — wyszeptał, całując każdy odsłonięty skrawek jej ciała. Miał wrażenie, jakby to był sen. Ale nie... Jej ciepła, gładka niczym jedwab skóra była prawdziwa. Jej oddech łaskotał go w szyję. Była tutaj. Naprawdę tu była. Przycisnął swoje usta do jej rozchylonych warg, i napawał się tą chwilą długi czas, nie wykonując żadnego ruchu. W końcu Amberly poruszyła się i jęknęła cichutko. Stłumił jej zniecierpliwienie pocałunkiem, z początku delikatnym i powolnym. Chciał przedłużać ten moment do granic możliwości. Chciał napawać się jej smakiem, dotykiem, słodką niewinnością. Jej usta były tak uroczo nieporadne, dopiero uczyły się oddawać pocałunki. Wiedział, że nikt przed nim nigdy jej nie całował. Już wtedy, całując ją pierwszy raz w Hogwarcie, wyczuwał jej niedoświadczenie, choć dla niego była to cudowna świeżość, obezwładniająca delikatność. Napawał się świadomością, że jego Amberly dopiero odkrywała, czym jest dotyk mężczyzny. Nie chciał niczego przyspieszać. Muskał wargami jej wrażliwą skórę wokół ust, nie pogłębiając pocałunku. Jeszcze nie teraz. Jeszcze za wcześnie. Wodził rękami po jej nogach i talii. Pieścił palcami delikatną skórę na jej policzkach. Mokrych od łez policzkach. Zatrzymał się.

— Słońce? Ty płaczesz? Zrobiłem coś złego?

— Nie... Po prostu jestem tak szczęśliwa — wyszeptała w jego usta, uśmiechając się przez łzy.

Taka piękna, taka cudowna. Z zachwytem pochłaniał wzrokiem jej postać skąpaną w nikłym świetle sączącym się z korytarza. Otarł łzy z jej twarzy, po czym położył obie dłonie na biurku po obu stronach jej ciała.

— Co ty ze mną robisz, maleńka? Przy tobie zapominam o całym świecie.

Amberly uniosła dłonie i delikatnie gładziła jego twarz. Były wyjątkowo jak na nią ciepłe. Pozwalał jej badać kontury swojej twarzy, sunąć palcami po wszystkich zagłębieniach i wypukłościach. Nagle drgnął, kiedy dotknęła jeszcze nie zagojonych ran. Syknął i odsunął się, chwytając ją za rękę.

— Przepraszam, zapomniałam — wyszeptała.

Gaspard momentalnie oprzytomniał. On też zapomniał. Zaklął w myślach wściekły na samego siebie. Był pieprzonym egoistą. Przecież za kilkanaście dni może okazać się, że jest wilkołakiem. I co wtedy? Porzuci ją? Wykorzystaną, pozbawioną tej młodzieńczej niewinności? Nigdy w życiu.

— Kochanie, wiesz, że bardzo cię pragnę, ale jak mógłbym ci to zrobić? Chciałbym, żebyś była szczęśliwa, u boku jednego mężczyzny. Od początku i przez całe życie jednego!

— Tak, jednego! I będziesz nim ty — uśmiechnęła się. 

— Nie, jeśli stanę się potworem.

— Nie staniesz. A nawet jeśli, to nie dbam o to. Bo nigdy nie pokocham żadnego innego. Chcesz, żebym spędziła całe życie w żalu i tęsknocie?

— Teraz ci się wydaje, że nie mogłabyś...

— Bo nie mogłabym! — przerwała mu. — Nie rozumiesz? Nie byłabym już w stanie pokochać żadnego innego mężczyzny. Tego dla mnie chcesz? Żebym żyła w nieszczęściu i samotności?

— Przynajmniej z dala ode mnie byłabyś bezpieczna. Poza tym ze mną wcale nie byłabyś szczęśliwa. Nie wiesz, z czym to się wiąże.

— Na pewno istnieją szczęśliwe związki, w których mężczyzna jest wilkołakiem — powiedziała, wciąż trzymając rękę na jego policzku i miarowo gładząc go kciukiem.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz