52. Postanowienia, a pragnienia

537 106 80
                                    

Kilka godzin snu powinno wystarczyć. Musiało wystarczyć. Gaspard spojrzał na swoje odbicie w łazienkowym lustrze. Blizny po ugryzieniu zdawały się powoli zabliźniać. To dobry znak. Była szósta rano. Amberly jeszcze spała, więc cicho przemknął obok drzwi jej sypialni do swojego gabinetu. Dostrzegł sowę za oknem. Pospiesznie odebrał przesyłkę i rozwinął gazetę, na której już pierwsza strona informowała, że zaginiona praktykantka z Hogwartu została odnaleziona, a list wysłany do McGonagall był prawdziwy. Z artykułu wynikało, że Amberly przebywa obecnie w swoim rodzinnym domu. Doskonale. Marietta wywiązała się z umowy. Nabrał proszku Fiuu i rzucił w palenisko, po czym wkroczył w zielone płomienie, żeby po chwili wylądować w gabinecie Szefa Aurorów.

— Wszystko gotowe? — zapytał Pottera, na co ten poprawił nerwowo okulary i odchrząknął.

— Cóż, zrobiłem, co mogłem. Tuzin moich ludzi jest już na miejscu. Ukryli się i czekają na dalsze rozkazy. Widziałem, że artykuł się ukazał. Jeśli połkną haczyk, to będzie znaczyło, że są półgłówkami. Ale nie zaszkodzi spróbować.

— Użyliście zaklęć wykrywających aportację?

— Tak, dodatkowo wokół posesji wyznaczyliśmy linię. Jeśli ktoś ją przekroczy, od razu się o tym dowiemy. Chyba powinieneś do nich już dołączyć. Skorzystaj z mojego kominka. Podłączyliśmy salon w domu Rosalie Miles do sieci Fiuu. Ale jest zabezpieczony, można tam się dostać tylko przez ten jeden kominek.

— Sprytnie. Mam nadzieję, że przybędą — odrzekł Gaspard, z zadowoleniem kiwając głową.

— Powodzenia — rzekł Potter, po czym poklepał Shepherda po ramieniu.

***
Gaspard kończył właśnie obchód. Aurorzy poukrywali się w różnych częściach domu i ogrodu pani Miles. Postanowili czekać do wieczora. Jeśli śmierciożercy nie złapią przynęty, to odwołają akcję. Grindelwald stanął przy dużym oknie przytulnego salonu. Na dworze zaczynało już robić się ciemno. Nagle rozległ się dźwięk alarmu, a także gwizd ustawionych w kilku miejscach domu fałszoskopów.

— Ktoś się aportował! — dobiegł głos jednego z aurorów ukrytych w ogrodzie.

— Ilu? — zapytał Gaspard kierując pytanie do Terry'ego Boota, który był autorem zaklęcia wykrywającego aportację.

— Jeden! — zawołał cicho.

Tylko jeden? Gaspard zmarszczył brwi w zamyśleniu. Nie pasowało to do śmierciożerców ani trochę. Zwykle działali w co najmniej kilka osób, nie w pojedynkę. Wyjrzał przez okno. Ciemna postać kroczyła z uniesionymi do góry rękoma, z różdżką skierowaną końcem do dołu.

— Znak poddania! — ktoś szepnął.

— To może być podstęp...

— Czekamy! — zarządził Boot, a wszystkie głosy umilkły, w tym również fałszoskopy.

— Co, już posikaliście się w majty? — zawołał przybysz, a Gaspard rozpoznał głos Zabiniego.

— Czego chcesz, Zabini? — odkrzyknął, nie spuszczając mężczyzny z oka.

— Chcę porozmawiać...

— O czym?

— Mam dla was propozycję — zawołał Blaise, unosząc swoją różdżkę do góry, po czym położył ją na ziemi.

— Rozbroić go!

— Nie trzeba, geniusze, przecież sam się poddaję — westchnął Zabini. Mimo to któryś z aurorów wystrzelił w jego kierunku zaklęcie Expeliarmus. Różdżka poszybowała w powietrzu znikając w kryjówce aurora.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz