Shepherd podążał w milczeniu za Rudolfem, który nucił melodię pod nosem, wyraźnie z czegoś zadowolony. Mężczyzna w końcu wyprowadził Shepherda schodami na sporej wielkości taras. Ich oczom ukazały się kraty ogromnej klatki. Pośrodku metalowej konstrukcji znajdowało się krzesło, na którym siedział związany mężczyzna z opaską na oczach. Jego głowa opadła bezwładnie na klatkę piersiową, tak jakby był pogrążony w śnie.
— Gaspardzie, pozwól, że ci przedstawię naszego znamienitego gościa — wyszeptał teatralnie Lestrange. — Ale zaraz zaraz, wy się przecież musicie znać... W końcu pracowałeś z aurorami, nieprawdaż?
— Tak, poznaję go — odrzekł Shepherd beznamiętnym głosem.
Rudolf przeszedł wzdłuż klatki, bębniąc różdżką o stalowe pręty.
— Pobudka, Creevey!
Związany mężczyzna podniósł głowę i od razu podjął próbę uwolnienia skrępowanych z tyłu rąk. Jego wysiłki spełzły na niczym, co Rudolf skwitował krótkim śmiechem.
— Co, jeszcze się szarpiesz? Mało ci po ostatniej nocy? To dobrze, bo przyprowadziłem ci towarzystwo.
Shepherd zmusił się do pogardliwego uśmiechu.
— Chcę, żebyś mu przemówił do rozsądku, Gaspardzie. Zabini próbuje go przekonać do współpracy już drugi tydzień, jednak uparciuszek z niego. Może przez wzgląd na waszą dawną znajomość uda ci się na niego wpłynąć — powiedział Rudolf na tyle cicho, aby więzień go nie usłyszał.
Shepherd wiedział, że chwila zawahania może zniweczyć tak trudno zdobyte zaufanie Lestrange'a, więc udając rozbawienie wyciągnął różdżkę z wewnętrznej kieszeni płaszcza.
— Jak zwykle — westchnął, udając rozbawienie. — Czy to mnie musisz zawsze brać do najbrudniejszej roboty, Lestrange?
— Przecież zawsze uwielbiałeś ten element szkolenia. Pomyślałem, że przypomnisz sobie stare, dobre czasy. No co? Nie mów, że zmiękło ci serduszko.
— Ani trochę. Po prostu przemoc mi się znudziła. Wolę inne metody walki — mruknął, po czym jakby od niechcenia postukał różdżką w swoją otwartą dłoń.
— No nie daj się prosić. Bo gotów jestem pomyśleć, że geny twojego dziadunia się odzywają...— zakpił Rudolf, jednak natychmiast przestał, kiedy zobaczył wzrok Shepherda. — Tylko żartowałem — powiedział pojednawczo.
Shepherd powoli podszedł do Lestrange'a i popatrzył na niego z góry.
— Jeszcze jedna taka insynuacja, a nici ze współpracy.
— O-oczywiście — wydukał mężczyzna. — To było niepotrzebne, wybacz.
— Co chcesz, żebym z nim zrobił? — wszedł mu w słowo Shepherd. — Jeśli chcecie z niego coś wydobyć, to użyjcie Veritaserum, będzie szybciej.
— Ostatnio przecież wynaleźli trwałe antidotum na Veritaserum. Nie wiemy, czy mu tego nie zaaplikowali. Zresztą nie chodzi o zeznania. Chcemy go skłonić do współpracy. Imperius nie wchodzi w grę, od razu by go wykryli. Te wynalazki Weasley'ów...
— Cruciatusem niczego nie zdziałacie. Jest twardy — stwierdził Grindelwald.
— Wiem. Nie chcę go doprowadzić do takiego stanu, że nie będzie wiedział, jak się nazywa. Tak sobie pomyślałem o tym twoim milutkim zaklęciu uległości. Nie dałoby rady go trochę przekabacić na naszą stronę dzięki niemu?
— To działa tylko na kobiety — prychnął Shepherd, kręcąc głową.
— Tak podejrzewałem — westchnął Rudolf zawiedziony. — Więc pozostaje stary dobry szantaż. Emocjonalny, ma się rozumieć.
— Co masz na myśli?
— Z tego co wiem, Creevey ma rodzinkę, ale swoje gniazdko skrupulatnie ukrył. Wiesz już, o co mi chodzi?
— Taa... Zostaw to mnie. Porozmawiam z nim. Czego konkretnie od niego oczekujesz?
— Generalnie potrzebna mi wtyka wśród aurorów.
— Przecież masz mnie. Mogę się czegoś dowiedzieć. Potter i McGonagall myślą, że jestem z kolei ich wtyką. Nawet nie wiesz, jaki to ubaw obserwować ich naiwne twarze.
— Wiem, ale za jakiś czas mogą zacząć cię podejrzewać. Chciałbym mieć zabezpieczenie, na wypadek gdybyś był spalony.
— I tym zabezpieczeniem ma być Creevey? Cóż, wybacz, ale nie sądzę, żeby mógł być ci lojalny, nawet zaszantażowany. Prędzej zdechnie, niż przejdzie dobrowolnie na naszą stronę.
— A ja myślę, że każdego da się przekonać, trzeba tylko dobrać odpowiednie argumenty — odparł Lestrange, gładząc różdżkę palcem wskazującym.
— I ja mam się niby tego podjąć?
— No a kto się lepiej nada? Jesteś potomkiem wili, masz to we krwi. A jeśli kulturalna rozmowa zawiedzie, wiesz co masz robić.
Shepherd kiwnął głową. Szybko dokonał chłodnej kalkulacji. Jeśli odmówi Lestrange'owi, ten straci do niego zaufanie. Rudolfowi nie chodziło tak naprawdę o żadne skłonienie Creeveya do współpracy. Był to po prostu kolejny sprawdzian, czy Shepherd jest tym, za kogo się podaje. Jeśli mu odmówi, Lestrange uzna go za kłamcę i prawdopodobnie zabije. Shepherd nie mógł pozwolić na przerwanie operacji w tym momencie. Nie wydostał jeszcze Amberly. No i musiał trzymać rękę na pulsie, wiedzieć, co planuje Lestrange. Z trudem podjął kolejną trudną decyzję.
Krzyki i jęki Creeveya było słychać przez całe popołudnie. Cena za zaufanie Lestrange'a była wysoka.
***
Powoli zapadał zmierzch, spowijając świat mglistym całunem szarości i mroku. Shepherd zmierzał do pokoju Amberly, lecz zatrzymał się przy oknie i oparł ręce o parapet. Był wykończony, wypruty z emocji. Wciąż słyszał w głowie krzyki Creeveya. Najgorsze było jednak to, że przestał odczuwać wyrzuty sumienia. Klątwa wybudzona przez zło przejmowała nad nim kontrolę. Nie czuł niczego. Ciemność, niczym zmrok za oknem, zapadała nieubłaganie w jego duszy, a do świtu było jeszcze daleko...
CZYTASZ
Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅
FanfictionMija dwadzieścia lat od upadku Czarnego Pana. Absolwentka Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie - Amberly Miles - po pięciu latach studiów wraca do zamku, aby zacząć praktyki u Mistrza Zaklęć - Filiusa Flitwicka. Już pierwszego dnia Hogwart okry...