39. Badacz starożytnych run

556 117 64
                                    

Gaspard Grindelwald tak bardzo oczekiwał na jakikolwiek dźwięk ze strony wciąż nieprzytomnej Amberly, że wzdrygnął się gwałtownie, słysząc głuche pukanie do drzwi. Wstał, chwiejąc się lekko, gdyż ciało zdrętwiało mu od długiego siedzenia na zimnej posadzce. Uchylił drzwi i wpuścił do środka starszego od siebie o kilkadziesiąt lat mężczyznę. Był to jego dobry znajomy, może nawet przyjaciel. Nieraz wyratował go z opresji i pomógł mu się pozbierać po jakiejś ciężkiej walce czy to z wrogiem czy z samym sobą.

— Nie obudziła się? — zapytał mężczyzna, odsuwając z twarzy długi kosmyk szarych włosów.

— Nie — odparł krótko Octavian, przełykając z niepokojem ślinę i patrząc w oczy starca, szukając w nich prawdy. Prawdy o tym, co będzie z jego żoną. Przywiózł ją do człowieka, który jako jedyny był w stanie zdziałać cokolwiek ze zgubnymi skutkami klątwy ciążącej na rodzie Grindelwaldów. 

— Jest jeszcze szansa? Już niedługo świt. Od kilku godzin śpi spokojniej.

— To dobra oznaka. Zareagowała na czary i eliksir uspokajający prawidłowo. Ważne, że zaczęła głębiej oddychać. Dotlenienie jest bardzo ważne w przypadku utraty przytomności.

— Mówiłeś, że obudzi się jak wzejdzie słońce...

— Powinna. Tego się spodziewam, ale nie mogę dać ci gwarancji.

Shepherd westchnął głęboko, a jego drżący oddech był pełen strachu i smutku. Tak bardzo martwił się o Amberly. Nie zmrużył oka przez całą noc, a wspomnienie śmiejącej się i wirującej w jego ramionach Amberly ciągle do niego wracało. Widział je w ciemności przed sobą, widział jej uśmiechniętą twarz i pogodne oczy.

— Patrick, nie wiem jak ci dziękować...

— Daj spokój chłopcze... Dobrze, że do mnie przyszedłeś.

— Najpierw pomyślałem o Mungu, ale podobno Lestrange kogoś tam umieścił jako szpiega... Do tej pory go nie zdekonspirowano... Nie mogłem ryzykować.

— Racja, musisz się teraz ukrywać. Dziewczyna również.

— Nie możemy ukrywać się u ciebie zbyt długo. W samym środku Pokątnej...

— Wiem, niezbyt dobre miejsce na kryjówkę. Na sklepik owszem, ale jeśli będą was szukać, to lepiej, żebyście znaleźli inne lokum.

— Na razie liżą rany, wyrównują szeregi, ale wkrótce uderzą. Nie wiem jeszcze z której strony, ale to pewne. Jeśli tylko Amberly dojdzie do siebie... — urwał, gdyż nie dopuszczał do siebie innej możliwości, a nieprzyjemny chłód niepokoju zalał mu umysł i płuca, przez co nie mógł dokończyć zdania.

— Nie martw się tym teraz. Musisz być dobrej myśli, inaczej i ciebie klątwa pochłonie wraz z nią — odparł starzec, poklepując lekko Octaviana po ramieniu.
— Chcesz, żebym tu z tobą posiedział? We dwóch zawsze to raźniej.

Shepherd nie odpowiedział, jednak starzec zobaczył wdzięczność w jego niezwykłych różnokolorowych oczach, toteż sprawnie wyczarował dwa kubki z parującą herbatą i dwa fotele, w których obaj zasiedli chłonąc ciszę kończącej się nocy. Shepherd miał wrażenie, że była to najdłuższa noc w jego życiu. I nie miał na myśli tylko  ciemności za oknem.

***

— Co powiedziałeś? O czym ty mówisz, Blaise? Jaki atak? — krzyczała piskliwym głosem czarnowłosa młoda kobieta o pulchnej twarzy i pokaźnym, mięsistym nosie.

— Byłem w posiadłości Lestrange'a. Chciałem zdać mu raport na temat nowych zabezpieczeń ministerstwa. Kurwa, Pansy, żebyś to widziała. Zdemolowane pokoje
... Trupy na podłogach... Krew... — jąkał się czarnoskóry mężczyzna, nie patrząc rozmówczyni w oczy.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz