43. Pokątna przechadzka Amberly

543 95 65
                                    

Harry Potter rąbnął zaciśniętą pięścią w blat biurka. W drugiej ręce trzymał pergamin z listą nazwisk, którą otrzymał od Shepherda kilka dni wcześniej.

— A niech to Drętwota strzeli! Zatrzymaliśmy zaledwie trzech z ponad trzydziestu nazwisk na liście! — warknął wściekle szef Departamentu Aurorów. — Terry, jak to możliwe? Przecież mieliście ich na tacy...

— Poukrywali się. Chyba mieli jakiś wewnętrzny system alarmowy, bo jak tylko Shepherd się zdekonspirował, lotem błyskawicy wszyscy śmierciożercy się dowiedzieli. Udało nam się schwytać tylko jakichś dwóch młokosów i Cormaca McLaggena.

— Cholera, pieprzony McLaggen... Dobrze, że chociaż jego przyskrzyniliście. Powiedział coś?

— Nic konkretnego. Wygląda na to, że chciał się na tobie zemścić jeszcze za jakieś durne porachunki ze szkolnych czasów.

— Daj spokój... Przyłączyć się do śmierciożerców, bo nie przyjąłem go do drużyny w szóstej klasie? Żałosny palant... — westchnął, zdejmując okulary i pocierając zmęczone oczy. — Tyle dobrego, że bracia Lestrange gryzą piach. Ale reszta szczurów poukrywała się po kanałach. Teraz szukaj wiatru w polu. Nie mamy drugiej wtyki. A właśnie... Wiadomo już, co z Shepherdem? Zostawił nam tę listę i zapadł się pod ziemię.

— Moi ludzie donieśli mi, że podobno przebywa w wilczym podziemiu. Ale po jaką cholerę? Tego nie wie nikt. Może Ted Lupin czegoś się dowie. Ma jakieś kontakty wśród wilkołaków.

— A Prorok nadal trzyma tę samą linię. Shepherd zaczął być gwiazdą, nowym bohaterem. Nie wiem, skąd ta Marietta się dowiedziała, ale wysmarowała artykuł o wielkich dokonaniach i zasługach Shepherda w likwidacji szajki Lestrange'a. Nawet moja teściowa go uwielbia. Chyba się w nim zakochała, tak jak kiedyś w Lockharcie.

Terry Boot parsknął śmiechem, a Potter mu zawtórował kręcąc z niedowierzaniem głową.

— Taa, widziałem te artykuły. Ciekawe czemu Edgecombe tak go ubóstwia?  — zapytał młodszy z aurorów. — Jak tak dalej pójdzie, to Shepherd rzeczywiście zostanie tym Ministrem Magii.

— Teraz to już niepotrzebne. To była tylko szopka odstawiona na potrzeby operacji wywiadowczej.  Chociaż... Właściwie Shepherd nadaje się jak mało kto. Nawet Hermiona nie ma takich predyspozycji.

— Zgadza się. Zresztą baba na stołku Ministra... — zaczął, lecz urwał widząc niewyraźną minę szefa. — Trzeba tylko zagadać z Creeveyem, żeby nie wnosił sprawy do Wizengamotu za tortury.

— Wiem, już z nim rozmawiałem. Nic nie powie.

— Tylko gdzie ten Shepherd się podziewa? Jutro pogrzeb Schacklebolta. Na dniach trzeba rozpisać wybory.

Potter zamrugał oczami, zawstydzony zbierającymi się w jego oczach łzami. Spodziewał się, że w końcu nastąpi ten moment. Jednak mimo wszystko był to dla niego ogromny cios. Po śmierci Kingsleya to on tymczasowo przejął funkcję Ministra Magii, jednak już te kilka ciężkich dni na stanowisku przekonały go, że za nic w świecie nie chce zostać Ministrem.

— Nie wiem, gdzie on do jasnej cholery się podziewa! Zawsze szlajał się własnymi ścieżkami, jak samotny wilk. Od samego początku trudno było go kontrolować, już od kiedy zaczął  pracować w naszych służbach... Ale widziałem w nim potencjał, przywódcze cechy. Dlatego zrobiłem go Szefem Brygady Wywiadowczej. Spisywał się wzorowo, miał sukcesy, ale po jakimś czasie zrezygnował. Wolał nauczać w Hogwarcie.

— Ale wywiad to jego naturalne środowisko! — zauważył Boot. —Zresztą, chcąc nie chcąc wrócił do roboty.

— Wrócił... Ale zrobił to tylko dlatego, że był mocno przyciśnięty przez McGonagall. Ma do niej słabość. A dodatkowo w całą sprawę została wciągnięta ta praktykantka. Stanowiło to pewną komplikację, jednak chyba sobie poradził. Wysłał mi Patronusa, że Miles jest już  bezpieczna. Ukrył ją gdzieś.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz