34. Zemsta Rabastana

578 117 54
                                    

— Gaspard, jeszcze jedna sprawa, zanim wyruszysz — powiedział Rudolf, ojcowskim gestem kładąc dłoń na ramieniu Shepherda. — W pokoju gościnnym jest ta Marietta. Postanowiła się do nas przyłączyć. Tak sobie pomyślałem, może warto by przed twoim wyjazdem udzielić jeszcze jednego wywiadu Prorokowi? Teraz jest dobra okazja.

Octavian uniósł jedną brew i westchnął.

— Ech... Rudolf, nie dasz mi spokoju, co?

— Wiesz, że to wszystko dla dobra idei. Zgodziłeś się być twarzą kampanii, to teraz wypełniaj obowiązki — zaśmiał się Lestrange.

Shepherd nie miał innego wyjścia. Sprawdził, czy różdżka jest na swoim miejscu, po czym wszedł bez pukania do pokoju. W fotelu siedziała rudowłosa kobieta, z jedną nogą założoną na drugą. Shepherdowi w oczy rzuciły się wściekle czerwone szpilki, równie jaskrawe co jej wydęte w uwodzicielskim uśmiechu usta.

— Edgecombe, jeszcze tutaj cię nie było... — powiedział zamiast powitania.

— Ach, Gaspardzie, milutki i szarmancki, jak zawsze — odparła, podnosząc się i wyciągając do niego rękę.

— Daruj sobie te gierki — mruknął Octavian, ignorując jej wyciągniętą dłoń i sadowiąc się w fotelu naprzeciwko. — Nie mam nastroju ani czasu na te durnoty, więc im szybciej skończymy, tym lepiej. I im mniej będę musiał mówić — dodał.

Marietta wyciągnęła z cętkowanej torby okazałe pióro, po czym ustawiła je na sztorc, tak żeby mogło zapisywać ich rozmowę.

— To opowiedz trochę o sobie, Grindelwald. Czytelnicy, a raczej czytelniczki naszej gazety, są bardzo zainteresowane twoją osobą...

Shepherd zrobił to z niechęcią i w bardzo okrojony sposób. Z każdą minutą jego irytacja narastała, ale chciał, żeby Lestrange był zadowolony. W pewnym momencie Marietta wstała z miejsca, jakby jego opowieść była niezwykle porywająca, a ona aż nie mogła usiedzieć w miejscu. Zanim Shepherd zdążył jakkolwiek zareagować, usiadła na nim okrakiem i objęła jego szyję rękami, wyciskając na jego otwartych z zaskoczenia ustach wilgotny pocałunek.

— Co ty wyprawiasz? Złaź ze mnie! — warknął, spychając ją z trudem ze swoich kolan. Otarł z obrzydzeniem wargi, na co Edgecombe tylko zachichotała.

— Hmm... Gaspard, smakujesz wybornie. Jak miętowy lukier... — mrugnęła do niego oblizując się, ani trochę nie speszona jego reakcją.

— Jesteś nienormalna! Ostatni raz robisz mi taki numer, suko — rzucił ostrzegawczym tonem i wypadł ze złością z pokoju. Za drzwiami natknął się na uśmiechającego się drwiąco Rabastana. Nie wróżyło to nic dobrego. Celowo zahaczył o śmierciożercę ramieniem, po czym ruszył na górę pożegnać się z żoną.

***
Minął dopiero jeden dzień, a Amberly już z ogromnym trudem znosiła nagłą rozłąkę ze swoim mężem. Tak jak obiecał jej Gaspard, żaden z braci Lestrange'ów do niej nie zaglądał. Nie widziała nikogo, od kiedy Shepherd opuścił jej sypialnię. Tylko domowy skrzat przynosił do pokoju posiłki, co było jedynym urozmaiceniem wszechobecnej nudy, która robiła się dla dziewczyny już mocno uciążliwa. Nie chciała o nic prosić Lestrange'a, chociaż podejrzewała, że zgodziłby się na dostarczenie jej jakichś książek lub gazet. Poranek przyniósł jednak coś nowego.

— Mam dla panienki śniadanie. A także przesyłkę — zaskrzeczała Mordka, ustawiając tacę z jedzeniem i kopertą na stoliku.

— Dziękuję. A od kogo jest ten list?

— Nie wolno mi panience powiedzieć. Mam tylko dostarczyć do jej rąk — odpowiedziała skrzatka, po czym z głośnym trzaskiem się zdeportowała.

Amberly zlustrowała podejrzliwie sporej wielkości kopertę, leżącą niewinnie na tacy.
Może to jakiś podstęp? Zmagała się przez dłuższy czas z wątpliwościami. Wrodzona ciekawość jednak zwyciężyła. W końcu była Krukonką. Z duszą na ramieniu sięgnęła drżącą ręką po kopertę. Rozerwała ją, a na jej podołek wypadły... Zdjęcia?

Serce Amberly zaczęło bić jak oszalałe, kiedy zdała sobie sprawę, co przedstawiają. Na jednej fotografii widniał jej mąż w towarzystwie jakiejś kobiety o kędzierzawych włosach. Siedzieli pogrążeni w rozmowie przy stoliku w restauracji. Amberly pospiesznie przyjrzała się drugiemu zdjęciu. Zalała ją fala gorąca, a serce spowolniło bieg, niemal całkowicie się zatrzymując. Była jednocześnie zszokowana, zrozpaczona i zawiedziona. Nie mogła znieść widoku Octaviana całującego inną kobietę. Zdjęcie było jednoznaczne!

Jak mogła być tak naiwna? On tylko udawał! Wszystko było kłamstwem. Ten człowiek był bezwzgledny. Chciał ją tylko wykorzystać do swoich celów, pobawić się z młodą dziewczyną. A ona mu zaufała! Pozwalała dotykać, całować... Łzy wezbrały w jej oczach, rozmazując styczniowy ponury krajobraz za oknem. Nigdy w życiu nie czuła się tak zraniona, tak samotna... Klątwa tylko wzmogła jej poczucie zranienia, sącząc czarną truciznę w jej rozżalone myśli.

Nie mogła wiedzieć, że za drzwiami jej urywanym, pełnym rozpaczy szlochom z dziką radością przysłuchiwał się Rabastan Lestrange. Trząsł się od powstrzymywanego z trudem chichotu. Czuł się cudownie. Nareszcie jego skrzętnie planowana zemsta miała okazję się ziścić. I będzie miała wyjątkowo słodki smak.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz