51. Coś za coś

546 96 88
                                    

Ręka Gasparda zawisła nad kawałkiem pergaminu. Tak, to był jedyny sposób. Nic innego nie przychodziło mu do głowy.  Zamaszystym pismem nakreślił na papierze kilka słów.

Współpraca albo Azkaban. Wybieraj.

Machnął różdżką nad słowami, które zalśniły przez chwilę niebieskim blaskiem. Musiał zabezpieczyć list tak, żeby nikt poza odbiorcą nie był w stanie go odczytać. Nigdy nie wiadomo, kto mógłby go przechwycić. Uznał, że nie musi się podpisywać. Machnął ponownie różdżką, a koperta z wiadomością zniknęła, pojawiając się zapewne gdzieś setki mil stąd, na jakimś obrzydliwie wystrojonym w kiczowate ozdoby biurku. Nigdy nie był w siedzibie Proroka, a tym bardziej u Marietty Edgecombe. Dzięki umowie Ministerstwa zawartej z kilkoma pismakami, z Prorokiem Codziennym na czele, pracownicy Ministerstwa zostali włączeni w sieć, dzięki której mogli wysyłać do siebie krótkie wiadomości bez używania kłopotliwych sów. Oczyma wyobraźni już widział szponiastą, ozdobioną klejnotami rękę wypisującą pawim lub innym równie odrażającym piórem odpowiedź. Skrzywił się z niesmakiem, przypominając sobie jej napastliwy pocałunek, który przysporzył mu później tyle problemów, strachu i bólu. Przeklęty babsztyl.

Drgnął, widząc jak na blacie rozbłysnął płomień, z którego wyłoniła się mała koperta z tandetnego papieru w jakiś zwierzęcy, drapieżny wzór. Zemdliło go na ten widok. A może to przez zapach ciężkich, lepkich perfum, który dotarł do jego nozdrzy wraz z kolejną dawką nieprzyjemnych wspomnień.

Nie ma nic za darmo.

Ruda, krościata małpa! Tak, Rudolf trafnie ją nazwał. Szczerze poirytowany naskrobał odpowiedź.

Jak chcesz, to aurorzy zgarną za chwilę ciebie i całą twoją menażerię. Panterka będzie się uroczo prezentować w towarzystwie krat.

Ponownie machnął różdżką, a liścik zniknął. Zaraz chyba straci cierpliwość. Tym razem czekał nieco dłużej. W końcu jednak koperta pojawiła się na jego biurku. Rozdarł pospiesznie obrzydliwy papier.

No no no, nasz wielce poważny Gaspard Grindelwald ma poczucie humoru. A skoro już mowa o tym, czego chcę... Chcę ciebie. Jeden raz.

Co za bezczelna kobieta! Nie znosił takich wyszczekanych, wymalowanych jak kukły bab. Między innymi tym Amberly go tak urzekła. Swoją niewinnością i naturalnością. Zdawał sobie sprawę, że przez swoje pochodzenie mógł być dla kobiet nieco bardziej pociągający. Ale żeby aż tak? Przypomniał sobie ostatnie artykuły Edgecombe dotyczące jego osoby. Przedstawiła go w jak najlepszym świetle. Podobno czarodzieje widzieli w nim teraz nowego przywódcę, wymarzonego lidera, bohatera współczesności na miarę Harry'ego Pottera. Rzeczywiście Edgecombe mogła coś do niego poczuć. Pieprzony Rabastan i jego durne gierki. Nawet po śmierci skutki jego intryg musiały go prześladować.

Przez lata miał do czynienia z wieloma bezwzględnymi kobietami, które przez łóżko torowały sobie drogę do wątpliwej kariery czy pieniędzy. Gardził nimi, choć czasem wykorzystywał. Szybko jednak z tym zerwał. Nie miał zamiaru nigdy więcej popełnić błędów z przeszłości. Musiał wziąć rudzielca na przeczekanie. Przecież to nie przysięga wieczysta, może ją równie dobrze złamać i nie dotrzymać umowy.

Dobra, ale tylko jeden raz.

Teraz tylko pozostało mu załatwić ochronę, a właściwie straż dla Amberly na czas jego wyjazdu. W jego domu była bezpieczna, bo on został Strażnikiem Tajemnicy. Ale to jej trzeba pilnować. Już nie raz pokazała, że jest zdolna do różnych głupstw. Nie darowałby sobie, gdyby znowu wywinęła jakiś numer, przysparzając sobie i jemu kolejnych kłopotów. Miał już dość. Tak bardzo pragnął spokoju. Ale zostało jeszcze ostatnie starcie. Musiał więc przekonać Pottera, żeby oddelegował do akcji grupę aurorów. To będzie najtrudniejsze. Wiedział, że Potter jest na niego cięty. Chyba musi mu to przypomnieć, dzięki komu Lestrange'owie nie żyją, a McLaggen grzeje pryczę w celi. Chwycił pióro i zapisał całą kartkę, wyjaśniając swoje motywacje i cele. Powinien zrozumieć, a nawet pomóc. Przecież Ministerstwu też zależało, żeby całkiem pozbyć się niedobitków śmierciożerców. Niestety Potter był na niego wściekły za odmowę przyjęcia stanowiska Ministra. Swoją drogą, bycie Ministrem Magii sporo by mu ułatwiło... Nie, to stanowczo nie dla niego. Wysłał list za pomocą kominka przez sieć Fiuu, po czym odłożył pióro. Zauważył, że dłonie poplamione miał ciemnym atramentem. W nikłym świetle lampki jego ręce wyglądały, jakby były brudne od krwi.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz