28. Oswajanie

672 122 78
                                    

Amberly opuściła rękę i odwróciła wzrok od Gasparda. Jak się spodziewała, usunięcie magicznej tarczy wyczarowanej przez Pottera było dla niego dziecinnie proste, jednak kiedy przestała dzielić ich ta bariera, poczuła się nieswojo. Przykre i pełne gorzkiego jadu słowa odbijały się echem w jej głowie. Zranił ją i upokorzył słowami. I chociaż postanowiła mu wybaczyć wiedząc, że walka z klątwą nie jest łatwa, to nie mogła zapanować nad nierównym oddechem i łzami zbierającymi się w jej oczach. Odwróciła się od niego zakładając ręce na piersi.

— Amberly? — wyszeptał Octavian podchodząc do dziewczyny. Łzy spływały po jej zaczerwienionej z emocji twarzy. Shepherd wyciągnął rękę i otarłszy jej policzki, odwrócił jej twarz w swoją stronę. Zauważył, że unikała jego wzroku. Zaklął w myślach wściekły na samego siebie. Przyciągnął ją i tulił tak długo, aż przestała drżeć i po przerywanym westchnięciu zastygła w jego ramionach.

— Już dobrze, ciii... — uspokajał ją, gładząc po włosach, które teraz były potargane i w nieładzie. To przecież jego sprawka. Potraktował ją jak brutal. Sam siebie nie poznawał. Emocje, które wzbudziła w nim ta drobna istota były dla niego czymś nowym, ekscytującym ale i nieprzewidywalnym. Kiedy zobaczył ją w ramionach innego mężczyzny, pierwszy raz w życiu miał do czynienia z uczuciem zazdrości. Nie spodziewał się tego i nie był przygotowany na taki cios. Nie tłumaczyło to jednak jego gwałtownego zachowania w stosunku do Amberly. Pod naporem klątwy łatwo było mu przyjąć krzywdzącą dziewczynę wersję wydarzeń. Teraz pragnął tylko uciszyć jej ból. Chciał znów, tak jak w Hogwarcie, zobaczyć w jej oczach tę dawną radość, ufność i akceptację. Dawno w nich tego nie widział. A przecież on sam był powodem jej licznych zmartwień i strachu.

Ujął delikatnie jej twarz w dłonie patrząc w cudowne, szare oczy. Dopiero teraz dostrzegł, że jej tęczówki tuż przy źrenicach upstrzone były małymi złocistymi plamkami. Była taka piękna. Za każdym razem zachwycał się jej urodą. Już pierwszego dnia podczas Ceremonii Przydziału ich oczy się spotkały, a on sam był pod wrażeniem jej niewinnego i nieco rozmarzonego spojrzenia, tak jakby jej myśli unosiły się gdzieś pod rozgwieżdżonym sklepieniem w Wielkiej Sali. Tak delikatna, tak inna od niego. Później wplątała się w sam środek zagrożenia, a jemu zaczęło zależeć na jej bezpieczeństwie. Wiedział, że nie powinien. Miał świadomość, że jego uczucia wobec praktykantki są niestosowne. Poza tym była od niego sporo młodsza, a on nigdy nie był w stanie stworzyć z nikim bliskiej relacji. Nie miał wielu przyjaciół, nie miał rodziny. Jedyną osobą, którą kochał, i która przekazała mu zdolność do miłości, była jego nieżyjąca już matka.

Pamiętał, jak jego ojciec, wyglądający niemal tak samo jak on, okrutnie znęcał się nad nią. Gaspard miał wówczas siedem lat. Widząc bezbronność i słabość matki postanowił, że nigdy nie uderzy kobiety. Wbił sobie to do głowy i gardził tymi, którzy wykorzystując swoją przewagę siłową krzywdzili swoje ofiary. Matka jednak zmarła z wycieńczenia, a on został sam na długie lata. Co prawda ojciec wracał raz na jakiś czas do domu, jednak tak naprawdę był samotny. Sam musiał o siebie zadbać. Zacisnął na chwilę powieki, aby odgonić przykre wspomnienia i skupił się na osobie, która jako pierwsza i jedyna dała mu szansę, widziała w nim dobro, którego on sam nie dostrzegał.

— Amberly, tak bardzo tego żałuję. Moje zachowanie było...

— Już nic nie mów, nie wracajmy do tego. Nie byłeś sobą — przerwała mu Amberly, kładąc palec na jego ustach.

Nie mogła się powstrzymać i leciutko przejechała opuszką po jego dolnej wardze i wpatrywała się w niego tak jakby nie dowierzała, że jest tak blisko. Jej dotyk był dla Shepherda jednocześnie rozkoszą i torturą. Chwycił jej rękę i odsunął.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz