15. Więzy przysięgi

747 133 76
                                    

Amberly oddychała ciężko, przyparta do ściany przez Shepherda. Sama nie wiedziała, czy mężczyzna wzbudzał w niej strach czy raczej gniew, a może jakieś inne emocje, które odpychała od siebie.

— Nikt nie potrafi tak grać. Kim pan jest?

To pytanie znów wydostało się z jej ust bezwiednie i zawisło w ciszy między nimi przyciągając ich i odpychając jednocześnie.

— Kimś, kogo nigdy nie chciałabyś poznać, gdybyś miała wybór — odpowiedział Shepherd tak cicho, że Amberly ledwo go dosłyszała.

Odsunął się od niej gwałtownie i stanął tyłem, patrząc niewidzącym wzrokiem na widok za oknem. Nienawidził sam siebie za to, jakim potworem stał się w jej oczach. Powtarzał sobie, że to dla jej bezpieczeństwa. Od tego, czy Lestrange mu uwierzy, zależał los nie tylko samej dziewczyny, ale także całego świata czarodziejów. Znając plany i następne kroki Lestrange'a, Shepherd mógł zawczasu ostrzec Ministerstwo. Będąc najbliższym współpracownikiem Rudolfa miał wgląd w wiele jego pomysłów, a także wpływ na jego dalsze posunięcia. Jeszcze nie wiedział, kiedy będzie mógł przerwać operację. Na pewno najpierw musiał upewnić się, że Amberly będzie bezpieczna. Dodatkowo nie mógł zdradzić Ministerstwu miejsca pobytu Lestrange'ów, gdyż nie był Strażnikiem Tajemnicy. Lestrange rzucił Zaklęcie Fideliusa tuż po tym, jak Octavian przybył do posiadłości. Shepherdowi do tej pory nie udało się ustalić, kto został Strażnikiem Tajemnicy.

— Zgadzasz się na zawiązanie ślubów? — zapytał, nie patrząc w jej stronę.

— A co się stanie, jeśli się zgodzę?

— To bardzo stare zaklęcie — odpowiedział, odwracając się do niej. — Powoduje swego rodzaju niemożność dotknięcia kobiety przez innych mężczyzn bez jej zgody. Było ono używane w dawnych czasach. Obecnie już się go nie stosuje, bo tak naprawdę mało kto o nim wie. To przeżytek, relikt przeszłości, pozostałość dawnych obyczajów. Pochodzi z czasów, kiedy świętością było to, że jedna kobieta ma być przypisana jednemu mężczyźnie na całe życie.

— Załóżmy, że zgodziłabym się na taki układ. Tylko czy można odwrócić to zaklęcie? Można je przerwać w jakiś sposób? — zapytała, bojąc się odpowiedzi.

Shepherd westchnął i zacisnął szczęki. Amberly stwierdziła w duchu, że nie jest to dobry objaw. Musiał być w tym jakiś haczyk.

— To można czy nie? I w jaki sposób? — dopytywała.

— Można — odrzekł krótko.

— Ale jak?

— Na razie ta wiedza nie jest ci do niczego potrzebna.

— Chyba pan sobie żartuje. Nie zgodzę się na coś, czego skutki nie będą mi znane. Albo pan powie jasno, o co chodzi z tym zaklęciem, albo...

— Dziewczyno, powiedziałem ci już, że to ja stawiam warunki. Przystajesz na moją propozycję czy nie? Nie mam czasu na wykłócanie się z upartą gówniarą — warknął opryskliwym tonem.

Amberly została dotknięta do żywego. Więc uważał ją za głupią gówniarę?

— To czemu pan w ogóle zawraca sobie mną głowę? Nie lepiej dać mi spokój, wyczyścić pamięć i odesłać z powrotem?

— Pamięci nigdy nie da się do końca wyczyścić. Poza tym nie ja o tym decyduję. Według Lestrange'a jesteś nam potrzebna w celu ocieplania wizerunku, więc nie wypuści cię stąd ot tak, nie rozumiesz?

Amberly przeanalizowała w głowie wszystkie możliwe warianty. Rzeczywiście przystanie na propozycję Shepherda mogło pomóc jej uniknąć wielu nieprzyjemnych sytuacji. A skoro to zaklęcie jest w jakiś sposób odwracalne, to nie ma tak wiele do stracenia.

— No dobrze, powiedzmy, że się zgadzam. Co będę musiała zrobić?

Shepherdowi na chwilę odebrało mowę. Wiedział, że w końcu dziewczyna wyrazi zgodę, ale kiedy już to zrobiła, sam zaczął mieć wątpliwości. Ewentualne późniejsze zerwanie ślubów będzie wyjątkowo bolesne, a w dodatku będzie wymagało zaangażowania osoby trzeciej. Poza tym, z tego co kiedyś wyczytał, kilka razy w historii zdarzało się, że próba przerwania zaklęcia wbrew woli jednej z osób kończyła się w najlepszym wypadku popadnięciem w obłęd, a w najgorszym nawet śmiercią. Obawiał się tego, tym bardziej że w grę wchodziła jeszcze klątwa, która na nim ciążyła, a jej rzeczywisty wpływ na działanie zaklęcia trudno mu było do końca przewidzieć. Nie miał jednak wyjścia. Musiał zaryzykować, aby zabezpieczyć jakoś Amberly przed Rabastanem. Widział w jego oczach zwierzęcą niepohamowaną żądzę i był przekonany o tym, że ten szaleniec nie spocznie, póki nie dopnie swego.

— Chodź tutaj — powiedział w końcu. Podjął decyzję i musiał liczyć się z wszelkimi konsekwencjami. Miał tylko nadzieję, że skutki tej decyzji nie będą zbyt tragiczne. No i zawsze pozostawała jakaś szansa, że Amberly nie zechce zerwać umowy, chociaż po tym wszystkim wątpił, aby mu kiedykolwiek wybaczyła.

Amberly podeszła do Shepherda, niepewna, czego może się spodziewać. Serce biło jej tak szybko, jakby chwilę wcześniej uciekała przed jakimś goniącym ją zagrożeniem.

— Podaj mi rękę i powtarzaj za mną — polecił siląc się na obojętny ton.

— Nie będzie mi potrzebna różdżka?

— Nie, wystarczy moja — odparł zirytowany.

— Dlaczego?

— Będziesz mi w trakcie zadawała jeszcze tysiąc pytań, czy możemy zacząć?

Amberly sapnęła ze złością, ale nic nie odpowiedziała. Spojrzała przez okno. Zauważyła, że noc była bezchmurna, a na niebie iskrzyły się migoczące gwiazdy. Księżyc był w nowiu, więc widać było tylko cieniutki, jaśniejący półokrąg. Nagle bardzo mocno zatęskniła za swoim domem, drzewami w babcinym ogrodzie, jej brzozowym królestwem na skraju lasu, wolnością. Otarła pojedynczą łzę i zebrała się w sobie. Shepherd jakby niczego nie zauważył, chwycił dłoń dziewczyny i deklamował tekst przysięgi, który Amberly sucho powtarzała. Miała wrażenie, jakby wypowiadane przez nią słowa zamieniały się w ogniwa łańcucha, który oplatał jej dłonie, ramiona, a na końcu serce.
Po jej słowach odezwał się Shepherd.

— Ja, Gaspard Grindelwald, wiedziony poczuciem obowiązku wynikającego z uczuć, które nas połączyły, przyrzekam ci pojąć ciebie - Amberly Miles - za żonę, kiedy minie stosowny czas narzeczeństwa — wyrecytował, wpatrując się w Amberly intensywnie.

Gdy skończył mówić, pochylił się nad dziewczyną. Odsunęła się i próbowała go odepchnąć, zaskoczona tym, co zamierzał zrobić.

— Muszę to zrobić, inaczej zaklęcie nie zadziała, nie opieraj się — powiedział Shepherd, a w jego głosie zabrzmiała dziwna gorycz.

Amberly zacisnęła powieki. Pozwoliła mężczyźnie złożyć na swoich ustach krótki pocałunek. Nie przypominał on wcale cudownych chwil w gabinecie Shepherda, lecz był pełen napięcia i smutku. Amberly i Octavian stali przez chwilę, wpatrując się w siebie. Wokół ich złączonych dłoni pojawiła się świetlista obręcz, która zniknęła, kiedy rozerwali uścisk. Od teraz byli połączeni więzami, które nawet zerwane, pozostawiały po sobie ślady na zawsze.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz