58. Antidotum

671 109 92
                                    

To był on. Jego twarz, jednocześnie znajoma i obca, nie wyrażająca niczego. Amberly rozpoznała go od razu, jednak miała wrażenie, jakby patrzyła na obcego człowieka. Schudł, jego policzki zapadły się, skóra wyblakła, miał podkrążone oczy. Wszystko to sprawiało, że wyglądał upiornie. Niczym żywy trup.

— Gaspard, to naprawdę ty... Wróciłeś... — wyszeptała, po czym podeszła do niego. Uniosła rękę, by go dotknąć, przytulić, ale odsunął się. Zachowywał się tak, jakby się nigdy nie znali.

— Dlaczego tak długo nie wracałeś?

— Wejdźmy do środka — powiedział, a jego głos był inny niż kiedyś. Zimny, oschły, wyprany z emocji.

Amberly postanowiła nie naciskać. Znów tak jak w Hogwarcie mężczyzna onieśmielał ją, czuła się przy nim nieswojo. Weszli do przedpokoju, gdzie Gaspard po krótkim zawahaniu zdjął swój płaszcz. Koszula, niegdyś opinająca się na jego potężnym, umięśnionym ciele, teraz zwisała luźno.

Nie zamieniwszy ani słowa dotarli do kuchni, gdzie w milczeniu usiedli przy stole. Przy tym stole pili kawę, zajadali się ciasteczkami, śmiali i całowali. A teraz siedzieli w nieprzyjemnej i napiętej atmosferze, tak jakby byli dla siebie obcy, dalecy.

— Co się z tobą działo tyle czasu? Dlaczego się ze mną nie kontaktowałeś? Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia — powiedziała w końcu, zdezorientowana zachowaniem Gasparda. Minę miał zaciętą, a w oczach chłód.

— Nie mogłem wrócić — powiedział w końcu tym samym, zimnym tonem. — Byłem zbyt słaby. Myślałem, że nie przeżyję.

— Powiesz mi, co się wydarzyło? Dowiem się w końcu jakichś konkretów? 

— Nie stałem się wilkołakiem — odparł beznamiętnie. — Patrick twierdzi, że połączenie niebiesko-krwawej pełni i zbyt słaba dawka jadu w ciele poskutkowały brakiem przemiany. Sądzi, że w jakiś sposób w mojej krwi wytworzone zostało antidotum na jad. Według niego ma to związek z tamtą nietypową pełnią.

— Więc to dobra wiadomość... Nie jesteś wilkołakiem — wyszeptała, uśmiechając się, pomimo tego chłodnego powitania.

— Nie jestem. Ale niemal przypłaciłem to życiem. Byłem na granicy... Myślałem, że umrę — mówił bez emocji, nie patrząc jej w oczy.

— Gaspard... — przerwała mu. — Dlaczego taki jesteś? Dlaczego zachowujesz się, jakbyś nic do mnie nie czuł... Jakbyś mnie już nie kochał? — zapytała cicho i niepewnie, a jej serce tłukło się jak oszalałe. Bała się tego, co za chwilę usłyszy.

— Nie kocham? Dlaczego zakładasz, że już cię nie kocham?

— Bo zachowujesz się, jakbyś wcale nie chciał tu wrócić. Jakbyś zrobił to z przymusu.

— Bo nie chciałem — powiedział, rzucając jej krótkie, zbolałe spojrzenie. Jednak po chwili znów z jego oczu wyzierała chłodna obojętność, a może była to niechęć lub nawet wrogość.

— Nie rozumiem. W takim razie dlaczego wreszcie postanowiłeś zaszczycić mnie swoją obecnością? No słucham! Czekałam na ciebie dniami i nocami! A ty w końcu wracasz i mówisz, że wcale nie chciałeś. O co tu chodzi? Mów, bo nie wytrzymam dłużej tej niepewności! Miałam jej dosyć przez ostatnie kilka tygodni!

Gaspard przejechał dłonią po twarzy, zaciskając powieki.

— Nie chciałem, żebyś mnie widziała takiego... Nie byłem w stanie sam podnieść nawet pierdolonej łyżki do ust! Leżałem jak trup, śmieć...

— Przecież żyjesz. Jak to możliwe...

— Oscarius po jakimś czasie sprowadził Patricka. Gdyby nie on, zapewne bym nie przeżył. Tamtej nocy... Ledwo utrzymałem się przy życiu. Straciłem siły. Zostałem pozbawiony magicznej mocy. Byłem słabszy i bardziej bezbronny niż nowonarodzone dziecko... — wychrypiał, a Amberly zaczynała pojmować. Docierało do niej, dlaczego się tak zachowywał. Całe życie radził sobie sam, był niezależny, potężny, niepokonany. I nagle został zdany na łaskę innych.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz