Kroczyli poprzez skrzący się w słońcu śnieg. Zima kolejny raz w tym roku dała o sobie znać, otaczając ich wokoło w całej krasie swojego mroźnego piękna. Amberly była zachwycona. Chłonęła poprzez zmrużone oczy cudowne widoki okolicznych pagórków i pokrytych białym puchem wiekowych drzew.
— Gaspard! Miałeś wspaniały pomysł! — sapnęła, zmęczona wysiłkiem, starając się nadążyć za długimi krokami mężczyzny. Dawno nie była na takiej wycieczce. Ostatni raz wybrała się na podobną podczas świąt u Weasleyów z Charliem, ale wolała nie wspominać o tym fakcie Gaspardowi, gdyż z pewnością nie byłby zachwycony taką rewelacją. Mężczyzna spojrzał z rozbawieniem na jej zaczerwienione od wiatru policzki i urywany oddech.
— Już niedaleko.
— Ale w twoim pojmowaniu odległości, czy normalnym, ludzkim? — droczyła się, chociaż wcale nie narzekała na ten szalony marsz pod górkę. Nagle zapiszczała, kiedy Gaspard chwycił ją wpół i przerzucił sobie przez ramię.
— Gaspard! Puść mnie w tej chwili. Już nic nie będę mówiła, obiecuję!
— Za późno — odparł wesoło, a dziewczyna poczuła, jak barki trzęsą mu się od śmiechu.
— Wczoraj byłeś wykończony. Jak to możliwe, że teraz jesteś pełen energii? — zapytała zza kurtyny kasztanowych włosów spływających jej wokół twarzy.
Gaspard nic nie odpowiedział, tylko kontynuował wędrówkę, wkraczając w zacienioną drzewami drogę.
— Jak tam widoki? — zagadnął po dłuższej chwili.
— Cudowne. Do góry nogami prezentują się jeszcze bardziej wspaniale — odparła z przekąsem, na co ten natychmiast postawił ją na ziemi.
Rozejrzała się wokoło, widząc z jednej strony drogę, którą przybyli w to miejsce, wijącą się pośród lasu. Obejrzała się za siebie, a widok aż zaparł jej dech w piersiach. Stali na skraju lasu, który kończył się przy zboczu pagórka, a przed nimi w dole rozpościerała się niesamowita panorama wzgórz i dolin, gdzieniegdzie pokrytych skupiskami ciemniejących w oddali zagajników. Spostrzegła pokrytą śniegiem ławkę stojącą nieopodal.
— Czyli to jest to miejsce, które wybrałeś na naszą pierwszą randkę? — zapytała, patrząc na niego z oczami lśniącymi bardziej niż śnieg w promieniach słońca.
— Spójrz, chciałem ci to pokazać — odrzekł, podchodząc do ośnieżonej ławki. Odgarnął dłonią śnieżny puch z drewnianego oparcia, na którym ktoś wyrył napis.
"Wędrowcze, postawiłem tutaj tę ławkę, abyś mógł na niej odpocząć i napawać się tym pięknym obrazem, namalowanym ręką samego Stwórcy"
Amberly spojrzała porozumiewawczo na Gasparda. Przez chwilę stali w milczeniu, sycąc oczy krajobrazem a serca pięknem przeżywanej chwili. Dziewczyna była zbyt wzruszona, by coś powiedzieć. W końcu jednak otarła zabłąkaną łzę z policzka.
— To bardzo miłe ze strony tego człowieka — powiedziała cicho. Wokół słychać było tylko zrywające się co jakiś czas podmuchy wiatru unoszące płatki śniegu w powietrze, tworzące bajeczne, ulotne wiry białego pyłu.
— To samo pomyślałem, kiedy pierwszy raz tu przyszedłem. Zrobił coś dla kogoś tak bezinteresownie, po prostu — odparł Gaspard, i oczyściwszy różdżką deski ze śniegu zaprosił ją gestem ręki, żeby usiadła. — Byłem wtedy bardzo samotny, a ten jego drobny gest przypomniał mi, że jest na świecie takie zwyczajne, proste, codzienne dobro. Że gdzieś jest lub był jakiś człowiek, który spędził kilka dni na stworzenie tej ławki. I włożył w to całe serce! Spójrz tylko na te wyrzeźbione w drewnie ozdoby. Tę ławkę zapewne wykonał jakiś mugol, ale zaczarowałem ją tak, aby czas nie niszczył napisu i wyrytych ozdób. Ta ławka po raz kolejny uświadomiła mi, że tak naprawdę nie ma różnicy między czarodziejami i mugolami. Każda strona ma swoją własną magię — powiedział, obejmując Amberly ramieniem i wpatrując się w dal.
CZYTASZ
Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅
FanfictionMija dwadzieścia lat od upadku Czarnego Pana. Absolwentka Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie - Amberly Miles - po pięciu latach studiów wraca do zamku, aby zacząć praktyki u Mistrza Zaklęć - Filiusa Flitwicka. Już pierwszego dnia Hogwart okry...