60. Brzozowy zagajnik

935 110 101
                                    

Koniec kwietnia tego roku był wyjątkowo ciepły. Przyroda ochoczo budziła się do życia, wybuchając aksamitną zielenią traw, feerią niezliczonych barw polnych kwiatów, ożywczym błękitem nieba, przecinanym gdzieniegdzie białymi obłoczkami, dodającymi jedynie uroku malowanym przez słońce krajobrazom. W powietrzu unosiła się woń życia i nadziei, tak bardzo kontrastująca z obecną jeszcze przed kilkoma tygodniami szarą i duszącą końcówką zimy. Nie można było wymarzyć sobie wspanialszej aury na ślub.

W pachnącym bzami ogrodzie przed domem Gasparda ustawiono dwa rzędy ławek, a pomiędzy nimi wytyczono szlak, który kończył się wspaniałym podestem, na którym już stali podekscytowani państwo młodzi, czekając na przybycie Mistrza Ceremonii.

Amberly miała na sobie długą do ziemi, wyszywaną miękkimi koronkami białą suknię, podkreślającą jej smukłą figurę. Włosy upięte miała jak zwykle, tak jak czesała ją kiedyś matka. Gaspard z kolei wyglądał nienagannie tak jak zawsze, jednak coś w jego wyprostowanej postawie dodawało mu powagi i elegancji. Niemal nie spuszczał wzroku z Amberly, powodując u niej uroczy rumieniec, który w jego mniemaniu był skuteczniejszy niż najwspanialszy makijaż. Na szczęście dziewczyna tylko lekko podkreśliła nim swoją młodzieńczą urodę.

Amberly rozejrzała się po twarzach gości przybyłych na uroczystość. Dostrzegła w pierwszym rzędzie swoją babcię, która wyglądała absolutnie zjawiskowo w długiej, ekstrawaganckiej, kolorowej i pstrokatej sukni.

Rosalie Miles była ogromnie przejęta ślubem jedynej wnuczki i głośno zachwycała się wszystkim, począwszy od sukni panny młodej, przez niesamowicie przystojnego pana młodego, skończywszy na bukiecie kremowo-łososiowych goździków w rękach Amberly. Co rusz ocierała z mocno zaróżowionych policzków łzy wzruszenia.

Amberly wśród gości z radością dostrzegła także Molly i Artura Weasleyów, którzy uśmiechali się i machali przyjaźnie do wszystkich wokoło. Dziewczyna zdziwiła się, widząc nieopodal ich syna, Charlie'go. Szybko jednak zrozumiała jego obecność. U jego boku stała zaproszona przez nią ciemnowłosa kobieta o pięknych azjatyckich rysach twarzy. Charlie obejmował Cho ramieniem w talii i wpatrywał się w nią z zachwytem. Amberly poczuła, jakby kamień spadł z jej serca. Naprawdę cieszyła się ich szczęściem. Ogarnęła wzrokiem resztę zgromadzonych. Ich widok wzruszył ją do tego stopnia, że zamrugała, próbując pozbyć się zbierających w oczach łez.

— Wszystko w porządku? — zapytał z troską Gaspard, a Amberly uśmiechnęła się uspokajająco.

— Tak, po prostu nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Jest pięknie, nie spodziewałam się tylu gości. Zaprosiłeś połowę Ministerstwa? — wyszeptała, na co Gaspard zaśmiał się cicho.

— Coś koło tego. Połowę z nich zaprosiłem, druga połowa sama się wprosiła. Jest nawet nowa Minister Magii.

— Co? Gdzie? Nie widziałam jej! — szepnęła zszokowana Amberly, wodząc wzrokiem po tłumie gości.

— Jest w kamuflażu. Dla bezpieczeństwa. Swoją drogą, jak na razie świetnie sobie radzi. Wbrew temu, co wielu mówiło zanim została Ministrem.

— Znasz tę Hermionę Granger? Jest w porządku?

— Jako Minister? Chyba tak... — westchnął Gaspard, nie kontynuując dalej wątku, bo nie miał ochoty rozprawiać o polityce na własnym ślubie.

Oczywiście skrupulatnie sprawdził ostateczną listę gości. Marietta Edgecombe bardzo chciała przybyć na uroczystość. Niedoczekanie! Jeszcze tej baby tu brakowało. Na szczęście udało mu się utrzymać w tajemnicy miejsce uroczystości i z ulgą nie dostrzegał wśród tłumu rudej kędzierzawej czupryny. Spostrzegł w drugim rzędzie uśmiechniętą parę. Ginny Potter trzymała jedną ręką za ramię Harry'ego, a drugą gładziła widoczny już ciążowy brzuszek. Gaspard w zamyśleniu rzucił spojrzenie na Amberly. Czy im też będzie dane cieszyć się powiększającą się rodziną? Bardzo tego pragnął. Z ulgą zauważył, że Mistrz Ceremonii aportował się na ścieżce ogrodowej.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz