56. Krwawa pełnia

466 102 66
                                    

Gaspard nie mógł zasnąć, przewracając się z boku na bok. Amberly była tak blisko, za ścianą, w jego sypialni. W jego łóżku! Niech to szlag... Chciałby tam być teraz z nią. Ale zdecydował, że będą spali osobno, bo kiedy była obok, a jej ciało w zasięgu jego ręki, nie był w stanie powstrzymać się, aby jej nie dotykać, całować i kto wie, co jeszcze...

Zdawał sobie sprawę z tego, że przecież może nie przeżyć przemiany. Nie zdarzało się to często, ale ryzyko istniało. Wolał więc poczekać z bliskością, szczególnie, że oficjalnie nie byli jeszcze małżeństwem. Wcześniej nie traktował kobiet w tak delikatny czy szlachetny sposób. Zwabiał. Wykorzystywał. Ignorował. Bez żalu porzucał. A najczęściej one same odchodziły, mając go za zło wcielone. Teraz było inaczej. Amberly nie zasługiwała na takie samo traktowanie. Zresztą tak naprawdę żadna z tych kobiet nie zasłużyła na jego wyrachowaną bezwzględność, nawet jeśli same pchały mu się do łóżka, ale dopiero teraz zrozumiał wartość bliskiej osoby. Amberly była klejnotem, świecącym w ciemności diamentem, który stanowił dla niego coś droższego, niż własne życie. Nie miał zamiaru pozbawiać jej tego blasku, a potem narażać na jeszcze większe cierpienia po jego ewentualnej śmierci.

Nie bał się śmierci, bo był pogodzony ze Stwórcą. Po pozbyciu się klątwy postanowił być lepszym człowiekiem. Wiedział, że Stwórca przebaczył mu zło, które popełnił w całym swoim życiu i napawało go to ogromną ulgą. Czuł się wolny, gotowy na ewentualny koniec. Bał się tylko tego, co stałoby się z Amberly, gdyby jego zabrakło. Na szczęście była bezpieczna, bo Potter dzięki zeznaniom Zabiniego wyłapał resztę śmierciożerców. Martwił się jednak tym, jak mocno przeżyłaby jego śmierć. Czy bardzo by cierpiała? Czy latami rozpamiętywała te tragedię? Czy ułożyłaby sobie życie bez niego? Z kimś innym? Ta myśl sprawiała, że miał ochotę rozszarpać tego nieistniejącego kogoś. A może on istnieje? Ktoś, z kim kiedyś Amberly będzie szczęśliwa, założy rodzinę, wychowa gromadkę ślicznych i mądrych dzieci? Odsunął od siebie te niosące ból i gorycz obrazy. Skupił się na tym, co już wkrótce przed nim. Już niedługo. Tarcza księżyca była niemal całkiem okrągła. Musi jutro wieczorem opuścić dom. Nie mógł przecież narażać Amberly na niebezpieczeństwo. Jutrzejszy dzień mógł więc być tym ostatnim.

***
Siedzieli w milczeniu, popijając poranną kawę. Oboje byli w paskudnym nastroju.

— Masz ochotę wybrać się na wycieczkę? — zapytał w końcu Gaspard, ale mało entuzjastyczny ton jego głosu zdradzał, że wcale nie miał najmniejszej chęci wychodzić gdziekolwiek.

— Wolałabym zostać tutaj.

Przyjął jej odpowiedź z ulgą i pokiwał głową. Chwycił jej drobną dłoń i zamknął w swojej, a ich pełne smutku oczy się spotkały.

— Gaspard?

— Tak?

— Chodź.

— Dokąd?

— No chodź — powiedziała, ciągnąc go za rękę. Wstał i posłusznie kroczył za nią, czując się jak w transie. Wiedział, że pełnia zbliża się wielkimi krokami. Był ospały, bolały go wszystkie mięśnie. Miał w związku z tym złe przeczucia. Jego stan podpowiadał mu, że jednak musi przygotować się na ten gorszy scenariusz.

— Nie czuję się najlepiej — mruknął, widząc, że Amberly prowadzi go do jego sypialni i kieruje się w stronę łóżka przykrytego miękką kremową narzutą.

— Wiem, przecież mam oczy. Wyglądasz na wykończonego jeszcze bardziej, niż po walce z Lestrange'ami.

Zmusiła go do położenia się na łóżku, a sama uklękła obok.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz