42. Umowa i obietnica

630 107 62
                                    

Amberly zadrżała. Było jej trochę zimno pomimo tego, że Gaspard stał tuż za nią. Ciepło jego ciała było dla niej zarazem przyjemne, jak i krępujące.

— Zaraz mi tu zamarzniesz — powiedział, po czym machnął różdżką, a w jego ręce pojawił się gruby koc, którym szczelnie okrył dziewczynę.

— Dziękuję — uśmiechnęła się z wdzięcznością. — Jesteś moim mężem, a nic o tobie nie wiem — powiedziała chwilę później Amberly, wyrywając Gasparda z zamyślenia.

— A co chciałabyś wiedzieć?  mruknął, starając się, aby nie zdradzić swojego zdenerwowania.

— Chciałabym się dowiedzieć różnych rzeczy. Ale na początek... Ile masz lat? Kiedy są twoje urodziny? Masz jakichś krewnych albo bliskich? Gdzie się wychowałeś? — zapytała na jednym wydechu.

Gaspard zacisnął nerwowo szczęki. Nie lubił mówić o sobie, a szczególnie temat rodziny był dla niego drażliwy. Wolał go nie poruszać, by nie wracać do mrocznej przeszłości.

— Nie odpowiem ci na wszystkie pytania. Ale jeśli cię to zadowoli, to na część z nich mogę — odparł po chwili namysłu.

Amberly odwróciła się, stając do mężczyzny przodem, wciąż jednak zamknięta w obręczy jego ramion i barierki. Ochoczo pokiwała głową, zachęcając go do mówienia. Dobre i to. Przyjdzie czas na głębsze zwierzenia.

— Cóż... Pytałaś o wiek... W grudniu ubiegłego roku skończyłem trzydzieści pięć lat. Rodziny nie mam, i wolę o niej nie opowiadać. Może kiedyś...

— Nie chcę oczywiście naciskać... Skoro wolisz nie mówić — odparła, usiłując ukryć swoje rozczarowanie. Gaspard nie był zbyt wylewny. Ograniczył się raptem do dwóch zdań.

— A twoi rodzice? — wyrwało się jej, nim ugryzła się w język.

Gaspard zacisnął palce na metalowych barierkach, a w jego sercu rozlał się dawno nie odczuwamy chłód samotności i zranienia.

— Oboje nie żyją. Moja matka... — zawahał się, lecz odchrząknął i ciągnął dalej. — Moja mama pochodziła z Węgier. Miała na imię Borostyán. To po węgiersku bursztyn — rzekł, a w jego oczach rozbłysły iskierki rozbawienia.
— Była cudowną osobą — ciągnął. — Nie było jej lekko, ale pomimo okoliczności pokazała mi, że w życiu jest coś jeszcze oprócz bólu, krzyku, łez i nienawiści — wyszeptał, po czym ujął włosy Amberly w obie ręce i przeciągnął wzdłuż nich palcami, rozdzielając pofalowane pasma. — Wiesz, moja mama miała bardzo podobne włosy do twoich... Kiedy byłem mały, uwielbiałem się nimi bawić — szepnął, a w jego głosie słychać było wzruszenie oraz lekkie rozbawienie.

Amberly przeszył przyjemny dreszcz, kiedy poczuła ciepłe palce Gasparda powoli sunące pośród jej włosów.

— Mama bardzo lubiła, gdy rozczesywałem jej włosy... — urwał, bo wzruszenie ścisnęło mu gardło. Nie chciał opowiadać Amberly o tym, co jego ojciec zrobił, gdy pewnego razu przyłapał swojego kilkuletniego syna na tej czynności. Nadal pamiętał chropowaty dźwięk noża ucinającego długie do pasa włosy, które opadały smętnymi pasmami na podłogę.

— Szkoda, że ja nie mogę ciebie o nic zapytać... Mam nadzieję, że wkrótce wróci ci pamięć — powiedział, a Amberly wyczuła, że celowo zmienił temat. Postanowiła nie drążyć dalej.

Nie wiedziała, ile czasu spędzili na małym balkonie, rozprawiając na różne tematy, czas jakby przestał dla nich istnieć. Stali pośród cichej ciemności, chłonąc piękno przeżywanej chwili. Ich spokój przerwało jednak nagłe pojawienie się w mroku jaśniejącej postaci ogromnego wilka.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz