32. Wbrew sobie?

616 120 61
                                    

Octavian Shepherd wpadł do dawnej sypialni Amberly, wciągając za sobą dziewczynę i wściekle zatrzaskując drzwi.

Muffliato — szepnął.

Przez chwilę krążył po pokoju z założonymi na piersi rękami, wyraźnie zdenerwowany. Amberly również z trudem opanowywała nerwy, więc wolała się nie odzywać. W końcu Shepherd zatrzymał się. Oboje  mierzyli się wzrokiem w zupełnej ciszy.

— Nie tak miało to wyglądać — przerwał milczenie mężczyzna.

— Wiem, przecież wcale cię za to nie winię — odpowiedziała cierpko Amberly.

Shepherd czekał, aż coś jeszcze powie. Nie chciał jej do niczego zmuszać. Na jednej szali musiał położyć dobro swojej żony, a na drugiej powodzenie misji. I jak tu z tego wybrnąć? Zresztą nie chodziło tylko o dalsze szpiegowanie Lestrange'a. Jeśli Rudolf domyśli się, że Gaspard go oszukuje, gotów jest pozbyć się ich oboje. Shepherd nie miał żadnych wątpliwości, że Lestrange'owi nie zadrżałaby różdżka przy wypowiadaniu morderczych zaklęć. Najlepszym rozwiązaniem byłoby utrzymanie braci Lestrange'ów w przekonaniu, że Shepherd jest po ich stronie, a Amberly jest dla niego jedynie cenną zabawką. Niestety był tylko jeden sposób, aby to osiągnąć. Pieprzony Rabastan. Nigdy nie lubił tego przebiegłego lisa. Gnój zawsze musiał popsuć mu szyki.

— Amberly, wiesz, że jeśli tego nie zrobimy... Wszystko się wyda. Ewentualnie mogę powiedzieć im, że się w tobie zakochałem. Wątpię jednak, żeby dobrze to przyjęli. Miłość w świecie śmierciożerców to słabość. To skaza, która jest dla nich oznaką zdrady, sprzeniewierzenia się ich wartościom. Gdybyś była czystej krwi... Może by zaakceptowali taką rewelację. Ale w naszym wypadku...

— Dobrze już! Dobrze! Rozumiem... Przykro mi, że jestem szlamą, ale nie wybierałam swojego pochodzenia, ani nie chciałam nigdy znaleźć się w takiej sytuacji! Więc oszczędź mi tych słodkich gadek i mów wprost, czego ode mnie oczekujesz? Że wskoczę ci od razu do łóżka, bo boisz się Rudolfa i jego obślizgłego braciszka? Nie ma mowy!

— Amberly! Ja się nie boję o siebie! Przecież wiesz, że tu nie chodzi o moje dobro.

— No tak, przecież twoja wiekopomna misja nie może zakończyć się klęską, bo cały świat czarodziejów na tym ucierpi... A pomyślałeś w tym wszystkim o mnie?

— Amberly, wiem, że to dla ciebie trudne. Przecież robiłem i robię wszystko, by cię chronić — wyszeptał gorączkowo. — Pomyśl, jeśli Rabastan znowu odkryje, że nadal jesteś dziewicą, to będzie miał dowód na moje kłamstwo, a co za tym idzie zdradę. Wiesz, co by to oznaczało?

Amberly uparcie milczała, nie patrząc na Octaviana.

— Amberly...

— To jest jakieś czyste wariactwo! — powiedziała zaciskając dłonie w pięści. — Niby dlaczego moje dziewictwo ma czegokolwiek dowodzić? — zapytała, a Shepherd westchnął z irytacją. Przecież wszystko już jej wyjaśnił, czego ona jeszcze nie rozumiała?

— Przecież to i tak by się stało. Jesteśmy małżeństwem. Wiem, że nie tak sobie to wyobrażałaś, ja również. Ale nie rozumiem, dlaczego robisz z tego tak wielki problem?

— Wcale się nie dziwię, że nie rozumiesz. Jesteś bezwzględny... Zresztą jak wszyscy mężczyźni. Dla ciebie to nic takiego...

Shepherd westchnął ciężko i przejechał spoconą dłonią po twarzy. Sam już zaczynał mieć wątpliwości. Z rezygnacją odwrócił się od Amberly i ściągnął płaszcz. Był zmęczony, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. To drugie może nawet bardziej. Co gorsza rany na boku wciąż mu dokuczały, a zapomniał zabrać ze sobą eliksiru znieczulającego. Wszystko potoczyło się nie tak, jak zaplanował. Spojrzał przelotnie na Amberly. Po rozmowie z Lestrange'ami zaszła w niej jakaś zmiana. Oddaliła się od niego, zamknęła przed nim. Widział jej przestraszone ruchy, niepewne i nerwowe gesty. A teraz jeszcze unikała jego spojrzenia.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz