45. Medalion

463 93 55
                                    

— Ile razy mam ci powtarzać? Nie chcę być Alfą i nie mogę nim być. Nie będę Alfą! — warknął ze złością Gaspard. Spieszyło mu się do Amberly, i czuł jakiś dziwny niepokój. Miał niejasne przeczucie, że stało się coś niedobrego. Chciał jak najszybciej sprawdzić, czy jego żona jest bezpieczna.

— Grindelwald, a ja ci jeszcze raz powtarzam, że to nie może być przypadek! Zwyciężyłeś już dwukrotnie w walce o przywództwo Sfory! To musisz być ty! — upierał się Oscarius, machając rękami i stojąc nad wyczerpanym po morderczej walce Gaspardem.

Mężczyzna gorączkowo szukał w głowie jakiejś podstawy do odmowy. I nagle go olśniło. Przecież miał żonę!

— Oscariusie, nie mogę zostać Alfą — oznajmił po raz kolejny, tym razem uśmiechając się lekko. — A jest po temu konkretny i niepodważalny powód. Otóż mam żonę.

— Żonę? Ale jak to? Rozumiem, że wilczycę? — dopytywał starzec. Widać było, że wiadomość Gasparda mocno nim wstrząsnęła.

— Nie, jest nieprzemieniona.

Oscarius zasępił się i zaklął pod nosem.

— Myślisz, że istnieje jakakolwiek szansa, że nie zostanę przemieniony? Greyback ugryzł mnie przecież, gdy byłem w postaci wilka — zapytał Gaspard.

— Nie słyszałem nigdy o takim przypadku — odpowiedział Oscarius, a w jego głosie zabrzmiała wyraźna nuta urazy. — Raczej sądzę, że zostałeś jednym z nas. Zresztą za miesiąc sam się przekonasz. Jad na pewno spowoduje jakieś zmiany. Ale czy całkowitą przemianę? Tego nie wiem, chociaż tak bym obstawiał.

Gaspard skrzywił się i sięgnął po buteleczkę z dyptamem. Polał obficie paskudne rany na szczęce, co tylko trochę złagodziło ból i krwawienie. Niech szlag weźmie truchło Greybacka. 

Pożegnał się chłodno z wilkołakami. Widział w ich oczach zawód, złość a nawet żal o śmierć Harlana. Nie była to jednak jego wina, więc nie mogli go tknąć. Rzucali mu tylko ukradkowe spojrzenia pełne niemych wyrzutów. Tak, zawiódł ich oczekiwania. Obiecał jednak swojej żonie, że wróci. Ale najpierw musiał porozmawiać z Ollivanderem. Nie mógł dłużej czekać. Aportował się na Pokątnej i wpadł bez pukania do sklepiku.

— Patrick! Wszystko w porządku z Amberly? — zawołał na wejściu.

— A jakieś dzień dobry to nie łaska powiedzieć? — zaskrzeczał zza lady rozbawiony Ollivander. — Jest na górze. Wszystko się udało?

— Nie do końca. Właśnie dlatego muszę najpierw z tobą porozmawiać — rzekł Gaspard przyciszonym głosem.

— Zamieniam się w słuch — odparł zaintrygowany starzec, odkładając jakiś zepsuty magiczny sprzęt na bok.

— Patricku, czy słyszałeś o przypadku pogryzienia animaga przez wilkołaka? W czasie przemiany jednej i drugiej ze stron? — zapytał, a serce tłukło mu się w piersi. Bał się odpowiedzi, ale musiał się tego dowiedzieć.

— Hmm... — mruknął sklepikarz, rzucając zmartwione spojrzenie na rany po ugryzieniu.

— Niestety obawiam się, że jad wilkołaka pozostał we krwi nawet po przemianie na powrót w człowieka. Jeśli tak się stało, to najprawdopodobniej zostałeś zainfekowany. A to oznacza, że tak, niestety wszystko na to wskazuje, jesteś wilkołakiem, Gaspard.

Mężczyzna zacisnął nerwowo zęby, czując ból promieniujący od szczęki, po żuchwę i szyję. Niech to szlag!

— W takim razie nie mogę z nią być. Stanowiłbym dla niej zagrożenie! Nie mówiąc już o hańbie — wyszeptał gorączkowo, przyswajajac usłyszaną informację niczym wyrok. — Czarodzieje nie tolerują takich mieszanych małżeństw. Byłaby wyśmiewana i pogardzana. A ewentualne dzieci gnębione i odrzucone przez społeczeństwo — ciągnął, coraz bardziej zrozpaczony i oszołomiony skutkami, z jakimi musiał się mierzyć po pojedynku. Wszystko potoczyło się inaczej, niż zaplanował. Zignorował zagrożenie. Zawalił na całej linii.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz