7. Rany i blizny

1K 164 188
                                    


Amberly krążyła po sypialni wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co widziała. Czyli jednak profesor Shepherd był zdrajcą! Jak mogła być tak ślepa? I jeszcze ta cała fałszywa przemowa na lekcji o podziale świata na dobro i zło. Później kilka razy wyratował ją z opresji. Udawał zatroskanego, choć niechętnego opiekuna. Jakże się pomyliła! Pewnie chciał się dzięki tym sztuczkom uwiarygodnić. A ona myślała, że jest to człowiek wielkiej miary, który żyje dla ideałów i poświęca się dla sprawy. Wszystkich wyprowadził w pole.

Amberly wiedziała, że musi kogoś powiadomić o swoim odkryciu, jednak bała się nocą opuszczać wieżę Ravenclawu. Postanowiła udać się do McGonagall w świetle dnia. Wówczas, w obecności aurorów, może będzie bezpieczna. Już miała udać się do łóżka, kiedy drzwi do jej sypialni rozsunęły się i stanął w nich nie kto inny, tylko Octavian Shepherd. Amberly przez chwilę stała nieruchomo, niczym zwierzyna łowna zdająca sobie sprawę z zagrożenia, po czym rzuciła się gwałtownie do ucieczki. Shepherd przeciął jej drogę i złapał wpół. Amberly w panice szarpała się i krzyczała.

— Uspokój się! Dlaczego nie było cię w gabinecie, Miles? Już myślałem, że cię ktoś...

— Widziałam pana! Niech pan dłużej nie udaje... — powiedziała z trudem i zaniosła się histerycznym płaczem, a Shepherd patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy.

— O czym ty mówisz? Co widziałaś?

— Doskonale pan wie — wykrztusiła, wciąż próbując uwolnić się z jego objęć.

— Nie wiem. I sądzę, że mamy tu do czynienia z jakimś nieporozumieniem albo oszustwem... — wysyczał, puszczając jej ramiona.

— Racja, z oszustwem w pana wykonaniu! — zawołała, chociaż całe jej ciało drżało z przerażenia.

— Dziewczyno, nie rzucaj słów na wiatr i nie osądzaj tak pochopnie — powiedział na odchodnym Shepherd, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami.

— Niech to szlag! — do uszu Amberly dobiegły odgłosy przekleństw wypowiadanych przez oddalajacego się mężczyznę. No jasne. Wściekał się, że został zdekonspirowany. Amberly pomimo przerażenia poczuła też coś na kształt satysfakcji. Jeśli to on zamordował Flitwicka, to już ona zadba o to, żeby tego pożałował.

***

Wczesnym rankiem Amberly tak jak postanowiła udała się do dyrektorki. Po drodze napotkała kilku aurorów, a ich twarze były jeszcze bardziej posępne, niż zazwyczaj. Zapukała do drzwi gabinetu, a kiedy usłyszała pozwolenie, weszła do środka. 

— Pani dyrektor, czy mogę z panią porozmawiać? Mam pani coś bardzo ważnego do przekazania — powiedziała, podchodząc żwawo do dyrektorki.

— Oczywiście. O co chodzi tym razem? — zapytała Minerwa, wskazując jej ręką krzesło przed biurkiem.

Amberly szybko opowiedziała o tym, kogo widziała w ciemnym korytarzu minionej nocy i co mówił.

— Ależ to niemożliwe! O tej porze profesor Shepherd dowodził grupie poszukiwawczej w Zakazanym Lesie! Widziałam go na własne oczy, bo również tam byłam.

— Ale... Przysięgam, że to był on... Widziałam go! — powiedziała Amberly z rozpaczą.

— Panno Miles, w czarodziejskim świecie istnieje mnóstwo sposobów, aby przyjąć czyjąś postać... Podejrzewam, że intruzi, których widziałaś w zamku, poruszają się po nim dzięki...

— Eliksirowi wielosokowemu? — dokończyła za nią Amberly.

— Otóż to. Powiedz mi, co zrobił profesor Shepherd, kiedy go oskarżyłaś?

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz