Prologue

504 26 102
                                    

Jersey, 10 sierpnia 1983

- Patricia, do cholery! Możesz łaskawie zacząć się pakować? - moja matka krzyczy do mnie przez pół mieszkania, oczywiście zwracając się pełnym imieniem. Nienawidzę go. Jego zdrobnienie jest znacznie lepsze.

Chociaż może zacznijmy od początku.

Tak więc...

Mam na imię Pati. Mam dziewiętnaście lat. Ale w sumie kogo to obchodzi. Czy kiedykolwiek ktoś wam się tak przedstawił na żywo? Może zacznę jeszcze raz.

Jestem Pati, a ta kobieta krzycząca na mnie, to moja rodzicielka. Po tylu latach dalej się nie nauczyła, że moje pełne imię można zostawić dla urzędników i innych wyżej postawionych.

- Dziecko, skończ leżeć i zacznij coś robić. Nie da się wszystkiego załatwić na ostatnią chwilę - to z kolei głos mojego ojca. On też krzyczy, ale ciszej. Jemu w sumie zawdzięczam najwięcej z tej rodziny.

- Możecie się kurwa tak nie drzeć? - ostatni człowiek, który daje o sobie znać w tym mieszkaniu to mój brat - Bastian. Tak w skrócie prezentuje się moja rodzina. Każdy drze się po sobie, ale poza tym nasze relacje są w miarę dobre. Może pomijając fakt, że z bratem bezpośrednio do siebie zwracamy się raz na tydzień - przy dobrych wiatrach. Nie moja wina, że ja nic od niego nie potrzebuję, a on ode mnie gotówki. Mimo tego, że on w przeciwieństwie do mnie pracuje. Teoretycznie mógłby mieszkać już sam, ale moi rodzice jakoś nie mają serca go wyrzucić z domu. Ja z kolei zrobiłabym to z wielką chęcią.

Skończyłam w tym roku szkołę i ku uciesze moich dziadków, zrobiłam to z wyróżnieniem. Patrząc na resztę domowników, pod tym względem jest czarną owcą. Moi rodzice podobno nie mieli wybitnych stopni, a mój brat...

No cóż, nawet nie zliczę na ile poprawek musiał chodzić. On pewnie też nie. Pewnie dlatego, że jego umiejętności matematyczne, delikatnie mówiąc, kuleją. Moje zresztą też, ale potrafię się dobrze sprzedać.

Wracając do teraźniejszości. Uginam się pod prośbą moich rodziców i niechętnie wstaję, po czym podchodzę do szafy, obok której stoi lustro. Patrzę w nie i widzę niecałe metr siedemdziesiąt lenistwa, introwertyzmu, sarkazmu, ironii i specyficznego poczucia humoru (głównie czarnego). Oczywiście przeciętny człowiek widzi mnie trochę inaczej - czyli grube, falowane włosy do ramion wraz z grzywką; ciemniejszą karnację i przysłonięte okularami zielone oczy z defektem listonosza, jak to mawia moja rodzina. Może wytłumaczę to kiedyś.

Kończąc gapienie się w lustro, otwieram szafę i wyciągam pierwsze czternaście koszulek. Naprawdę nie chce mi się niczego wybierać. Niech los zdecyduje. Do tego ze cztery pary spodenek, bielizna i mogę wyjeżdżać. Czy da się jakoś wytłumaczyć moim rodzicielom, że mogłabym to zrobić jakieś trzy godziny przed wyjazdem, zamiast trzech dni? Chociaż w sumie powinnam się cieszyć, że w ogóle chcą mnie gdziekolwiek zabrać. Chociaż i tak będę się ulatniać w środku nocy, żeby posiedzieć na plaży. Siedzenie w samotności na rodzinnym wyjeździe jest jedną z najlepszych rzeczy, jakie się mogą przydarzyć. Zwłaszcza, jeśli będę zmuszona do ciągłej socjalizacji, taka chwila dla siebie jest mi niezbędna.

Do mojego bagażu dorzucam jeszcze kilka najpotrzebniejszych rzeczy, których nie będę używać przez następne parę dni i mogę powrócić do mojego poprzedniego zajęcia. Czyli nie robienia kompletnie nic. No, prawie nic. Będę myśleć o wyjeździe i o pięknie kraju, do którego jadę, bo wszystko jest tam po prostu wspaniałe, a ja spędzę tam świetne dwa tygodnie wakacji. 

Lifeline | Jon Bon JoviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz