- No dobra - zaczyna znowu Emily - Więc, spiknęliśmy się z tym chłopakiem...
- Chwila, o czym gadacie? - przerywa jej Jon, a ja nie wytrzymuję i daję mu kuksańca w ramię.
- Zaraz się dowiesz, tylko daj jej skończyć! - mówię nieco głośniej, a mój facet zaczyna się chichrać. Nie wiem, czy bardziej chcę się śmiać z nim, czy uderzyć go znowu.
- To ten - Emi po raz trzeci próbuje mi to przekazać - Spiknęliśmy się, zaczęliśmy gadać. Okazało się, że lubimy podobne rzeczy... - ciągnie - No i umówiliśmy się na sobotę na kawę - wreszcie kończy, lekko się rumieniąc. Z kolei ja zaczynam się szczerzyć jak głupia. Jon chyba też częściowo podziela mój entuzjazm, jednak to właśnie ja przytulam Emily do siebie, przy okazji jej gratulując.
- Czyli za niedługo cała wasza trójka będzie zajęta - stwierdza mój facet.
- No raczej - dorzucam się, kiedy wracam do poprzedniej pozycji. Wciąż jestem cholernie podekscytowana wieścią, mimo że nawet nie znam tego chłopaka. Ale skoro spodobali się sobie nawzajem, to musi to coś oznaczać.
- Ładny chociaż? - pyta nagle Jon.
- Ponoć przystojny jak cholera - odpowiadam za Emily.
- Ale chyba nie tak jak ja? - chłopak unosi brew, na co znowu uderzam go w ramię. Mój facet odwdzięcza mi się pstryczkiem w nos, a ja po raz kolejny daje mu kuksańca, tym razem pod żebra.
- Jesteś zazdrosny o ewentualnego chłopaka Emi, którego nigdy w życiu nie widziałam na oczy? - droczę się z nim - Po prostu wiem, że ona ma dobry gust i byle kto jej się nie podoba.
- Nie jestem zazdrosny - wywraca oczami, a ja unoszę kąciki ust. Chyba widzi, że żartowałam z niego, więc też się uśmiecha - Ja tylko...
- Ej, ej, kowboje - tę wymianę przerywa moja przyjaciółka - Jeszcze nawet nie poszłam na tę randkę, a wy już chcielibyście ślub organizować.
- Nie przesadzaj - bronię nas, bo bardzo rozbawiła mnie nasza wymiana zdań - Zresztą, mam przypominać, co było w zeszłym roku ze mną? - unoszę brew.
- No dobra, ale to było tylko dlatego, że byłaś cipą i nie potrafiłaś Jonowi powiedzieć czegokolwiek - odbija moja przyjaciółka, na co ja czerwienię się ze wstydu.
Kiedy tylko sobie o tym przypominam, w dalszym ciągu mam mieszane uczucia. Dla mnie, jest to na tyle świeża sprawa, że wszystkie żenujące wspomnienia są zbyt wyraźne. Za kilka lat pewnie będę się z tego śmiać (bo jakby nie patrzeć, to jest śmieszne), ale teraz nie jestem jeszcze w stanie. Jednak nie przeszkadza mi bardzo mówienie o tym, szczególnie kiedy po tym Jon kładzie swoją dłoń na mojej.
- Ale ja powiedziałem jej - szczerzy się dumnie - I lepiej być nie mogło.
- Miało być na odwrót, ale niech ci będzie - Emily wzdycha teatralnie, a mój facet znowu się śmieje. Mimo że dalej mam ochotę zakopać się pod ziemię ze wstydu, to jednak lekko unoszę kąciki ust. Cały czas w ten sposób działa na mnie relacja między moim chłopakiem a moją przyjaciółką.
- Dobra, a możemy wrócić do poprzedniej rozmowy? - proponuje Jon, a ja dziękuję mu w duchu - Chciałbym też coś wiedzieć o tym facecie - dodaje.
- A co chciałbyś wiedzieć? - pyta moja przyjaciółka, a w odpowiedzi słyszy Wszystko - No to chwilę se tu posiedzisz.
- Chyba nie będę narzekać - odpowiada, na co wszyscy zaczynamy się śmiać, po czym Emily zaczyna nam wszystko mówić.
To chyba będzie całkiem długie popołudnie.
Nowy Jork, 23 września 1984
- Myślisz, że nas wystawiła? - zaczynam się trochę denerwować.
CZYTASZ
Lifeline | Jon Bon Jovi
Fanfiction[OSTRZEŻENIE 1] Pisany przede wszystkim dla rozrywki dość długi tasiemiec, którego akcja (xd) prawdopodobnie nie zmieści się w 100 rozdziałach. [OSTRZEŻENIE 2] Przed sięgnięciem po to coś, co chyba muszę nazwać fanfikiem, nie polecam sugerować się...