10. Who's Gonna Drive You Home Tonight

177 8 113
                                    

Minął już jakiś czas od naszego zawitania na imprezie basisty. Mimo początkowej niechęci, całkiem nieźle się bawię, przynajmniej teoretyczne. Napiłam się dwóch piw i nie jestem aż tak sceptyczna, ale wciąż nie można nazwać tego radością. Chociaż to wciąż nieproporcjonalnie mniej do moich przyjaciółek. One już są chyba po dwóch drinkach i wręcz emanują energią.

Przez ostatnie godziny udało mi się wpaść na cały zespół, a przy okazji przedstawić Richiego, Davida i Tico moim przyjaciółkom i cała piątka jest całkiem pozytywnie nastawiona do siebie, co naprawdę mnie cieszy.

Kilka minut temu udało mi się też minąć Jona, który mimo że na takich imprezach odnajduje się świetnie, teraz chodzi jak struty. Dlatego też siadam obok niego na kanapie i dotrzymuje mu towarzystwa, przy okazji i sama trochę poprawiam swój humor, po tym jak moje wstawione dziewczyny zaczęły zachowywać się co najmniej dziwnie i poszły w stronę tłumu, tańcząc do jakiejś piosenki Presleya.

Czuję się przy nim pewniej, niż zazwyczaj. Nie zastanawiam się, czy nie powiem czegoś głupiego, bo wszystkie moje głupie słowa można usprawiedliwić byciem niezbyt trzeźwym.

- Nie wiedziałem, że dziewczyny aż tak lubią imprezy - śmieje się mój przyjaciel, kiedy widzi Hann i Emi tańczące do każdego kolejnego zagranego utworu. Sama chichoczę na ten widok.

- Wiesz co? Ja też nie - odpowiadam - Ale chociaż one mają ubaw - mówiąc to, spoglądam na zegarek i wzdycham, że jest dopiero po jedenastej - Ja już powoli mam dość.

- Ja mam jeszcze parę innych imprez za kilka dni przed sobą - odbija, a ja patrzę na niego ze współczuciem, a on to zauważa - Nie przeszkadza mi to jakoś bardzo, można fajnie spędzić czas z ludźmi - wzrusza ramionami.

- A ja przez te wszystkie przyjęcia przedświąteczne nienawidzę tego okresu i mam ochotę strzelić sobie w łeb. Każdy chce mnie gdzieś wyciągnąć - bawię się włosami, które już jakiś czas temu przestały być ułożoną przez moje przyjaciółki fryzurą.

- Co ty? Właśnie to jest świetne. Nie wiem, jaki ty masz problem - głupio się uśmiecha. Przekomarza się ze mną, bo wie, że nie cierpię tłumów.

- I to nas najbardziej różni - daje mu kuksańca, a nagle muzyka z energicznego rocka zmienia się w spokojną balladę, w której po chwili rozpoznaję Take It to the Limit Eaglesów. Patrzymy po sobie z konsternacją - To raczej niepodobne do Aleca.

- No chyba że ktoś mu się dorwał do winyli - żartuje.

Zauważam ciekawą rzecz. Wszyscy są wstawieni do tego stopnia, że nieważne, czy się z kimś znają, czy nie, zaczynają tańczyć wolnego. Mało kto siada, czy podpiera ścianę. Z perspektywy osoby, która nie jest fanem ludzi, jest to dość komiczne, a na pewno dziwne, szczególnie przez pryzmat wielu przyjęć, na których byłam. Można je policzyć na palcach jednej ręki, ale to wciąż więcej niż zero.

Po chwili, powolnym krokiem, podchodzi do nas Emily. Na początku myślałam, że chce wyrwać Jona do tańca, ale ona mówi do mnie, lekko pijanym głosem:

- Tańczysz z nim i nie pierdol.

- Co? - wyrzucam z siebie, bo nie dowierzam.

- Gówno! Idziesz tańczyć, bo piosenka się skończy. Hann, możesz? - podchodzi po drugą przyjaciółkę - Pokażmy im, jak to się robi - stwierdza i zaczynają razem tańczyć. Kompletnie bez składu i ruszając się niezbyt do rytmu, ale demonstrują mi, jak mam tańczyć z Jonem. Przynajmniej one tak uważają, bo ja z kanapy wstawać nie mam zamiaru Zresztą, blondyn jest na tyle skonsternowany, że praktycznie się nie rusza.

Lifeline | Jon Bon JoviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz