70. Those Were the Best Days of my Life

53 3 77
                                    

Wydarzenia na stadionach niestety mają swoje wady.

Największą z nich jest opuszczanie tego miejsca.

Nie tylko dlatego, że faktycznie musisz opuścić koncert, bo się skończył, ale do tego każdemu reprezentantowi gatunku ludzkiego wokół ciebie włączają się zwierzęce instynkty i wszyscy brną przed siebie jak tarany, podczas gdy ja i mój facet po prostu staramy nie zgubić siebie nawzajem w tłumie. Ostatnia rzecz, na jaką mam teraz ochotę, to poszukiwanie siebie nawzajem w tabunie ludzi.

Jest to dla mnie szczególnie trudne, bo zawsze po show, które mi się podobało, jestem trochę w innej rzeczywistości. Duchem z dala od wszystkiego, bo wciąż pod sceną, kiedy na niej dalej są muzycy i wykonują swoje utwory. Dlatego też Jon trochę ciągnie mnie za sobą - mój kontakt z realnym światem jest trochę ograniczony i to niezależnie ode mnie.

W końcu udaje nam się wypchnąć ze Stadionu Wembley i wyjść na ulice, na których ludzie są w stanie się w jakikolwiek sposób rozpierzchnąć i zachować dystans, który nie narusza twojej przestrzeni osobistej.

Właśnie, przestrzeń osobista. Coś, czego nie czułam od dobrych kilku godzin. Co prawda w dalszym ciągu nie jest to ten sam komfort, co na spacerze po Jersey, bo wszyscy idą w tym samym kierunku, czyli do metra, ale z pewnością jest lepiej, w porównaniu z momentem wychodzenia z koncertu.

- Ciekawe kiedy w ogóle uda nam się wsiąść do wagonu - zagaduje mnie Jon. Ja jednak w ogóle nie odpowiadam. Czuję się tak, jakby to pytanie wpadło do mnie i mniej więcej w tym samym czasie wypadło. Nie miałam takiego zamiaru, ale aktualnie w mojej głowie dochodzi do niezbyt wielu procesów myślowych. Chomik, który tam pracuje zwyczajnie się przegrzał. Jedyne, co jestem w stanie zrobić, to kurczowe trzymanie ręki mojego faceta, byle tylko go nie zgubić. Bo mimo że mój obecny stan nie jest zbyt korzystny dla ludzi wokół, to jest wręcz na odwrót dla mnie, a nagłe otrzeźwienie z niego nie jest czymś na co mam ochotę.

W dalszym ciągu idziemy z tłumem; zapewne wszyscy mają zamiar korzystać z metra, żeby trafić do własnych łóżek albo na dalszą zabawę gdzieś w centrum miasta. Mi pozostaje się modlić, że będą jechać w przeciwnym kierunku. Chociaż tyle dobrze, że wokół stadionu jest kilka różnych linii, więc już w momencie wyjścia z imprezy ekipa trochę się przerzedziła. Ale wciąż jest za dużo, jak na moją głowę.

W końcu jednak kasujemy nasze bilety i schodzimy na peron. Całego bydła wokół wciąż jest przerażająco dużo, ale stoimy zaraz przy torach, więc jest szansa, że wejdziemy do pierwszego pociągu, co by było idealnym zwieńczeniem tego dnia.

- Nie puszczaj mnie, okej? - prosi mnie Jon, przez co jeszcze mocniej chwytam jego dłoń - Ale nie musisz mi łamać ręki - dodaje i śmieje się pod nosem. Prawdę mówiąc, im mocniej go trzymam, tym bezpieczniej się czuje.

Nieco ponad minutę później na stację przyjeżdża wagon metra, który zawiezie nas niemalże pod sam hotel. Mój facet ciągnie mnie za sobą i momentalnie siadamy na miejscu zaraz przy samym drzwiach. To wszystko trwało dla mnie ułamek sekundy. Zatrzymanie się pociągu, otwarcie drzwi, wtargnięcie do środka i zajęcie miejsc obok siebie przez naszą dwójkę. Dzięki Bogu Jon w dalszym ciągu ma bardzo dobry refleks o tej godzinie.

Więc wszystko się udało. Wrócimy dzisiaj do hotelu.

Właśnie wtedy uderza we mnie nagłe zmęczenie. Cała adrenalina po prostu wyparowała. Spadam ze szczytu swoich myśli na ziemię, gdzie z powrotem mam wszystkie swoje potrzeby fizjologiczne, które zaczynają się odzywać, a najgłośniej krzyczy potrzeba snu. Bardzo nie chcę zamykać oczu, jednak moja głowa bardzo szybko trafia na ramię mojego chłopaka, a z tego już bardzo krótka droga do całkowitego wyłączenia się. Mimo że w wagonie jest naprawdę głośno, tłoczno i niezbyt ciekawie pachnie. Wszystkie zmysły są wystawiane na naprawdę ciężką próbę, jednak jakoś magicznie wszystko przestaje mieć znaczenie. Najwidoczniej jednoczesne przeżywanie koncertu i chęć zaśnięcia potrafią wyciszyć wszystko inne.

Lifeline | Jon Bon JoviOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz