Perth Amboy, 23 maja 1985
Wreszcie mogę się w spokoju wyłączyć.
Znaczna część moich głównych źródeł stresu powoli zaczyna się wygaszać. Napisałam dzisiaj swój ostatni egzamin końcoworoczny (i coś mi mówi, że nie było tragicznie), ja i mój brat jeszcze się nie zabliliśmy (ani nie umarliśmy z głodu) i właśnie wręczamy prezent Hannah. Z Emily uznałyśmy, że chyba najlepszym pomysłem będzie kupno jakichś w miarę porządnych komsetyków i zrobienie z tego zestawu do relaksu. Nie jest to może szczyt kreatywności, ale nie miałyśmy ani czasu, ani pieniędzy na cokolwiek lepszego.
Odpłacamy to właśnie tym, że siedzimy we trójkę na plaży w Perth Amboy. To zdecydowanie był dobry pomysł, bo każda z nas może przestać myśleć o swoich źródłach stresu, bo jesteśmy od nich wystarczająco daleko.
Właściwie, to dopiero dzisiaj doszło do mnie, że moje przyjaciółki nigdy wcześniej nie były w Perth Amboy w innym celu, niż na imprezę (lub w celach okołoimprezowych). W przeciwieństwie do mnie, bo w zeszłym roku potrafiłam spędzić tu swój każdy, wolny czas.
Spędzałam w podobny sposób, jak robię to teraz: rozwalona na kocu wraz z ludźmi, których uwielbiam, z dobrą muzyką w tle. Przy okazji rozmawiamy z Hannah i Emily o naprawdę niezobowiązujących rzeczach, o których pewnie zapomnimy za chwilę. Do momentu, aż na moment zapada cisza, a Emi zaczyna nowy temat:
- Jak wrażenia po egzaminach?
- Chyba pomyliłam płeć części rzeczy, o których pisałam, ale poza tym chyba było dobrze - Hann odpowiada z automatu, na co parskam śmiechem. Z drugiej strony, na samą myśl o tym, że moja przyjaciółka musiała pisać swój egzamin częściowo w obcym języku sprawia, że momentalnie jej współczuję. Szczególnie patrząc na to, że rodzajów znacznej części rzeczy trzeba się nauczyć na pamięć. Dzięki Bogu we włoskim, znacznej części przypadków, wystarczy spojrzeć na koniec słowa - A ty, Pati? - Hannah zwraca się do mnie.
- Zdążyłam zapomnieć, o czym w ogóle pisałam na tych egzaminach - stwierdzam. Zazwyczaj tak mam. Mój mózg stara się wyprzeć z pamięci większość sprawdzianów, nawet jeśli poszły mi dobrze - Ale chyba nie było dramatu. Pewnie zdam - dorzucam obojętnie.
- A jeszcze kilka dni temu robiłaś pod siebie - zauważa Emily.
-Bo dopiero teraz do mnie doszło, że w sumie to te egzaminy są prostsze, niż wszyscy mówią - odbijam - Nawet semestralne były gorsze od końcoworocznych. Ale to pewnie dlatego, że praktycznie o nich zapomniałam.
- Myślałam, że tylko ja tak miałam - wtóruje mi szatynka, po czym zmienia temat - Świętujemy jakoś to, że zdałyśmy?
- Dla mnie świętem będzie osiem godzin snu w piątek - rzucam - Niby Jon mi obiecał, że gdzieś mnie zabierze, ale to też dlatego, że nie widzieliśmy się miesiąc, ale... - nagle przerywam, kiedy słyszę w radiu bardzo przyjemne intro na syntezatorze - Co to za piosenka? - od razu pytam dziewczyn. One dużo częściej słuchają radia i MTV ode mnie, więc jestem prawie pewna, że znają odpowiedź.
- Nie znasz tego? - Emi unosi brew - Everybody Wants to Rule the World. Ostatnio jest cały czas na listach - dodaje, a chwilę później zaczyna się wokal i zaczynam cokolwiek kojarzyć.
- Nie słucham radia od dawna. Ostatnio, jak jechałam z kimś autem. Ani tym bardziej nie oglądam MTV - wzruszam ramionam. Nie od dziś wiadomo, że ostatnimi czasy wolę słuchać muzyki ze swoich źródeł - Chyba coś od nich słyszałam, ale...
- Shout? - moja przyjaciółka próbuje mi pomóc.
- Chyba też, ale, cholera, było coś jeszcze - mówię i dalej próbuję sobie przypomnieć
CZYTASZ
Lifeline | Jon Bon Jovi
Fanfiction[OSTRZEŻENIE 1] Pisany przede wszystkim dla rozrywki dość długi tasiemiec, którego akcja (xd) prawdopodobnie nie zmieści się w 100 rozdziałach. [OSTRZEŻENIE 2] Przed sięgnięciem po to coś, co chyba muszę nazwać fanfikiem, nie polecam sugerować się...