Minęło już dobre półtorej godziny od ogłoszenia Jona o trasie, jednak chłopcy nie potrafią przestać o niej rozmawiać. W zasadzie ta rozmowa sprowadza się do ciągłej ekscytacji i niedowierzania, że już dostali możliwości bycia main eventem. Amerykańska część i support dla Ratt zeszła na bardzo odległy plan, a ja nawet nie mam możliwości zagaić na temat koncertu Geldofa.
Cały czas szukam jakiegoś punktu zaczepienia, jednak ale nie znam żadnej, nawet orientacyjnej, daty.
- A co robimy po koncertach w Anglii? - Tico jak zawsze, nawet nie wiedząc, prawdopodobnie uratuje mnie od ilości myśli, które chodzą mi po głowie.
- Mamy jakiś miesiąc przerwy, a potem support w Stanach - odpowiada Jon - Mogę wam pokazać rozpiskę - dopowiada i zaczyna grzebać w kieszeni swoich jeansów. On, w przeciwieństwie do mnie, ma w czym grzebać, bo ja w swoich spodniach jestem w stanie zmieścić co najwyżej klucze. Z kolei on, poza portfelem, kluczami i stertą zbędnych papierów, miałby jeszcze miejsce na Idaho i pół Wyoming.
Po chwili jednak wreszcie znajduje kawałek papieru, poskładany na cztery. Zdecydowanie wygląda, jakby już trochę przeszedł.
Obydwie strony są zadrukowane. Wszystkie słowa praktycznie mienią mi się w oczach, bo rozmiar liter jest śmiesznie mały.
Jednak dopiero teraz zauważam, że ostatni koncert na pierwszej stronie ma być siedemnastego sierpnia. I ma już numer pięćdziesiąt trzy.
- Trochę tego jest - rzucam, próbując skupić wzrok na czymkolwiek na tej kartce.
- Sto dwanaście koncertów - mój chłopak uśmiecha się. Sama staram się zrobić to samo, jednak potem dochodzi do mnie, że są to kolejne miesiące spędzone osobno. Jednak mimo wszystko cieszę się z ich sukcesów. Ich marzenia o zapełnianiu stadionów jako główne gwiazdy stają się coraz bardziej realne.
- A czemu te daty są zaznaczone? - Alec wskazuje na część Amerykańskiej trasy od końca czerwca aż do połowy sierpnia.
- Podobno jest szansa, że akurat te się nie odbędą - mówi blondyn, a we mnie znowu narasta nadzieja, że wreszcie się czegoś dowiem.
- Poważnie? - basista unosi brew.
- Ponoć ma coś się wtedy dziać i wszystkie te areny uznały, że koncerty byłyby bez sensu - wzdycha Jon, a wzrok całej naszej grupy jest skupiony na nim. Teraz już nie tylko mi zależy na każdym szczególe, cała nasza piątka jest zainteresowana - Doc mówił o koncercie Geldofa - uśmiecham się lekko - Ma to być coś wielkiego, dlatego inni martwią się o sprzedaż biletów.
- Chodzi o Globalną szafę grającą? - te trzy słowa Richa już w stu procentach utwierdzają mnie w przekonaniu, że wszyscy myślimy o tym samym. W odpowiedzi mój chłopak kiwa twierdząco głową - Już to potwierdził? Kiedy?
- Publicznie nie, ale Doc...
- To Doc - przerywa mu Alec, któremu przyznaję rację. Manager chłopaków to prawdziwy cudotwórca, jeśli chodzi o załatwianie koncertów, supportów i dosłownie wszystkiego innego. Co prawda, moim zdaniem, przez to przesadza w drugą stronę, a do tego jest, delikatnie mówiąc, bucem, ale nie można mu odjąć jego umiejętności załatwiania nawet niemożliwego.
- Czyli nie wiemy nic więcej o tym koncercie? - pytam z cieniem nadziei w głosie.
- Poza tym, że mają to być dwa koncerty, które dzieją się w ten sam dzień, jeden w Stanach, a drugi w Anglii, to absolutnie nic - Jon studzi mój zapał. Muszę więc tymczasowo zapomnieć o jakichkolwiek informacjach z wewnątrz, nad czym ubolewam - Ale skoro chcą odwołać tyle koncertów, to musi być dość gruba akcja.
CZYTASZ
Lifeline | Jon Bon Jovi
Fanfiction[OSTRZEŻENIE 1] Pisany przede wszystkim dla rozrywki dość długi tasiemiec, którego akcja (xd) prawdopodobnie nie zmieści się w 100 rozdziałach. [OSTRZEŻENIE 2] Przed sięgnięciem po to coś, co chyba muszę nazwać fanfikiem, nie polecam sugerować się...