Jon miał absolutną rację. Wracanie z Europy do Stanów jest dużo gorsze, niż latanie ze Stanów do Europy. I fakt że już tęsknię za Londynem nie jest głównym argumentem za tą tezą (chociaż jest jednym z nich). Tym głównym jest ten cholerny Jet Lag, o którym zdążyłam zapomnieć. A przecież bardzo podobną trasę zdarzało mi się już przebyć i to niejednokrotnie.
Stoimy przy taśmie, po której kręcą się walizki i czekamy na nasz bagaż. Zupełnie nie jestem w stanie się skupić, bo czuję, jakby moja głowa miała zaraz eksplodować. Do tego, chyba zaraz zasnę na stojąco, a jest dopiero przed dwudziestą. Dla zegara w mojej głowie jest prawdopodobnie koło trzeciej w nocy i to naprawdę niezbyt przyjemny stan.
Chyba będzie czekać mnie dzisiaj dwanaście godzin snu, żeby jakkolwiek nastawić swoją biologię z powrotem. Szczególnie że teraz nawet nie zauważyłam naszej walizki, która minęła mnie na taśmie. A specjalnie tu stoję, żeby informować Jona o tym, czy nasz bagaż przypadkiem się nie zbliża. Na całe szczęście mój facet zachował jeszcze resztki energii, wpycha się między mnie, a jakiegoś mężczyznę i bierze naszą walizkę.
- Następnym razem doczepiamy jakąś tasiemkę do walizki? - zagaduje mnie, a ja nie jestem w stanie kompletnie zrozumieć, skąd się wzięło to pytanie.
- Po co? - tylko tyle potrafię powiedzieć. Dalej próbuję jakoś wyciszyć wszystkie uciążliwe myśli o tym, że moja głowa zaraz wybuchnie z bólu.
- Nie rozpoznałaś naszej walizki, bo większość z nich jest też czarna, nie?
- Nie, po prostu... - staram się jakoś uzasadnić - Po prostu jej nie widziałam - spuszczam wzrok. Jak można spieprzyć tak prostą robotę? - Sorki - dodaję cicho.
- Przecież nic się nie dzieje - obejmuje mnie ramieniam - Nie zabrabliby nam jej po pierwszym kółku. Zresztą, wszystko udało się ogarnąć - dorzuca i prowadzi nas tak, żeby oddalić się trochę od taśmy - A teraz chodźmy, Rich pewnie na nas czeka - uwalnia mnie z uścisku, po czym łapie mnie za rękę.
- Wiesz, gdzie mamy iść? - pytam go jeszcze. Mam nadzieję, że odpowiedź jest twierdząca, bo teraz nie byłabym w stanie prowadzić go gdziekolwiek. Poza tym, nie mam zielonego pojęcia, gdzie może być Richie.
- Chyba wiem - odpowiada dość enigmatycznie - Jeżeli Richie i ja myślimy w ten sam sposób, to pewnie stoi przy wejściu do terminala - dodaje.
- A myślisz, że wie, który...
- Przecież wszyscy wiemy, że z Terminala A są loty do Stanów i Kanady, a tylko stąd są międzynarodowe - przerywa mi - A innego terminala jeszcze nie ma.
-No tak - przyznaję mu rację, po czym bardzo głośno ziewam - Dzisiaj nie jestem chyba od myślenia - Pewnie dlatego, że główny przyrząd do myślenia zaraz mnie rozsadzi, dodaję w myślach.
- Zdążyłem zauważyć - uśmiecha się pokrzepiająco i daje mi pstryczka w nos - Jeszcze tylko chwilka jazdy i łóżko - mówi jeszcze, żeby mnie pocieszyć, na co niemal wtulam jego rękę w swoje ciało. Tak bardzo chciałabym już zasnąć. Nieważne, czy we własnym domu z pluszakiem, czy u Jona w jego objęciach.
Dzisiaj jest mi totalnie wszystko jedno.
Staram się iść normalnym tempem, ale chyba niezbyt mi to wychodzi, bo niemalże wlokę się za moim chłopakiem. Staram się jest tu kluczem, bo nie jestem w stanie już przyspieszyć, bo jest naprawdę wysoce prawdopodobne, że za chwilę zasnę na stojąco, nie mając na uwadze czegokolwiek. A już zwłaszcza innych osób wokół. Moje baterie są już na wyczerpaniu i chyba nigdy nie było gorzej. Mimo że psychicznie jestem prawie na szczycie Mount Everest, to fizycznie jestem gdzieś w okolicach Rowu Mariańskiego.
CZYTASZ
Lifeline | Jon Bon Jovi
Fanfiction[OSTRZEŻENIE 1] Pisany przede wszystkim dla rozrywki dość długi tasiemiec, którego akcja (xd) prawdopodobnie nie zmieści się w 100 rozdziałach. [OSTRZEŻENIE 2] Przed sięgnięciem po to coś, co chyba muszę nazwać fanfikiem, nie polecam sugerować się...