Opieram się o kafelki w łazience i staram się opanować swoją ciekawość i nerwy. Te dwie rzeczy kotłują się we mnie od momentu, kiedy opuściłam towarzystwo i sprawiają, że każda sekunda dłuży mi się przez wieczność.
Bawię się palcami i naszyjnikiem, który dostałam od Jona na święta. Właściwie nie rozstaję się z nim od wtedy i zdejmuję go tylko, kiedy muszę.
Próbuję nasłuchiwać, co tam się dzieje, ale w zasadzie słyszę tylko konwersację między resztą zespołu, a mój chłopak i Angela siedzą cicho. Mam nadzieję, że nie przeszli już do czynów, bo zaraz sama tam wejdę i sprzedam komuś porządnego liścia, mając w dupie, czy to zepsuje nasz plan, czy nie.
Próbuję brać głębokie wdechy, powtarzać sobie jak mantrę słowa mojego chłopaka, że ona nic dla niego nie znaczy, a do tego staram się przekonać sama siebie, ale na nic się to nie zdaje. Chyba nigdy nie czułam się aż tak zazdrosna, jak teraz. Chociaż może to dlatego, że zazdrość, to jedna z wielu negatywnych emocji, która mi towarzyszy.
A wszystkie te uczucia może tylko uspokoić ulga, która nastąpi po stuprocentowo udanej akcji. Gorzej, jeśli coś nie wypali. Wtedy mogę spodziewać się w mojej głowie absolutnie wszystkiego.
Moje fatalistyczne myślenie wyjątkowo mi dzisiaj doskwiera.
- Jonny - słyszę jej głos wypowiadający dosłownie jedno słowo, a już czuję, jakby nieistniejący nóż otwierał mi się w kieszeni - A może by tak... - nastaje chwila ciszy. Dosłownej ciszy, podczas której nawet chłopcy się nie odzywają. Nie jestem w stanie stwierdzić, co tam się dzieje, ale jestem pewna, że nie jest to spowodowane przez powrót Richa. Najwidoczniej wszyscy patrzą na ten teatrzyk, który dzieje się w salonie.
- Mhm - mruczy Jon - Jeśli chcesz - mówi to swoim seksownym tonem, a ja dziękuję sobie sprzed kilkudziesięciu sekund, że zdecydowałam się na siedzenie na podłodze, bo chyba padłabym na kafelki bez żadnej asekuracji i wpadła do sąsiadów z dołu. Czuję, jak powoli zbiera mi się na płacz. Nie mam siły sobie wpajać do głowy, że to tylko udawanie. Jednakże wciąż muszę siedzieć cicho i udawać, że nic nie słyszę. Podkulam nogi i chowam w nich głowę, żeby odizolować się od wszystkiego.
Nie chcę słyszeć, co tam się dzieje. Chyba nawet nie chcę już dzisiaj wychodzić z tej łazienki. Nie potrafię sobie już wytłumaczyć, że Jon pewnie czuje coś podobnego, że jeszcze chwila i już wszystko będzie tak, jak było.
Dopiero w tym momencie zaczynam rozumieć faktyczne pojęcie zazdrości. Dosłownie rok temu zastanawiałam się, czemu mój chłopak aż tak reaguje na wszystko, co się działo z technicznym Scorpionsów. A potem jeszcze trochę śmiałam się z niego i z perspektywy czasu wiem, że to było bardzo nie na miejscu.
Szczególnie że teraz, kiedy sama przeżywam praktycznie to samo, tylko dwa razy mocniej, nie jestem w stanie się w ogóle uspokoić. We wszystkim widzę jakieś wymyślone przeze mnie nieścisłości, które nawet nie mają prawa bytu. Te teorie tak pulsują w twojej głowie, że powoli zaczynasz mieć problemy z rozróżnieniem prawdy, od jakiejś wykreowanej rzeczywistości, nawet najbardziej abstrakcyjnej. A ja miałam czelność śmiać się z mojego chłopaka, który przeżywał to wszystko w swojej głowie, ale prawie w ogóle nie okazując tego na zewnątrz.
Chyba muszę z nim o tym kiedyś porozmawiać...
- Ciebie powaliło?! - słyszę nagle krzyk Jona, który roznosi się chyba po całym bloku. Jednocześnie słyszę trzask drzwi wejściowych. To wszystko dzieje się w jednej chwili. Mój chłopak ma naprawdę świetne wyczucie czasu - Co ty sobie, kurwa, myślisz?!
- Ale... - Angela jest w stanie wydusić z siebie tylko tyle.
- Co Ale? - ton blondyna ani trochę się nie ścisza - Czy to takie trudne zauważyć, że mam dziewczynę?!
CZYTASZ
Lifeline | Jon Bon Jovi
Fanfiction[OSTRZEŻENIE 1] Pisany przede wszystkim dla rozrywki dość długi tasiemiec, którego akcja (xd) prawdopodobnie nie zmieści się w 100 rozdziałach. [OSTRZEŻENIE 2] Przed sięgnięciem po to coś, co chyba muszę nazwać fanfikiem, nie polecam sugerować się...