Rozdział 8

600 46 24
                                    

Nie można się zmusić do miłości. Albo jest albo jej nie ma

*Marinette*

Usłyszałam głośne pukanie do drzwi. I to ja musiałam wstać, bo Adrien sobie spał. W końcu była ósma rano, w dodatku była sobota. Więc nie wiem, kto normalny przychodzi w taki dzień i o takiej godzinie.

Ubrałam biały szlafrok, żeby nie chodzić w samej bieliźnie po domu. A przynajmniej nie otwierać komuś tak ubrana. Zeszłam na dół i bez jakiejkolwiek myślenia otworzyłam drzwi.

Po co ona tutaj? Ja ją zaraz chyba zabije, jeśli nie opuści terenu tego budynku w ciągu pięciu sekund. Naprawdę.

-Czego tu chcesz? - spytałam, udając jak najbardziej miłą. Brunetka zmierzyła mnie wzrokiem i prychnęła:

-Nie rozmawiam ze szmatami. Gdzie jest Adrien?

O nie, kochana... tak to nie będzie.

Uśmiechnęłam się sztucznie i kazałam temu czemuś wejść do środka. Rossi stanęła na korytarzu, a ja poszłam szybko na górę. Wzięłam z łazienki to, co było mi potrzebne i wróciłam na dół.

-Widziałaś kiedyś szmatę? - spytałam, a ona zaprzeczyła. -To patrz. - podałam jej lusterko i zaśmiałam się.

-Ty popierdolona suko! - krzyknęła i rzuciłam się na mnie.

*Adrien*

Spałem, do póki nie usłyszałem jakiegoś huku i krzyku. Wstałem z łóżka i zszedłem na dół. Zobaczyłem coś, czego sądziłem, że raczej nigdy nie zobaczę. Trochę to śmieszne było, więc chwilę tak stałem, patrząc na to, co się dzieje.

-Ja się nie puszczam, tak jak ty! - krzyknęła Marinette, ciągnąc brunetkę za włosy.

Po pierwsze, skąd tutaj wzięła się ta wariatka. Po drugie, co się stało, że one się biją. I po trzecie, na chuj przyszła tutaj Lila.

Próbowałem odciągnąć jedną dziewczynę od drugiej, ale na nic. No ogółem biły się, ciągnęły się za włosy. Podniosłem Mari, trzymając w pasie, żeby jakoś ją uspokoić i odepchnąć od szatynki. Po dłuższym czasie udało mi się.

-Zabierz tą wariatkę ode mnie! - powiedziała Rossi, wstając z podłogi.

-Spierdalaj! - odkrzyknęła jej ciemnowłosa.

*Marinette*

Po paru minutach dziewczyna, a raczej "kurwa", tak jak ją Adrien nazwał, opuściła nasze mieszkanie.

-Nic ci nie jest? - spytał blondyn, niosąc mnie na górę. 

-Chyba nie, ale jakoś dziwnie się czuję jakbym była... Nieważne.  - odpowiedziałam, zmieniając szybko temat. 

Chłopak otworzył drzwi i położył mnie delikatnie na łóżku. Usiadłam, a zielonooki obok mnie. Po chwili zaczął mi zadawać masę pytań. 

-Więc jak to się stało? O co się biłyście? Po co ona tutaj przyszła i co chciała? I czy też musiałaś ją bić?

-Powiedziała, że ze szmatami nie rozmawia, więc dałam jej lusterko, żeby zobaczyła szmatę. Mówiła, że przyszła do ciebie i się na mnie rzuciła. I tak, musiałam ją bić. 

Adrien przysunął mnie do siebie, przytulił mnie i zaśmiał się. Powiedział cicho, że nie wierzył w to, co się przed chwilą działo i że jestem do czegoś takiego zdolna.

-Jestem z ciebie dumny po prostu... - zaczął, cały czas się śmiejąc. -Na pewno ci nic nie jest? - spytał po raz kolejny.

-Trochę mnie boli głowa i ręka.  - odparłam, wtulając się bardziej w blondyna. 

*****
Wstałam, a raczej ktoś mnie obudził przed piętnastą. Tym razem nie było to pukanie do drzwi, ale jakieś śmiechy. Założyłam pierwsze lepsze, co wpadło mi do ręki. A była to nie moja, biała, lekko prześwitująca koszula. Może jednak zakładanie takich rzeczy, na czerwoną bieliznę, nie było dobrym pomysłem.

Zeszłam na dół, a kiedy zobaczyłam, kto tam jest, miałam szczerą ochotę wrócić do łóżka, bo nie widziałam powodu, żeby tam siedzieć. Popatrzyłam na Adriena, a on wstał i podszedł do mnie. Stanął za mną, przysuwając mnie blisko siebie i trzymając swoje złączone ręce na moim brzuchu.

-Znowu jesteście razem, aż się rzygać tęczą chce. - skomentował mój brat.

-A ciebie ktoś pytał o komentarz? - spytałam. -Co on tu robi? - zapytałam cicho blondyna.

-Przyjechał sobie. - odpowiedział.

-Byś się ubrała, a nie, małolato, chodzisz tak ubrana. I po zakrywaj te zaznaczenia terenu Agreste'a. - powiedział do mnie. -A ty jej pilnuj. - zwrócił się do Adriena.

-Zapewne Chloe Cię teraz potrzebuje... bo sama sobie nie poradzi, więc leć ratować swoją damę w opałach. Tylko tak, żebym znowu ciocią nie była. - uśmiechnęłam się.

-Aha! Twoja teściowa chciała mieć wnuki... Życzę powodzenia! - krzyknął i wyszedł.

Chłopak zaczął się śmiać, więc po prostu zostawiłam go samego w salonie i wróciłam do sypialni.

Ostatnia szansa |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz