Rozdział 21

557 45 10
                                    

Wiedz, że wykopałeś swój własny grób

*Marinette*

Próbowałam przekręcić się na drugą stronę, ale niestety bezskutecznie. Koło mnie leżał blondyn i nie zanosiło się na to, żeby miał wstać. Powoli i cicho wstałam z łóżka. Podeszłam do swojej szafy i wyjęłam z niej pierwsze lepsze ubrania. Kiedy zaczęłam się przebierać telefon Adriena wydał z siebie dźwięk, powiadamiający o zapewne jakimś sms'ie.

Nie będę sprawdzać, kto do niego pisze. Nie będę, obiecuję. Wcale nie interesuję mnie, z kim pisze. Nie jesteśmy razem, więc każde z nas może robić co chce.

Ciekawość wzięła górę i wzięłam telefon chłopaka do ręki. Odblokowałam urządzenie i przeczytałam nową wiadomość od kogoś.

Od: Bonnet

Zabierz lepiej Mari. I pamiętaj, o której macie przyjechać. Jeszcze do niej napiszę

Gdzie Adrien ma mnie zabrać? I kto do niego pisze? 

Odłożyłam telefon na poprzednie miejsce i jakby nic wyszłam z pomieszczenia. Podjęłam próbę zrobienia sobie kawy. Po paru minutach wzięłam do rąk gorący kubek i próbowałam się napić, ale po samym zapachu, który kiedyś mi jakoś nie przeszkadzał, odstawiłam natychmiastowo napój. Chwyciłam butelkę zwykłej wody i szybko się napiłam. Odwróciłam się, tym samym opierając się o blat. Po chwili zauważyłam jak blondyn wychodził z sypialni, przecierając oczy. 

-Jak mi powiesz, że się nie wyspałeś to przypominam ci, że masz swoje mieszkanie. - ledwo uśmiechnęłam się. 

-Źle się czujesz? - spytał, podchodząc do mnie. 

-Czemu pytasz? Nic mi nie jest, ale może zechciałbyś mi powiedzieć, o co chodzi z tym, żebyś lepiej mnie zabrał? - zapytałam. Popatrzyłam na niego i oczekiwałam odpowiedzi.

Już chyba wolałam znać najgorszą prawdę typu, że mnie z kimś zdradza, że ma dziecko, o którym nie wiem, że mnie nie kocha, że to wszystko było tylko jednym, wielkim, pieprzonym kłamstwem i że tak naprawdę mnie nigdy nie kochał, nie chciał ze mną być i tak dalej, tak jak kiedyś powiedział Leon. 

-Tylko nie panikuj... 

-Mów! - ponagliłam go, a on wziął głęboki wdech.

-Może lepiej usiądź. - ostrzegł mnie i poszliśmy usiąść. -Alex, Nathaniel i tamten starszy typ nie żyją. Umarli przez wykrwawienie się, w wyniku postrzelenia. 

W głowie miałam tylko jedną myśl: to ja ich chyba zabiłam. Przecież ja pójdę siedzieć za to... Co ja zrobiłam?

-Adrien... czy to przeze mnie? - spytałam cicho, będąc bliska płaczu.

-Nie, nic ci się nie stanie. Nie pójdziesz siedzieć. Spokojnie. Daniel ich tak jakby dobił... Okazało się, że nie byłaś pierwszą dziewczyną, której Alex coś zrobił. Adeline przyznała się, że kiedyś próbował jej też to zrobić. - opowiedział.

To było chore, że jej własny brat chciał jej coś takiego zrobić. I w dodatku nie byłam jedyna.

-Ale teraz już nikogo nie skrzywdzi. - powiedziałam cicho, podnosząc wzrok na Adriena.

-I Adeline napisała, żebym dla bezpieczeństwa cię zabrał na pogrzeb, a raczej pogrzeby. Są za dwa dni. W ramach takiego odszkodowania zapłaciłem za wszystko. - odpowiedział. Założył kosmyk moich włosów za ucho i przysunął mnie do siebie.  -Więc nie bój się i może lepiej idź odpocząć. 

-Może i tak. - przyznałam mu rację.

Zeszłam z sofy i powoli poszłam do sypialni. Wzięłam koc, leżący na łóżku i położyłam się spać. 

*****
Przez dwa dni nic kompletnie się nie zmieniło. Adrien kupował mi róże, bo chciał, żebym mu wybaczyła. Moja odpowiedź brzmiała tak samo: nie wiem, daj mi czas, pomyślę.

Próbowałam zapiąć swoją sukienkę, jednak bezskutecznie. Poprosiłam blondyna o zrobienie tego za mnie, a on przez chwilę patrzył na mnie i zasunął zamek do góry. Podał mi rękę i spytał, czy jestem już gotowa. Pokiwałam głową w odpowiedzi i szybko spojrzałam na swoje odbicie w lustrze: czarna sukienka przed kolano na długi rękaw, zwykłe, ulubione, czarne, wysokie botki, czarny, krótki płaszcz i makijaż wykończony mocną, matową, czerwoną pomadką. To ostatnie najbardziej dziwiło Adriena.

Po jakiś dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Adrien z niewiadomych, dla mnie przynajmniej, powodów wolał, żebyśmy poszli na sam cmentarz, gdzie była już reszta zaproszonych ludzi. Zauważyłam w tłumie swojego brata, Chloe, Leona, a najbliżej trumien stała Adeline z Danielem, nie wyglądali na jakoś specjalnie smutnych. 

Cała ceremonia pożegnalna trwała koło pół godziny, bo ksiądz wygłaszał jakieś kazania i tak dalej. Po prostu normalny pogrzeb, tyle że trzech osób. Blondyn obejmował mnie z tyłu jedną ręką, trzymając ją na moim biodrze, jakby chciał każdemu pokazać, że nikt nie ma prawa dotykać mnie prócz jego. 

To było szczerze słodkie, dziwne i zaborcze z jego strony. 

Minęło jakieś kolejne pięć minut i pogrzeby się skończyły. Jeszcze przez chwilę tak staliśmy, a chwilę później podszedł do nas Leon. Adrien złapał mnie za rękę i już chciał iść. 

-Jesteś głupia, będąc z nim. Nie potrafi nawet zadbać o to, żebyś była bezpieczna. Każdy cię ostrzegał przed nim. Każdy... - zaczął mówić. 

Popatrzyłam na Adriena i mogłam łatwo wywnioskować, że zaraz może odbędzie się kolejny pogrzeb. 

-Posłuchaj, bo chyba naprawdę kiedyś nie zrozumiałeś, tego co powiedziałam. W dupie mam to, co mówią inni, on mnie kocha, a ja jego. - przerwałam mu.

-Jeśli jeszcze raz się do niej zbliżysz, to inaczej pogadamy i będzie kolejny pogrzeb. Więc odpierdolisz się od niej raz na zawsze. - zagroził mu blondyn, ściskając moją dłoń mocniej.

Brunet odszedł bez słowa, a my podeszliśmy do Adeline. Jej chłopak wyglądał na zadowolonego, a ona jakoś specjalnie nie ubolewała nad stratą brata.

-Nie widać po tobie smutku. - powiedziałam cicho.

-W końcu to piekło się skończyło. Może i zostałam sama, ale mam kogoś, kto mnie naprawdę kocha. - odparła z uśmiechem na twarzy. -Jutro zadzwonię i ci coś powiem, a raczej wam, bo powinnam powiedzieć to Adrienowi od razu. - popatrzyliśmy na nią przerażeni. -To nic złego!

-Będę czekać na telefon. My już chyba pojedziemy, a ty trzymaj się. - pożegnaliśmy się z parą i zaczęliśmy wracać do samochodu.

-Dasz mi prowadzić? - spytałam blondyna, a on podał mi kluczyki do auta.

Usiadłam na miejscu kierowcy, a Adrien zajął miejsce obok mnie. Zapiął pasy, zapewne modląc się o przeżycie. Po chwili już jechaliśmy. Blondyn patrzył na mnie, kiedy zaczęłam jechać szybciej. Uśmiechnęłam się do siebie i jechałam dalej.

Ostatnia szansa |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz