Rozdział 17

549 50 37
                                    

Życie bez ciebie jest po prostu złe

*Marinette*

Stałam i patrzyłam na Adriena z założonymi rękoma na piersiach. Jeśli on myślał, że pójdę i zostawię go, to się mylił. Widziałam, że był zły i mógłby zrobić coś głupiego, czego by później mógł żałować.

-Chodź... - zaczęłam go ciągnąć za rękę.

-Możesz wrócić do auta, my tylko sobie tutaj porozmawiamy. - zaśmiał się Félix.

-Naprawdę idź do samochodu. - odpowiedział blondyn.

-Słucham? - spytałam, niedowierzając w to co usłyszałam. -Nigdzie nie idę.

-Teraz. Pójdziesz. Do. Auta. - nakazał mi Adrien.

Dobra, nie będę się z nim przecież kłócić i pogarszać swojej obecnej sytuacji. Wystarczy, że Adrien dowiedział się o tym, że przyjechałam tutaj i zrobiłam to, co zrobiłam.

Puściłam blondyna i bez słowa wyszłam. Wsiadłam do auta i czekałam. Włączyłam telefon i zobaczyłam masę nieodebranych połączeń, nieprzeczytanych wiadomości od chyba wszystkich. Głównie to były "groźby" od Adriena, że mam się odezwać, wrócić.

Po paru minutach siedzenia i patrzenia się w okno, usłyszałam jakieś wyzwiska. Wyszłam po cichu z auta i podeszłam do zamkniętych drzwi opuszczonego budynku.

-To może twoja matka powinna się dowiedzieć jaką kurwę urodziła? Zniszczył życie niewinnej dziewczynie i swojemu kuzynowi! - krzyknął blondyn, a później był tylko huk, wywołany przez pistolet.

-Powinieneś dziękować swojej cioci, że odegrała się na twoich rodzicach i Tobie. Idealne życie: pełna rodzina, w chuj pieniędzy, najlepsza dziewczyna w kraju, posiadłości na całym świecie, prywatne samoloty, drogie auta. - powiedział chłopak.

-Nikt nie kazał się twojej matce puszczać z pierwszym lepszym. - wtrącił się Adrien. Parę sekund później był kolejny strzał.

Lekko zdenerwowana wybrałam numer do Daniela i czekałam aż odbierze. Po chwili usłyszałam jego głos i trochę się uspokoiłam.

-Musisz przyjechać, bo tak jakby postrzeliłam cztery osoby... - wymamrotałam. -A Adrien i jego kuzyn są w jednym budynki z pistoletami i tamtymi ludźmi.

-Japierdole... Mari, brawo. Zaraz będę. - odpowiedział i się rozłączył.

Najlepsze w tej sytuacji było to, że oni tam są z tamtymi osobami. W każdej chwili mogą odzyskać przytomność i... Napewno tak nie będzie. Ja nie chciałam ich zabić. Chciałam ich "uciszyć" chwilowo. Nawet nie myślałam, co miałoby być dalej. Strzelałam tak, że mieli przeżyć.

Po chyba pięciu minutach zauważyłam auto przyjaciela Adriena. Podeszłam do niego i po przyjacielsku go przytuliłam. Powiedziałam szybko, żeby poszedł tam i zobaczył, co się stało albo dzieje. Bojąc się zostać sama, weszłam razem z chłopakiem do budynku.

Adrien żył, nic mu nie było. Reszta siedziała przy ścianie, trzymając się za postrzelone miejsca.

Podbiegłam do blondyna i go przytuliłam. Zielonooki szepnął coś do Daniela i wyprowadził mnie z tamtego miejsca. Kazał mi wsiąść do auta, więc wsiadłam, nie chcąc robić problemu.

-Jesteś na mnie zły? - spytałam głupio, kiedy chłopak wsiadał do samochodu.

-Nie, kurwa, wcale. - odpowiedział cicho, odjeżdżając.

-Przepraszam, za wszystko. Za to, że Ci nie powiedziałam, za to, że powiedziałam Ci tak późno o zasadach, za to, że Cię oszukałam. - przeprosiłam cicho, dalej patrząc na niego.

-Zrozum, że mogło Ci się coś stać. W dodatku nic dobrego! Martwiłem się o ciebie! - krzyknął, a ja skierowałam wzrok przed siebie.

-Rozumiem, ale... - zaczęłam, a on szybko się wtrącił.

-Też przepraszam, ale jak na razie jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu. W sumie zawsze będziesz, ale... Wystarczy mi kłótni z Tobą i rozstań. - złapał mnie za jedną rękę i na chwilę popatrzył na mnie.

Jak na razie?! Co to ma znaczyć?!

-Dobrze, przepraszam po raz kolejny. Też nie lubię się z tobą kłócić, ale widzisz do czego nasze zachowanie doprowadziło. - stwierdziłam. -Naprawdę mam już dosyć Paryża i wszystkiego złego, co tu się działo.

-Chciałabyś wyjechać na jakiś czas stąd czy wyprowadzić się na stałe? - zapytał.

-Na jakiś czas. Chyba, że będzie tak, że każde z nas pójdzie w swoją stronę i nic nie będzie mnie tutaj trzymać. - odpowiedziałam ledwo słyszalnie.

-Tak się nie stanie. Wysiadaj. - powiedział, kiedy zaparkował pod moim blokiem.

Przewróciłam oczami i wysiadłam z samochodu. Weszliśmy do budynku i poszliśmy od razu do mojego mieszkania. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Spojrzałam na swojego brata, który siedział sobie razem z Chloe na sofie.

-No powinni Ci dać jakiś order. - mruknął, widząc mnie. Popatrzyłam na Adriena, a on wzruszył ramionami.

-Powiedz jej, ja jej nie powiem. - zaśmiał się blondyn.

Po pierwsze, co było takiego śmiesznego. Po drugie, nie było okazji do śmiania się.

-No bo my myśleliśmy tyle czasu, żeby zbawić całą tą czwórkę w jedno miejsce, wytłumaczyć i wsadzić za jednym razem do więzienia... a ty po prostu zrobiłaś z nich idiotów, mówiąc, że niby jedziesz się umówić z przyjaciółką. Zaplanowałaś wszystko w krótkim czasie, pojechałaś sama, postrzelałaś sobie, nic ci się nie stało, po prostu rozjebałaś szefa sycylijskiej mafii... - zaczął śmiać się Luka, a ja dalej nie rozumiałam.

-Jesteście po prostu kretynami, którzy nic nie potrafią, co mam powiedzieć? - zapytałam, patrząc na nich.

-No to prawda. - wtrąciła się Chloe.

Resztę dnia, a raczej wieczoru, spędziliśmy we czwórkę. Ja ze swoją szwagierką głównie wytykałyśmy każdą, najdrobniejszą, złą cechę Łuki i Adriena. Skończyło się na tym, że obydwoje są skończonymi idiotami. Co było smutną prawdą.

Kiedy mój brat i jego żona pojechali już do siebie, znaczy do naszych rodziców, żeby odebrać swoje dziecko od nich, Adrien dalej siedział w moim mieszkaniu. Stałam przez pięć minut i patrzyłam na niego.

Dobrze, ja poczekam.

-Będziesz tak stać? - zapytał, a ja pokiwałam głową.

-O co ci chodziło z tym, że jak na razie jestem dla ciebie najważniejsza? - spytałam, idąc w jego kierunku. Usiadłam obok niego, a on mnie objął ramieniem.

-Nieważne już. - odpowiedział.

No tak, nieważne. Tyle czasu tego słowa nie używał i teraz musiał je powiedzieć.

-Powiedz mi jedno, byłaś szczęśliwsza ze mną czy beze mnie? - zadał mi pytanie.

-Co to za głupie pytanie? Oczywiście, że z Tobą. Nie wiem, po co mnie o to pytasz. - stwierdziłam.

-Byłoby Ci przykro gdyby coś się stało Alex'owi?

Co to są za pytania? Ja się teraz zaczynam go bać...

-Nie, ale skąd takie pytania?

-Nic już. - uśmiechnął się -Pogódź się z tym, że zostaję u ciebie na noc.

Chcąc niechcąc pogodziłam się z faktem, że nie będę sama spać dzisiejszej nocy.

Poszłam do sypialni i przebrałam się. W miarę ogarnęłam się i wróciłam do poprzedniego pomieszczenia. Położyłam się na łóżku, próbując zasnąć. Po chwili poczułam jak blondyn przyciąga mnie do siebie i ponownie przytula. No i tak zasnęliśmy, a przynajmniej ja.

Ostatnia szansa |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz