Rozdział 25

597 52 35
                                    

Sprawię, że mnie pokochasz

*Marinette*

Przekręciłam się na drugą stronę łóżka, kładąc dłoń na... pustej pościeli? Uchyliłam powieki, popatrzyłam na puste miejsce obok siebie. Ręką próbowałam na ślepo wyszukać swojego telefonu, kiedy go znalazłam, ściągnęłam go ze stolika nocnego i odblokowałam. Była ósma rano.

Po chwili usłyszałam jak do pomieszczenia ktoś wchodzi. Położyłam z powrotem głowę na miękką poduszkę, zamykając oczy i usiłując zasnąć ze względu na wczesną porę. Blondyn cicho się zaśmiał, zapewne na mój widok. Uchyliłam powieki i popatrzyłam na niego; jedną rękę trzymał luźno, a drugą miał na pewno schowaną za sobą.

-Czemu tak szybko wstałeś? - spytałam podejrzliwie. -Jest ósma...

-Mari, nie jest ósma. Jest ósmy marca i dla twojej wiadomości jest po dziesiątej. - odpowiedział spokojnie.

Mruknęłam coś niezrozumiałego i niechętnie odwróciłam się. Adrien szturchnął mnie, a ja przed sobą zauważyłam ogromny bukiet czerwonych róż.

-S'il te plaît, princesse.* - powiedział, podając mi kwiaty. Pocałowałam go w policzek.

Zabrałam róże, położyłam je na komodzie i wróciłam na poprzednie miejsce. Lekko popchnęłam Adriena na łóżko, a on oparł się o ramę. Usadowiłam się na jego kroczu, a on położył ręce na moich biodrach. Przyłożyłam swoje usta do ust blondyna i z każdą sekundą pogłębiałam pocałunek. Dłonie chłopaka znalazły się cienkich ramiączkach mojego białego, koronkowego stanika.

Tą romantyczną, lub jakkolwiek można byłoby ją nazwać, chwilę przerwał dźwięk, dzwoniącego telefonu, któregoś z nas.

-Kurwa. - przeklął blondyn, a ja wywróciłam oczami, schodząc z jego kolan.

Podeszłam do stolika nocnego i wzięłam do rąk telefon chłopaka. Wcisnęłam bez zastanowienia zieloną słuchawkę i włączyłam głośnik.

-Tak słucham? - spytałam, udając zaspany głos.

-Wszystko załatw... Cześć, Marinette. - usłyszałam głos swojego brata.

Co oni znowu zrobili? Boję się już pytać...

-Czego chcesz od mojego narzeczonego? - podkreśliłam wyraźnie ostatnie słowo. -Gdybyś nie wiedział... to jesteśmy na wakacjach i... - zaczęłam.

-Przeszkodziłeś nam, a raczej mi w zrobieniu dziecka twojej siostrze! - krzyknął Adrien, wtrącając się.

Przypomniałam sobie dopiero teraz, że muszę powiedzieć Adrienowi coś ważnego. A nawet bardzo ważnego. 

-Ty się może zamknij! - odkrzyknęłam.

-Dobra, później porozmawiamy, bo słyszę, że macie plany na rano. - zaśmiał się Luka, a ja w myślach walnęłam się w czoło.

Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko. Wyjęłam z walizki biały, dwu częściowy strój kąpielowy z głębokim dekoltem. Poszłam do łazienki, szybko przebrałam się i wyszłam z pomieszczenia. Adrien zmierzył mnie wzrokiem, wstając i podchodząc bardzo blisko mnie. Położył dłonie na moich plecach, zapewne szukając wiązania od bikini. Zaśmiałam się i zabrałam jego ręce z mojego ciała. Wyminęłam go i otworzyłam drzwi od tarasu, wychodząc na niego.

Patrzyłam przez chwilę na to, co działo się w oddali. Po krótkiej chwili podeszłam do leżaka, położyłam się na nim, zginając jedną nogę, a drugą pozostawiłam wyprostowaną. 

Była idealna pogoda do tego, żeby się opalać. Słońce grzało naprawdę mocno, ale był też lekki, prawie niewyczuwalny wiatr.

Po jakiś dwudziestu minutach zauważyłam jak mój narzeczony wchodzi na taras. Tak, musiałam to mówić w kółko. Lepiej czułam się, mówiąc, że jest moim narzeczonym, niż mówić, że jest moim mężem, a raczej będzie dopiero wtedy, kiedy dojdzie do ślubu. Po prostu dziwnie czułam się ze świadomością, że w wieku prawie dwudziestu jeden lat mam mówić do kogoś mężu. Uważałam, że w taki sposób mówią do siebie  starsi ludzie, koło czterdziestki. którzy są już dawno po ślubie. Nawet nie wiem, czy byłam w pełni gotowa na ślub, w dodatku z moją pierwszą prawdziwą miłością. W ogóle z moim pierwszym chłopakiem. Parę osób mi wmawiało, żeby nie brać ślubu z pierwszym chłopakiem, bo pierwszy zawsze jest jak pierwszy naleśnik, do wyrzucenia. Z kolei w innej sprawie było podobnie. Mówili, że mój pierwszy raz powinien odbyć się na podróży poślubnej z moim mężem, którego kochałabym, a nie z chłopakiem. 

Pierwszą kwestią było to, że nie żałowałam niczego, a tym bardziej tego, że zrobiłam to z Adrienem. Mimo tych wszystkich słów, kłótni, nie pomyślałam, że żałuję czegokolwiek, co zrobiłam z nim. Przecież nie zrobił nic wbrew mojej woli. 

Po za tym nigdy nie chciałam mieć takiego życia, jakie wszyscy mówili, że powinnam mieć. To znaczy; ukończenie studiów, wielki ślub, podróż poślubna na Wyspy Kanaryjski, pierwszy raz na miesiącu miodowym, zajście w ciążę od razu po stracie dziewictwa, ogromny dom z ogrodem, dwójka dzieci, czyli koniecznie chłopiec i dziewczynka, oczywiście chłopczyk musiałby być starszy, pies i kot, a później cudowne starzenie się. Za nic w życiu nie chciałam, żeby moje dalsze losy tak wyglądały.

Nie wszystko było teraz tak, jak chciałam, ale nie wyobrażam sobie inaczej mojego życia. No i z nikim innym, tylko z Agreste'm. 

Każda sytuacja czegoś nas nauczyła, a przynajmniej mnie. Nieważne czy to była dobra sytuacja, czy nie. Była to dla nas pewnego stopnia nauczka od życia.

Spojrzałam wzrokiem pełnym czułości na blondyna, który przed chwilą wszedł na taras. Czułam cały czas jego wzrok na sobie, a raczej na moim biuście, który był opięty w wydekoltowaną górę bikini. Podszedł bliżej mnie, a ja poprawiłam się na leżaku, wpółleżąc. 

-Adrien. - powiedziałam, patrząc mu w oczy. 

-No co, kochanie?

-Wiesz gdzie trafiają grzeczni chłopcy? - spytałam.

-Nie. - odpowiedział cicho, dalej nie patrząc tam, gdzie powinien.

-Idą do nieba. - odparłam.

-A tacy jak ja? - zaśmiał się. Najpierw popatrzył na moje usta, a potem w moje oczy. Podniosłam się i stanęłam na przeciwko niego. Zbliżyłam się do niego i wyszeptałam mu do ucha:

-Tacy jak ty... - zaczęłam niepewnie. -Tacy jak ty dają swoim kobietom niebo. - dokończyłam, nie wierząc w sens słów, które wypowiedziałam. 

-Też mam do ciebie pytanie. A nawet dwa. - popatrzyłam pytająco na niego. -Od kiedy zrobiłaś się aż tak bezceremonialna, szczera, otwarta czy śmiała, żeby na trzeźwo coś takiego mówić? A drugie, czy ty mi właśnie proponujesz seks, skarbie? - zapytał. 

-Oczywiście, że nie! - zaprzeczyłam, chyba okłamując jego i siebie.

-Mi się wydaję, że tak. - uśmiechnął się głupio i podniósł mnie w takim sposób, że założyłam mu nogi na biodrach.

Kiedy chłopak zatrzymał się, a moje plecy spotkały się ze ścianą. Szczęśliwie w momencie, w którym Adrien próbował pozbyć się jedynego materiału, który miałam na sobie, zadzwonił telefon. 

-No ja pierdole! Nie odbieram! - krzyknął. 

-Odbierz. Może to ważne... - odparłam cicho i spojrzałam na podłogę. 

Blondyn niechętnie odstawił mnie na ziemię i wyjął telefon z tylnej kieszeni swoich spodni. Wzięłam głęboki wdech i po chwili spojrzałam na niego. Jego wyraz twarzy mówił jedno. Sekundę później powiedział mi, kto dzwoni po raz setny, na co zaśmiałam się.

-------------------------------
*proszę, księżniczko, w kontekście dawania

No dobra, w końcu rozdział. Ktoś się cieszy czy w ogóle zapomnieliście o tym opowiadaniu? Prawie miesiąc przerwy był od rozdziałów tutaj.

Gwiazdka jest?

Do kiedyś! ❤️

Ostatnia szansa |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz