Rozdział 50

394 32 25
                                    

Nie ma nic stałego, oprócz zmiany

*Marinette*

Nie wiedziałam co stresowało mnie bardziej czy to, że za niedługo miałam urodzić dziecko, czy to, że Adriena w dalszym ciągu nie było przy mnie. Przez to wszystko zaczęłam płakać. Pielęgniarka uspokojała mnie, że wszystko będzie dobrze i żebym się nie denerwowała. Niestety to też nie pomagało.

Położyłam się na bok według zaleceń położnej, żeby zmniejszyć ból intensywnych skurczy. W tym samym momencie poczułam czyjąś dłoń na mojej, otworzyłam oczy i odetchnęłam.

-Masz szczęście. - powiedziałam, patrząc na blondyna.

-Szybciej nie mogłem być. Musiałem coś załatwić. - wytłumaczył.

-Ważne, że już jesteś. - odparłam i ścisnęłam jego rękę.

Nie sądziłam, że poród będzie aż tak ciężki, a ja w tym czasie będę chciała wyrzucić blondyna z sali dziesięć razy, po czym będę mieć pretensję do niego, że wyszedł.

Po dwóch ciężkich godzinach pielęgniarka oznajmiła mi i Adrienowi, że nasza córka, która ważyła dwa i pół kilo była zdrowa. Kolejny raz tamtego dnia łzy leciały mi po policzku, tym razem ze szczęścia i może ze z męczenia.

Przytuliłam delikatnie malutką dziewczynkę do siebie i poczułam spokój, jakiego nigdy nie czułam. To było uczucie, którego nie potrafiłabym opisać żadnymi słowami. Chociaż, radość i ulga były jedynymi odczuciami w tamtej chwili. Jednak dalej nie potrafiłam wytłumaczyć komukolwiek mojego zachwytu małą.

Adrien po paru minutach wyszedł z sali, co było dla mnie z jednej strony niezrozumiale. Myślałam, że może po prostu nie chciał okazywać emocji tutaj, więc gdzieś wyszedł. I tym razem się pomyliłam.

Po chwili blondyn wrócił z bukietem czerwonych róż. Uśmiechnęłam się sama do siebie i spojrzałam na nasze dziecko i wyszeptałam do niej, że to jej tatuś, który ją kocha. Dziewczynka po niedługim czasie zasnęła przy mnie. Wyglądała słodko, będąc owinięta pudrowym kocykiem.

-Byłaś dzielna i przetrwałaś to. - zaczął cicho Adrien, kiedy zauważył, że maleństwo śpi.

-A ty byłeś. Jest słodka i nasza i podobna do nas i... - powoli wymieniałam. -I żyje... - dokończyłam smutno.

-Nie myśl już o tym. Najgorsze za nami. Jesteś głodna? - spytał, a ja kiwnęłam głową.

Mężczyzna odłożył bukiet róż na stolik po drugiej stronie pomieszczenia i kucnął przy moim łóżku. Byłam szczerze wycieńczona, ale szczęśliwa.

Usłyszałam dzwonek mojego telefonu, leżącego na szafce nocnej. Przewróciłam oczami i sięgnęłam po urządzenie. Popatrzyłam na wyświetlacz, na którym widniał numer mojego brata. Odebrałam, bo co innego miałam zrobić?

-Gratulujemy wam. Jak się czujesz, siostra? - zapytał spokojnie.

-Dziękuję. Jak słyszysz, żyję, mała śpi, ja też jestem trochę zmęczona. - odpowiedziałam, próbując usiąść.

Kilka minut później skończyłam rozmawiać z Luką i rozłączyłam się. I po parunastu sekundach odbierałam następne telefony od Sophie, Alyi i reszty moich lub naszych znajomych i oczywiście od rodziców też.

****
Dwa dni później wyszłam ze szpitala. Miałam już naprawdę dość szpitalnego jedzenia, badań i tego "klimatu", jaki tam panował.

Niezmiernie cieszyłam się, gdy przekroczyłam próg swojego domu wraz z naszą córką. To wszystko było już za nami. Sama nie mogłam w to uwierzyć.

Po sekundzie o mało nie dostałam zawału, jak mój brat z Chloe i ich córką zeszli na dół. Wzięłam głęboki wdech i skierowałam wzrok ku górze.  Blondynka zeszła po schodach, trzymając za rękę swoją córkę, a Luka za nimi, znosząc jakieś torby.

-Szybko wróciłaś. - spostrzegła moja szwagierka.

-Tak, wszystko było dobrze i z małą i ze mną. - wyjaśniłam.

-A jak się czujesz? - spytała po chwili.

-Powoli zaczynam dochodzić do siebie. - odparłam.

Usiadłam na sofie, a Adrien ostrożnie wyjął z nosidełka nasze dziecko i podał mi je. Trzymałam córeczkę na rękach, a ona otworzyła delikatnie oczy i zaczęła z powrotem zasypiać. To był od teraz mój ulubiony widok - patrzeć jak niemowlę zasypia przy mnie.

Poszłam na górę z małą Emmą i położyłam ją w kołysce, przykrywając różowym kocem i całując ją w główkę. Przez parę minut wpatrywałam się w nią, jak w obrazek, do momentu aż byłam pewna, że zasnęła. Wyszłam po cichu z naszej sypialni i wróciłam do salonu.

-Naprawdę gratulujemy wam. - zaczął mój brat, kiedy zauważył, że zeszlam do nich.

Blondyn podszedł do mnie i stanął obok, kładąc jedną z dłoni na mojej talii. W tym samym czasie podbiegła do nas córka chyba Chloe i Luki. Próbowała mnie objąć, co się jej rzecz jasna nie udało, więc Adrien ją uniósł na wysokość mojej twarzy, a dziewczynka dała mi buzi w policzek i objęła rękoma moją szyję. I uwierzyć, że kiedyś nasza córka tak zrobi.

Dwie godziny później, może trzy, nie wiem, bo nie liczyłam zbytnio czasu, mój brat wraz ze swoim dzieckiem i żoną opuścili nasz dom, pozostawiając po sobie prezenty dla nas, a jeszcze więcej dla dopiero co urodzonego noworodka.

-Wszystko już się ułożyło. - powiedział cicho Adrien, żeby przypadkiem nie obudzić córeczki.

-Mamy wspólny dom, dziecko i problemy zniknęły. W końcu żyjemy, tak jak od dawna chcieliśmy. - odparłam mu równie szeptem.

Niestety nawet szept wystarczył, żeby nasze dziecko się obudziło. Myśleliśmy, że będzie spokojniej. Widocznie mała potrzebowała uwagi. Nawet wiedziałam po kim to miała, mając dopiero dwa dni.
_________________________
Właśnie skończyliście czytać ostatni rozdział tej serii. W poniedziałek, z okazji Mikołajek wrzucę tutaj epilog. W weekend raczej się nic nie pojawi, bo nie będzie mnie w domu.

Gwiazdka? Komentarz? Obserwacja?

Cel do końca tego roku - 300 obserwujących. Byłoby miło gdybyś zostawił/a obserwację u mnie na profilu, tym samym pomagając mi osiągnąć cel ❤️

W takim razie miłego weekendu i do zobaczenia w epilogu, przygotujcie chusteczki ❤️

Ostatnia szansa |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz