Rozdział 11

556 49 33
                                    

Miłość i cierpienie idą w parze

*Marinette*

Chyba z pół dnia spędziłam w swoim mieszkaniu, płacząc bez przerwy. Udawałam wtedy, że nie boli mnie to, co mówił... Chcialam mu pokazać, że nie jest tak łatwo mnie złamać. Jak widać, jest prościej niż myślałam. Nikt ani nic nie cofnie tego, co usłyszałam. Nie mówię, że jestem święta, ale... bolało.

Włączyłam telefon i szukałam numeru do mojej przyjaciółki. Zamiast dzwonić do Sophie, przez przypadek zadzwoniłam do mojego brata.

-Tak? - usłyszałam głos Chloe.

-Chloe... - powiedziałam łamiącym się głosem.

-Mari? Co się stało? - spytała, a ja już chciałam mówić kiedy usłyszałam czyjś głos w telefonie.

-Twoją siostrę boli prawda, że jest szmatą.

-Już nic. - odpowiedziałam cicho.

-Poczekaj chwilkę... Co ty jej zrobiłeś?!... Luka! Przestań!

Nie słuchałam już, po prostu się rozłączyłam. Wybrałam numer do swojej przyjaciółki. Powiedziałam jej tylko, żeby przyjechała i wyłączyłam telefon.

Po okołu piętnastu minutach wstałam z łóżka i poszłam otworzyć drzwi. Wpuściłam brunetkę do środka i od razu ją przytuliłam, a ona upuściła karton na podłogę, obejmując mnie.

-To co się tym razem stało? - spytała.

Opowiedziałam wszystko, co do najmniejszego szczegółu. Moja przyjaciółka wstała z łóżka, wyszła z pomieszczenia, po chwili wchodząc ponownie tylko, że z kartonem w rękach. Położyła pudełko na łóżku i wyciągnęła z niego malutkie pudełeczko.

-Trzeba się pozbyć przeszłości. Wszystko, co z nim związane i wszystko, co od niego, do pudełka. Będziemy po prostu singielkami do końca życia. Thomas ze mną zerwał. Obydwoje są siebie warci. On i Adrien. Jeden i drugi chuj, kretyn, świnia, drań, dupek, zdrajca, kłamca, debil... - powiedziała, będąc bliska płaczu.

Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej wszystkie nie swoje ubrania, pamiątki i tak dalej. Wrzuciłam rzeczy byle jak do pudełka, a do mniejszego wrzuciłam biżuterię; pierścionek, naszyjnik, bransoletkę, obrączkę.

-Mam pomysł... - oznajmiłam smutno. -Musimy się zmienić tak, że będą żałować, że nas zostawili.

Moja przyjaciółka lekko się uśmiechnęła i przytuliła mnie. Po chwili powiedziała, że popiera mój pomysł.

-Dobra, koniec ryczenia. Pudełko do szafy albo gdzieś, gdzie nie będzie widoczne. Musimy opić to, że jesteśmy same, co o tym sądzisz? - zaproponowała.

Mój telefon zaczął dzwonić, ale nie miałam ochoty odbierać. Po paru minutach zobaczyłam sms'y od swojej szwagierki.

Od: Chloe

Adrien był tutaj i wszystko powiedział. Wątpię, żeby była to prawda. Luka go dość mocno pobił.

Od: Chloe

Ale żyje. Znaczy obydwoje żyją. Bardziej ucierpiał Adrien. Jak chcesz to przyjadę, powiesz mi jak było naprawdę. Jakoś nie chcę mi się wierzyć, że oskarżyłabyś go o gwałt i bicie...

Przez pięć minut czytałam tą drugą wiadomość. Więc teraz on będzie się na mnie mścił. Super.

Do: Chloe

Możesz przyjechać... Jest u mnie Sophie, ją też rzucił chłopak. Weź coś.

Na szybko powiedziałam przyjaciółce o planach na wieczór. A raczej jego resztę. Było już po dwudziestej pierwszej.

*****
-Jaka z niego kurwa zdradliwa... - skomentowała blondynka, po tym co jej opowiedziałam. -Po prostu nie wierzę... a wydawał się być normalny. Niby taki zakochany w tobie był.

-Weź z nim idź, tyle razy ją już zranił, ale teraz przesadził. - wtrąciła się Sophie.

-Nienawidzę go, nienawidzę... Za to wszystko, co mi zrobił, za to ile razy przez niego płakałam, za to ile razy złamał mi serce. - powiedziałam, patrząc się na ścianę.

Chloe nalała do trzech kieliszków po dużej ilości czerwonego wina. Zaczęłyśmy we trzy pić, aż do momentu, kiedy butelka była pusta.

Chyba do godziny pierwszej siedziałyśmy, obrażając, wyzywając swoich byłych. Raczej ja i Sophie, bo Chloe była z Luką, ale nie znaczy to, że nie wyzywała Adrien czy Thomasa.

Bolały i szczypały mnie oczy od paru godzinnego płaczu. Najgorsze, że kolejnej szansy dla nas nie będzie. Po prostu ja i on... to skończony rozdział. Nie ma takiej rzeczy, po której bym mu wybaczyła. Myślę, że przeszłość trzeba zostawić w spokoju, nieważne jaka była.

*****
Blondynka zaczęła mnie szarpać za ramię i coś mówić, ale udawałam, że nie słyszę. Przekręciłam się na drugi bok i przykryłam jeszcze bardziej kołdrą.

-Wstawaj! - krzyknęła Sophie. -Próbujemy cię chyba od godziny dobudzić, a ty nic. Wstawaj i idziemy gdzieś, bo Chloe wraca do siebie.

Niechętnie wstałam z łóżka i podeszłam do lustra. Wyglądałam jak... Wyglądałam źle. Rozmyty makijaż na całej twarzy, każdy włos w inną stronę, zaczerwienione oczy od wiecznego płakania.

Poszłam się ogarnąć, żeby wyglądać w miarę jak człowiek. Pożegnałam się z Chloe, która musiała wrócić już do swojego domu. Później zjadłyśmy jakieś śniadanie z moją przyjaciółką. Ubrałyśmy kurtki, buty i zabierając swoje rzeczy, wyszłyśmy z mieszkania.

Po dwóch godzinach taksówka zatrzymała się przed jakimś budynkiem. Wysiadłyśmy z auta i weszłyśmy do środka.

Będzie ciekawie...

Sophie przez chwilę rozmawiała z jakimś mężczyzną. Po paru minutach podał mi katalog, a drugi dał brunetce.

-Jak Panie wybrały, to zapraszam na fotele. - powiedział uprzejmie.

Usiadłam na jednym fotelu, a moja przyjaciółka na drugim. Trzymałyśmy się za rękę, żeby jakoś wytrzymać ból. Ja jakimś cudem zgodziłam się na wytatuowanie na karku napisu "we're all mad here", małego, pustego serduszka na placu lewej ręki.

To było po prostu tak spontaniczne. Chyba przemawiał przez nas jeszcze alkohol.

Trochę bolało, ale było warto. Chyba bardziej mnie bolały wszystkie kłótnie z Adrienem niż robienie dwóch tatuaży jednego dnia.

Siedziałam i czekałam aż Sophie przestanie wymyślać, co chwilę nowy tatuaż w innym miejscu. Jak narazie zrobiła sobie identyczny napis na karku, napis "hell" na wewnętrznej stronie środkowego palca, małą różę na nadgarstku i teraz tatuażysta kończy jej czwarty, czyli datę 03.09.2007 na drugim nadgarstku.

Ta data, to data, kiedy zaczęłyśmy się przyjaźnić. Już minęło 14 lat, a my nadal jesteśmy przyjaciółkami. I to takimi, że zrobiłyśmy na spontanie taki sam tatuaż.

Po około ośmiu godzinach wróciłyśmy do mieszkania. Ja poszłam szybko napisać do pewnej osoby, która mogłaby mi z chęcią pomóc. A nawet znam dwie takie osoby. W sumie są to jednak trzy osoby. Ale nieważne jak narazie.

Muszę się przemęczyć jakoś z niepełne dwa tygodnie i jakoś potem żyć dalej. W przyszłym tygodniu są Walentynki. W marcu jest impreza charytatywna. A później nie mam planów na życie.

Może uda mi się wrócić do konkursów, skoro nie mam już nic do stracenia. Tak jak on powiedział "ułatwi mi wybór". Gdyby dał mi powiedzieć jaką decyzję podjęłam  byłoby inaczej. Wiedziałby, że wolałam z nim zostać. Skoro on wolał zdecydować za mnie, to co mam do stracenia?

Ostatnia szansa |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz