Rozdział 23

611 51 84
                                    

Będę cię kochać, chociaż się boję

*Marinette*

-Pięć. - liczyłam, śmiejąc się.

Adrien robił pompki... ze mną siedzącą, a raczej leżącą na jego plecach. Dla mnie było to dość śmieszne, ale dla niego było to w jakimś stopniu większym wyzwaniem. 

-Sześć. - ponownie zaśmiałam się.

Między mną a Adrienem trochę się poprawiło. Jedyne, co mnie irytowało to to, że od wizyty u moich rodziców nazywał mnie mała. I to wszystko przez to, że mój tata powiedział, coś czego akurat blondyn nie wiedział.

Blondyn zrzucił mnie, po czym spadłam na podłogę. Popatrzyłam zdenerwowana na niego, a on się zaśmiał i przyciągnął mnie za biodra do siebie. Leżałam pod nim, a chłopak dalej wykonywał poprzednie ćwiczenie, całując mnie w usta, za każdym razem, kiedy schylał się.

*****
Dziś była ta impreza charytatywna, na którą musiałam iść, bez względu na to czy miałam humor i ochotę tam iść, czy nie. Po prostu miałam tam pójść i kropka.

Stałam przed lustrem i męczyłam się z założeniem tego, co kupiłam ostatnio na tą uroczystość. Adrien stał oparty o framugę drzwi i przyglądał mi się, jak zakładałam na czarną, koronkową bieliznę czerwoną sukienkę, która była z przodu krótsza i miała bardzo głęboki dekolt. Do tego miałam wysokie, czarne szpilki wiązane przy kostce.

Podeszłam do chłopaka, podniosłam wzrok, patrząc mu w oczy. Położył swoje ręce na mojej talii i przysunął mnie bliżej siebie. Złożył długi, namiętny pocałunek na moich ustach, żeby odwrócić moją uwagę, kiedy jego dłonie zjechały niżej. Przez to musiałam w miarę możliwości zacisnąć uda.

To, w jaki sposób zawsze reagowałam na jego najmniejszy dotyk...

-M-musimy... iść. - zaczęłam, łamiącym się głosem. Odsunęłam się od blondyna i poprawiłam swoją sukienkę.

-To idziemy. - odpowiedział i uśmiechnął się do siebie.

Przed budynkiem czekała na nas czarna limuzyna. Adrien otworzył mi drzwi, a ja, uważając na sukienkę, wsiadłam do środka. Blondyn usiadł obok mnie i położył dłoń na moim odsłoniętym udzie.

Jakoś po piętnastu minutach zatrzymaliśmy się przy stadionie, w którym miała odbyć się największa impreza, bankiet, gala, jak zwał tak zwał, w tym miesiącu, jak w ogóle nie w roku. Chłopak wysiadł pierwszy, po chwili otworzył mi, podając mi rękę, więc wysiadłam z małą pomocą z auta.

Rozejrzałam się po lokalizacji, w której się znajdowaliśmy się. Wszędzie byli reporterzy, przekrzykujący się. Również znajdowali się tutaj fotografowie, robiący zdjęcia wszystkim i wszystkiemu. Szliśmy przez czerwony dywan, a ja trochę fałszywie się uśmiechałam. Weszliśmy do środka. Jak na obecną chwilę nie rozpoznałam nikogo. Jednak parę sekund później usłyszałam dobrze znany mi dzwonek. Spojrzałam na blondyna, a on wzruszył ramionami i odebrał.

-Tak?... Dobrze... Jak pójdzie... Okej... Do później... Dzięki... Zawsze można na Ciebie liczyć. - odpowiadał komuś, z kim rozmawiał.

Poczułam lekkie ukłucie w sercu, bo czułam się, że on znowu mnie oszukuje. Nie odzywałam się już, niechcąc psuć sobie tego wyjątkowego wieczoru. Po prostu musiałam chwilowo zapomnieć. Mój humor zmienił się strasznie szybko. Przed chwilą cieszyłam się, że wszystko między nami było dobrze, a teraz miałam ochotę się rozpłakać, gdy usłyszałam, że Adrien mówi do kogoś, że "zawsze można na ciebie liczyć".

Puściłam jego rękę i odeszłam bez jakiegokolwiek tłumaczenia się. Poszłam szukać stolika, na którym znajdowała się kartka z moim imieniem i nazwiskiem. Po krótkiej próbie odnalezienia takowej informacji, usiadłam na jasnym krześle i poprawiłam materiał, który miałam na sobie. Po jakiś pięciu minutach na siedzeniu obok usiadł Adrien. Popatrzyłam na niego i mogłam otwarcie stwierdzić, że był czymś zdenerwowany lub zestresowany.

Ostatnia szansa |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz