Rozdział 27

555 54 41
                                    

Możecie zostawić gwiazdkę lub komentarz, który motywuje do dalszego pisania i zachęcam do obserowania, bo zdarza się, że napiszę jakieś ogłoszenie dotyczące rozdziałów
____________________________
Jeśli kogoś naprawdę kochasz, nie zdradzasz go

*Marinette*

Wracając z łazienki podeszłam do lustra, umieszczonego na jednej ze ścian korytarza. Stanęłam na chwilę i popatrzyłam na swoje odbicie; spuchnięte usta, masa czerwonych śladów. Spojrzałam na swój płaski brzuch, który kiedyś tak nie wyglądał. I nigdy już nie będzie.

Podjęcie takiej decyzji nie należało do najłatwiejszych. Gdybym miała mieć w dalekiej przyszłości dziecko, to niby, co miałabym powiedzieć? Wiesz, miałeś lub miałaś braciszka, ale nie przeżył.

Na samą myśl o tym mam łzy w oczach. Jakbym była w ciąży, to byłby dla mnie nie najpiękniejszy, a najtrudniejszy czas w życiu. Nie jestem i już chyba nigdy nie będę w stanie być w takim momencie. Tamta sytuacja zmiażdżyła moje serce na miliard kawałeczków. Nie wiem, czy chciałabym znowu to przeżyć.

Po chwili na moim policzku pojawiły się pierwsze łzy. Starłam je kciukiem i poszłam do sypialni. Usiadłam obok Adriena i przysunęłam kolana pod brodę. Blondyn, kiedy zobaczył moje zachowanie, objął mnie, ścisnął moją rękę.

On wie, na pewno pamięta...

-Nie myśl o tym. Więcej tego nie przeżyjesz. Dopilnuję tego. - próbował mnie uspokoić.

Poczułam jak po mojej twarzy powoli spływa słona ciecz smutku i złych wspomnień. Patrzyłam w jeden punkt na ścianie, jeszcze bardziej płacząc.

W pewnej chwili zdałam sobie sprawę z tego, co robiłam. To wszystko było moją winą.

-Adrien... - wyszlochałam imię blondyna. -Gdyby nie ja... teraz byśmy zajmowali się naszym dzieckiem. To nie ty ciągnąłeś mnie na dno, tylko ja. To ja ciebie niszczę. Moja miłość do ciebie... zniszczy nas oboje.

-O czym ty mówisz? - zapytał, a ja popatrzyłam przez zamglone oczy na niego.

Wszyscy, którzy mówili, że to on pociagnie mnie na dół, nie mieli racji, to ja go codziennie ciągnę na to dno. Czułam się teraz wszystkiemu winna.

Zobaczysz, zapłacisz za to wszystko.

Przypomniały mi się czyjeś słowa. Nie pamiętałam tylko, kto je powiedział. Nie pamiętałam nawet tego, czy usłyszałam je przed tym wszystkim, czy już po. Miałam pustkę w głowie. Chyba, że ubzdurałam coś sobie.

-Może to nie był wcale przypadek... Nie zostawisz mnie? - spytałam cicho.

-Oczywiście, że nie. Już nigdy nie zostaniesz sama. - przytulił mnie mocno, a ja cieszyłam się, że mam go.

Chciałam, żeby obejmował mnie tak już do końca moich dni. Niczego więcej nie chciałam i nie potrzebowałam, jak tego, że powie mi, że będę z nim bezpieczna, że już więcej się nie pokłócimy, że nie zostawi mnie i że mnie kocha. Mogłabym słyszeć to już do końca życia, byleby usłyszeć je z jego ust. Nie potrzebowałam nic więcej, jedynie tego.

W pewnym momencie usłyszałam rozbrzmiewający się po dalym pomieszczeniu dzwonek mojego telefon. Starłam wierzchem dłoni łzy i sięgnęłam po dzwoniące urządzenie. Odebrałam i po sekundzie słyszałam szczęśliwy głos Sophie.

-Jak tam na Malediwach? - spytała od razu.

-Jesteśmy znaczy... Jestem zmęczona. - poprawiłam się szybko.

-Powiedziałaś mu?

-Tak, nie jest zły, rozumie i leży obok mnie. - odpowiedziałam, patrząc na Adriena.

-Najważniejsze, że jesteście razem. Nie będę wam przeszkadzać, skoro jesteś zmęczona. - zaśmiała się, kiedy powtórzyła moje słowa. -Śpijcie, rano się odezwij. - pożegnała się i wyłączyła się.

Chciałam już odłożyć telefon, kiedy zauważyłam, że na wyświetlaczu widniał teraz numer Chloe. Blondyn przejął mój telefon, na co cicho się zaśmiałam.

-Co się dzieje? - zapytał niekoniecznie miło. Włączył głośnik, podał mi rękę i ścisnął ją lekko.

-Czemu odbierasz ty, a nie Marinette? - po jej głosie mogłam wywnioskować, że była czymś podekscytowana, ale wydawało mi się, że była czymś zawiedziona albo smutna.

-Zapytałem pierwszy. - ponownie zaśmiałam się na tą wymianę zdań.

-Chciałam powiedzieć jedynie twojej księżniczce, Mari, czy jak ty ją tam nazywasz, że to jest strasznie żałosne, że... - blondyn nie słuchał jej dalej i zwyczajnie się rozłączył.

-Nie potrzebnie odebrałem. - roześmiał się i pocałował mnie w usta. Położyłam ręce na jego policzkach i pogłębiłam pocałunek.

Adrien wciągnął mnie na swoje kolana i od razu przewrócił mnie tak, że byłam pod nim.

-Idziemy spać, bo jest napewno późno. - stwierdziłam krótko, lekko odpychając chłopaka od siebie.

Przysięgałam sobie, tu i teraz, że chciałam, żeby moje życie wyglądało tak już na zawsze. To kolejna rzecz, którą chciałam, żeby zapewnił mi mój narzeczony. Nic więcej nie potrzebowałam, żadnych drogich rzeczy, góry pieniędzy, sławy, luksusowego domu, pragnęłam tylko jego dotyku, jego słów i jego obecności.

Mając wszystko, co było materialne, nie miałam tego, co najważniejsze - miłości drugiej osoby, kogoś, kto byłby przy mnie w ten sposób. Nie chodziło mi o rodzinę, czy inne bliskie osoby. Miałam na myśli kogoś, z kim spędziłabym resztę życia lub większą jego część.

Nie potrafiłam opisać, powiedzieć, napisać komukolwiek tego, jak bardzo cieszyłam się, że mam taką osobę, jak bardzo kocham go.
________________________________
Rozdział uważany, przeze mnie, za bezsensowny. Ale nic innego nie mogłam wymyślić, czując się po części jak Mari. Chciałam dodać jeszcze, że ta część będzie najdłuższa, przynajmniej mam taką nadzieję.

Oczekujcie następnego rozdziału ❤️

Ostatnia szansa |Adrienette Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz