Diluc Ragnvindr x reader

1K 55 10
                                    

Kolejny ciężki dzień spędzony na bronieniu Mondstadt przed chmarą hilichurlów, jednak tym razem było gorzej, bo również slime wkroczyły do gry. Wcale nie było łatwo jak zazwyczaj, bo liczebność przeciwników była wręcz przytłaczająca. Chyba pierwszy raz od dawna wyszłaś z walki z licznymi zadrapaniami i ranami większymi i mniejszymi. Do tego wszystkiego prawdopodobnie nadwyrężyłaś kostkę, bo ciężko stwierdzić czy to skręcenie czy coś poważniejszego. Chciałaś jakoś spędzić dzisiejszy wieczór, odpocząć w końcu, przy lampce wina i pomyśleć nieco co i jak. Są dwa wspaniałe miejsca, gdzie można dobrze się napić, taverna w Mondstadt, ale również winiarnia niedaleko miasta. Tym razem padło na tavernę się udałaś, może po prostu liczyłaś na to, że zastaniesz tam swojego przyjaciela?
Był już wieczór, choć wcale nie było jeszcze ciemno, a jako, że wcale nie miałaś daleko to udało Ci się sprawnie dotrzeć na miejsce i do tego nie narażać kostki na ból. Zajęłaś miejsce przy barze, tak jak liczyłaś, Diluc był dzisiaj w pracy.

- Lampkę wina proszę. - Oznajmiłaś spokojnym tonem.
- Dawno Ciebie nie widziałem. - Poważny głos, jednak z nutą radości.
- Dawno nie miałam chęci się napić. - Westchnęłaś, a on chyba wyczuł w tym jakby lekką rezygnację, dopiero wtedy zilustrował Ciebie dokładnie wzrokiem, a ty poczułaś lekką presję.
- Coś nie tak? - Udawałaś zdziwienie, choć doskonale wiedziałaś co widział.
- Masz mnóstwo ran, coś się stało? - Przystawił dłoń do ust jakby w zastanowieniu.
- Oprócz ochrony miasta przed tymi durnymi slime'ami i hilichurlami to nic specjalnego. - Momentalnie uśmiech zszedł Ci z ust, jakbyś obawiała się, że chłopak i tak wyczyta z Ciebie wszelkie emocje jak z otwartej książki.
- Musiało być ich dużo, skoro tak skończyłaś. - Przyznał.
- Tak... to prawda. - Wzięłaś głęboki oddech. - Kostka nadal mnie boli nieziemsko. - Spojrzałaś na nieco podpierając się łokciem o blat barku. - Wciąż czekam na wino. - Przypomniałaś mu.
- W takim stanie wino nie jest odpowiednie. - Głos miał jakby zimny, nawet jak na niego. Powolnie się odwrócił i zaczął napełniać szklankę sokiem winogronowym, który również był ich wytworem. Postawił ją przed tobą. - To odpowiedniejsze. - Widziałaś w jego oczach jak się z tobą droczy.
- Dlaczego? Przecież wyraźnie prosiłam o wino. - Fuknęłaś jakby nieco urażona.
- Jak odpuścisz alkohol to rany szybciej się zagoją. - Dodał. - Po za tym... - Wziął głębszy oddech robiąc lekką pauzę. - Nie powinnaś brać tyle na siebie. - Znów wasze spojrzenia się spotkały, nawet delikatnie uchyliłaś usta w zdziwieniu na te słowa zanim niemalże wybuchłaś.
- I ty wierzysz w te bzdury?! - Wrzasnęłaś prawie. - Po za tym wcale nie biorę na siebi zby wiele. W końcu, gdybym się tym nie zajęła to kto? - Byłaś prawie wściekła, a jednocześnie smutna. Mimo wszystko upiłaś łyk soku, jakby z żalem próbując w nim zatopić smutki. - Czuje się świetnie, mimo wszystko. - Ten dzień był męczący, zbyt męczący. Poczułaś jak robi ci się słabiej, jak czarne mroczki skaczą i płatają figle przed twoimi oczyma, a ty choć bardzo chciałaś widzieć co jest za nimi to nie potrafiłaś. To była kwestia czasu, sekund zanim zemdlałaś opadając na szczęście na blat barku, ciężko pomyśleć co by się stało, gdybyś przywaliła teraz głową o ziemię.
- [T.i]? [T.i]!? - Diluc wyglądał w tym momencie na przerażonego i tu zaczęła się cała akcja. - Charles przejmij dzisiaj robotę! - Krzyknął, a mężczyzna zbiegł z piętra czym prędzej. Lekkie zamieszanie było widoczne w oczach pozostałych gości, ale nie przejmował się teraz tym, nie było na to czasu.

***

Obudziłaś się po znacznie dłuższej chwili, czułaś ból w głowie. Otworzyłaś oczy, powolnie i nie ruszając się z miejsca rozejrzałaś się po pomieszczeniu. Nie wiedziałaś gdzie się znajdujesz, ale miałaś pewność, że leżysz na łóżku oraz, że pokój ten był całkiem ciepły. Kątem oka dostrzegłaś czerwono-włosego, który bacznie ci się przyglądał.

- Obudziłaś się. Całe szczęście. - Odetchnął jakby z ulgą, ręce miał skrzyżowane na piersi przez cały czas, nawet gdy zbliżył się do łoża by lepiej Ciebie widzieć.

- Gdzie jesteśmy? Co się stało... - Byłaś w lekkim szoku, ponieważ nie zbyt pamiętałaś co się wydarzyło.

- Jesteśmy w jednym z pokojów winiarni mojej rodziny. - Westchnął. - Zemdlalaś, zapewne z wyczerpania. - Wyglądał beznamiętnie, choć w głębi duszy wydawało Ci się, że mógł być zirytowany czy nawet zły na Ciebie.

- Przepraszam. - Odparłaś lekko łamiąc głos, nie byłaś pewna jak na to wszystko odpowiedzieć.

- Nie masz za co. - Znów wziął głębszy oddech. - Za dużo na siebie bierzesz i koniec końców to wyszło, racja? - Jego spojrzenie było przenikliwe, nienawidziłaś go za to, że byłaś dla niego jak otwarta księga, że dokładnie wiedział jak się czujesz.

- Nie chciałam tego... Ale jeśli nie ja ocalę miasto to kto to zrobi? - Spojrzałaś na niego hamując łzy.

- Daj od czasu do czasu popisać się innym. Zapewne rycerze by to zrobili... albo ja. - Wciąż przeszywał Ciebie wzrokiem, a jego mina się nie zmieniała.

- Zachowałam się bezmyślnie i nie dbam o siebie, ale obywatele są bezpieczni, to jest istotne... - Twój głos się łamał i odwracałaś wzrok, by teraz nie spojrzeć mu w oczy, bałaś się tego.

- W moich oczach to ty jesteś istotniejsza, [T.i]. Jeśli coś by się stało Tobie to nie ochronisz mieszkańców. - Stał niesamowicie blisko.

- Masz rację... jak zwykle. - Uległaś temu w końcu, nie chciałaś się kłócić, bo wiedziałaś, że twoje argumenty i tak nie mają tu sensu.

- Powinnaś odpoczywać. Zostań tu na noc, albo ja ile tylko masz ochotę. To nie prośba, a raczej rozkaz. - Odwrócił wzrok, a jego twarz jakby delikatnie się zarumieniła. - Gdy będziesz w potrzebie, po prostu powiedz moje imię, zjawie się gdziekolwiek tylko będzie trzeba. - Miał już zamiar wyjść z pokoiku, ale nie wiedząc co w Ciebie wstąpiło, po tych słowach, po tym jak czule się z tobą obchodził... po prostu nie potrafiłaś go puścić. Chwyciłaś delikatnie kraniec jego płaszcza, twoja twarz chowała się pod kosmykami [kolor] włosów.

- Mógłbyś zostać ze mną tej nocy? - Spytałaś lekko zawstydzona. - Boje się być sama... gdybym znowu odpłynęła. - Przyznałaś, choć w prawdzie bardziej chodziło o to, że nie chciałaś by teraz szedł, pragnęłaś by był u twego boku w tej chwili.

- Jesteś zbyt ufna. - Westchnął zrezygnowany. - Jestem mężczyzną, a wiesz jacy są groźni... - Odwrócił się w twoją stronę.

- Nie dbam o to. Po prostu chcę byś tutaj był, cokolwiek by się miało wydarzyć. - Podniosłaś podbródek wyżej by na niego spojrzeć, miałaś wręcz łzy w oczach, a on jakby zrezygnowany usiadł na łóżku by być blisko Ciebie. Nasunął mocniej koc, byś nie zmarzła, choć atmosfera aktualnie nie pozwoliłaby aby zrobiło się Tobie jakkolwiek chłodno. Siedział tak wpatrując się w Ciebie i delikatnie ujął twoją dłoń, by spleść wasze palce, byś wiedziała i czuła jak blisko jest i będzie tej nocy.

Znaliście się od lat, rozumieliście nawet bez słów i doskonale czytaliście swoje odczucia. Chyba właśnie przez to tak uwielbiałaś spędzony z nim czas i nikomu nigdy nie ufałaś tak bardzo, bezgranicznie.

Anime - One shot'sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz