Zeref x reader

1.1K 46 9
                                    

Zastanawialiście się kiedyś jak mógłby wyglądać świat, gdyby historia potoczyła się inaczej? A Mavis nie spotkała nigdy Zerefa? Racja, ja też nie, ale od tego tu jestem... Opowiem wam o tym.

Nazywasz się [T.I. i N]. Mieszkasz w niewielkiej wiosce, dość odległej od Magnolii. Zawsze podziwiałaś magów z gildii, za to, że posiadają magiczne moce lub zdolności. Przez długi czas pragnęłaś dołączyć do gildii i wyruszać na misje. Tak, ale życie nie jest usłane wiecznie kwiatami, czyż nie? A marzenia to tylko takie wyobrażenie... Po części jest tam ziarnko prawdy, ponieważ do tej pory nie posiadłaś żadnej mocy. Właśnie to było po części dla ciebie zmartwieniem, a po części... przestałaś się tym przejmować, ponieważ nie wszystko da się zmienić. Pewnego dnia twoje życie obróci się o sto osiemdziesiąt stopni, a ty nie będziesz rozumieć tych dziwacznych zdarzeń. Kiedy to nastąpi? Tak, to już ten dzień.

W miasteczku miałaś opinie zielarki, być może nie miałaś szczególnych mocy, ale trzeba przyznać, że znałaś się na roślinach jak nikt inny, przez co byłaś w stanie sporządzać liczne, przeróżne mikstury. Wszyscy ludzie z wioski, a także z pobliskich miasteczek przybywali do twojego warsztatu, by nabyć nowe lekarstwa. Czasami na zwyczajny kaszel, ale bywało też, że była to poważna choroba bez jakichkolwiek nadziei na wyleczenie. Tak, twoje napary dawały radę. Pewnego dnia zgłosiła się do ciebie staruszka, niska o siwych włosach. Nosiła okulary, ponieważ nie dowidziała już, jak to bywa u starszych osób. Nie rozumiałaś do końca czego oczekuje, więc postanowiłaś się przekonać na własnej skórze... tak zaczęła się twoja przygoda. Wróćmy na moment do warsztatu i przypomnijmy sobie rozmowę z ową starszą panią.

Poranek był urokliwy, z resztą jak każdy w tej części kraju. Spędzałaś go na porządkach, polerowanie naczyń i układanie słoiczków z zasuszonymi ziołami według alfabetu. Nie spodziewałaś się, że klienci mogą nadciągać o tak wczesnej godzinie. Usłyszałaś dzwonek, duży, złoty dzwon wisiał nad drzwiami i wydawał donośny dźwięk jak tylko ktoś je otwierał.

- Dzień dobry. - Lekko zachrypnięty głos, ale równie przyjazny w brzmieniu jak i nie.

- Witam, w czym mogę pani pomóc? - Spytałaś od razu, gdy ujrzałaś niską postać.

- Jaka młoda! - Kobieta była wyraźnie zachwycona na twój widok. -Mam nie typową prośbę skarbeńku. -Mruknęła pod nosem, a ty się coraz bardziej niepokoiłaś. - Znalazłam pewnego człowieka w lesie. Mieszkam opodal, zabrałam go ze sobą, ponieważ był wycieńczony. Choruje na niezwykłą chorobę, uwierz słonko. - Jej siwe włosy błyszczały, ponieważ słońce przebijało się przez okna do środka.

- Jaka to choroba? - Nie rozumiałaś do końca o czym mówi, ponieważ nie znałaś jak dotąd szczegółów.

- Nie mam pojęcia.. ale zabija dosłownie wszystko w otoczeniu! Rośliny.. zwierzęta.. boję się pomyśleć, że mógłby przypadkiem zabić człowieka. - Staruszka chwyciła się za głowę.

- Skąd pewność, że to choroba? - Nie wydawało ci się to normalne jak na objawy czegokolwiek.

- Za każdym razem, gdy ma atak, a są one nieświadome do tego, płacze. Jest smutny.. zawsze. Nie mógłby robić tego świadomie, więc to pewne, iż to jakiś zły wirus! - Kobieta szła w zaparte. - Z resztą.. zaprowadzę ciebie do niego, sama ocenisz. Zapewne masz bardziej wprawne oko ode mnie młoda damo. - Mruknęła i stuknęła swoją laską o podłogę. W zasadzie nie miałaś nic do stracenia, zaczynasz pracę za parę godzin, więc masz czas. Razem wyszłyście ze sklepiku, a ty zamknęłaś go na klucz, aby nikt w tym czasie nie miał do niego wstępu.

***

Droga minęła wam szybko, tak jak kobieta mówiła, mieszka nie opodal. W zaledwie dziesięć minut byłyście już w jej chatce w lesie. 

- Jest w drugim pokoju. Tylko powoli, może spać! - Ostrzegła ciebie staruszka i poszła w zupełnie inną stronę zostawiając cię sobie. Westchnęłaś tylko pod nosem i przeszłaś przez sporych rozmiarów salon prosto do pokoju gościnnego. Zastałaś tam chłopaka leżącego na rozłożonej kanapie. Rozejrzałaś się wpierw po pokoju, tak jak kobieta mówiła, kwiaty były wyschnięte, a w zasadzie to spalone na wiór. Wskazywało to na to, że chłopak musiał w tym czasie przejść atak.

- Cześć, nie śpisz? - Powiedziałaś niesamowicie delikatnym głosem i podeszłaś do chłopaka. Miał otwarte oczy, więc oczekiwałaś na jakąkolwiek odpowiedź.

- Witaj.. nie, nie śpię. - Jego głos był dość cichy i niesamowicie wręcz spokojny. - Kim jesteś? - Dodał po chwili.

- Jestem [T.i], zielarka. - Odparłaś bez namysłu. - Przybyłam tutaj, by się tobą zaopiekować, a w zasadzie postawić diagnozę co ci dolega. - Ciągnęłaś to dalej. Położyłaś dłoń na jego czole, jednak nie wiele ci to pomogło, ponieważ nie wyczuwałaś wcale gorączki.

- Proszę... odejdź... - Stwierdził smutno czarnowłosy. - To nie choroba, a przekleństwo. - Spojrzał na ciebie oczami pełnymi żalu.

- Przekleństwo? - Nie zrozumiałaś o czym mówi, jednak zaczęłaś szukać wytłumaczenia. - Masz na myśli magiczną moc? - Od razu stwierdziłaś, że chłopak wydaje się być interesującą osobą.

- Tak, to moja moc. - Odpowiedział cicho, a później zrobił dłuższą pauzę, podczas której wstał do siadu i postarał się zachować świadomość. - Czyż nie jest okropna? - Spojrzał ponownie na ciebie i był bliski płaczu.

- Czemu tak uważasz? - Co prawda.. było ci szkoda nowo poznanego. Przypomniałaś sobie sytuację jak to kiedyś czekałaś na swoją moc, której w końcu nigdy nie posiadłaś. Czyli są i ludzie niezadowoleni z posiadania...

- Zabijam wszelkie żywe istoty.. Nie chcę zabijać. - Odpowiadał, a każde jego słowo było jakby urywkiem zdania. Nie potrafił dobrze skleić wypowiedzi, a w około niego wyczuwalna była negatywna aura.

Teraz to już naprawdę było ci szkoda chłopaka.

- A czy do mocy nie można się przyzwyczaić? - Zapytałaś w końcu. - Skoro moc oswaja właściciela, to czemu właściciel nie może mocy? - Przerzuciłaś swoje [długie/średniej długości],[kolor] włosy na plecy.

- Nie każdą się da oswoić moja droga. - Odparł już nieco poważniej, a ty się lekko uśmiechnęłaś na to. - Ach tak.. wybacz. Zapomniałem przez to wszystko. Jestem Zeref. - Spojrzał na ciebie, czekał na reakcję. Trzeba przyznać, że przez moment twoje serce łopotało jak oszalało, a źrenice poszerzały się co raz bardziej, szybko jednak ten stan ci minął. Być może miałaś obok siebie maga, który byłby w stanie zniszczyć łatwo cały świat.. jednak nie dbałaś o to, bo poznałaś go jako wrażliwego chłopaka, a w zasadzie mężczyznę, który naprawdę nie ma złych zamiarów.

- Zerefie.. mogę zostać twoją opiekunką? - Wypaliłaś w końcu. - Znaczy... lekarką, jakby była taka konieczność.  - Na twojej twarzy pojawiły się niewielkie rumieńce, ponieważ się zawstydziłaś.

 - Tak, przyda mi się ktoś kto będzie dotrzymywać mego kroku.. Samotność jest okrutna, jednak z moją mocą... - Schował twarz w dłoniach, a nad jego ciałem rozprzestrzeniła się czarna mgła. - Ucie...uciekaj.. - Wypowiedział ledwo, jednak nie zrozumiałaś czemu tego chciał i zostałaś. Mgła roznieciła się na całe pomieszczenie, tym razem rośliny się posypały, a za oknem zrobiło się szaro. Ty natomiast.. stałaś nietknięta w miejscu. - Nic.. ci się nie stało!? - Chłopak był wstrząśnięty tym faktem.

- Jestem zielarką.. a także patronką i opiekunką. Wierzę, że jakaś siła mnie broni przez odejściem.. wierzę, że będę w stanie trwać przy tobie do końca. - Uśmiechnęłaś się delikatnie i usiadłaś na kanapie obok chłopaka. Zebrałaś się na odwagę. - Pocałuj mnie. W ten sposób podpiszesz ze mną przysięgę, która zwiąże nas ze sobą, a ja na zawsze będę mogła o ciebie dbać. - Spojrzałaś z lekką nadzieją, że jednak się nie zbłaźniłaś tymi słowami.

Chłopak bez namysłu złożył pocałunek na twoich ustach, przeciągając go niesamowicie, a gdy już się od siebie oderwaliście to również byłaś w stanie dostrzec niewielki uśmiech na jego twarzy.

- Przysięga podpisana. - Ujął delikatnie twoją dłoń i splótł wasze palce.


___________________________

Proszę o nie zabicie autorki, nie wiem czy ten shot jest okej czy nie jest. Mój czas pisania 
"wolno pisane" własnie nabrał na większym znaczeniu! 

Anime - One shot'sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz