Rozdział 2.7

752 71 63
                                    

Aż w końcu wróg do nas dotarł. Nie był człowiekiem, zwierzęciem czy nawet duchem, tylko dziwnym, małym żółtym światłem robiącym co mu się żywnie podoba.

Przekonałem się o jego mocy, gdy nawet nie dotykając Daichiego sprawiło, że jego ramię krwawiło i upadł na kolana.

- Daichi!

- Luz.. Takie coś mnie nie pokona. Jest w porządku. - Wstał trzymając się za ramię i schował się za inne drzewo. Jednak nie na długo. Gdy myśleliśmy, że dziwne światło, przypominające świetlika zniknęło, pojawiło się nagle za mną. Z niewyjaśnionych przyczyn poczułem ogromny ból głowy więc wydałem z siebie głośny krzyk.

- Wszystko w porządku-?!

- Spróbuj to coś złapać... - Spojrzałem na niego dotykając obolałego miejsca.

- Okej- Gdzie ty... Tutaj! - Podbiegł szybko do naszego przeciwnika i desperacko próbował go złapać jednak bez skutku. Gdy poczułem się lepiej dołączyłem do niego jednak ono ciągle się broniło. Po kilku minutach, które dla nas trwały wieczność zrozumiałem, że nie da się tego czegoś pokonać w ten sposób. Jednak uświadomiłem to sobie trochę za późno.

Mały obiekt znów zaatakował Daichiego. Krzyknął z bólu i upadł na ziemię mdlejąc. Podbiegłem więc do niego szybko i podniosłem delikatnie jego głowę.

- Daichi! Ocknij się! - Jednak nie usłyszałem odpowiedzi. Miał zamknięte oczy. - Dobra... skoro nie da się ciebie pokonać fizycznie... to zrobię to psychicznie.

Wstałem i rozejrzałem się za małym światełkiem. Nie musiałem długo czekać, bo pojawiło się od razu.

- To trochę dziwne ale posłuchaj mnie- - Nie posłuchało i podleciało do mnie z maksymalną prędkością jednak w ostatniej chwili odskoczyłem na bok. - No ej! Słuchaj mnie ty pasożycie!

Chyba rozzłościłem to coś i teraz chce mnie jeszcze bardziej zabić- Uciekłem trochę dalej ale i tak oberwałem w plecy, na szczęście nie aż tak mocno.

- Dobra, dobra, przepraszam- A teraz uspokój się i mnie posłuchaj. Stój w miejscu! Ja ci nic nie chcę zrobić, okej-? Więc ty mi też z łaski swojej nic nie rób.

Wziąłem głęboki wdech i wydech i kontynuowałem:

- No więc, jest ktoś, kto chciałby się tobą zaopiekować, że tak to ujmę- Gwarantuję, że będzie dla ciebie miła, da ci wszystko co chcesz i w ogóle~ Możesz mi zaufać, będziesz szczęśliw... ej a ty jesteś chłopakiem czy dziewczyną? A w sumie to i tak mi nie odpowiesz, świetlik to chyba rodzaj męski... to uznajmy, że chłopakiem, no więc zaufaj mi, będziesz z nią szczęśliwy, nie wiem jak ale po prostu tak będzie. O i zostańmy kumplami, będę na ciebie mówił świetlik, a ty mi mów Amane i gra gitara. A nie czekaj, ty przecież nie mówisz...

Jak widać, jednak jest inteligentny więc zatrzymał się na przeciwko mnie w pełnej gotowości do ataku ale narazie stał w miejscu.

- Noo, czyli jednak się dogadamy~ No to słuchaj ziom, ja żadnej broni przy sobie nie mam, jestem chyba dobrym człowiekiem, nie krzywdzę niewinnych a ty właśnie niewinny jesteś więc nie masz się o co martwić. Masz moje wsparcie, ja wiem, wiem, że trudne chwile przeżywasz ale mówię ci, po prostu daj jakiś znak, że mi ufasz i cię do twojej nowej dziewczyny zaprowadzę~

Jednak nie zrobił nic szczególnego, a wydawało mi się, że się na mnie dziwnie gapił-

- No wiesz co, nie ufasz mi? Pff, co z ciebie za kumpel. Chociaż w sumie przed chwilą próbowałeś mnie zabić i znamy się niecałą godzinę- no dobra, zróbmy tak. Weź się porusz czy coś jeśli chcesz spotkać tą dziewczynę.

Ku mojemu zdziwieniu świetlik, jak go nazywam, podleciał do mnie bliżej i okrążył mnie jeden raz.

- Ooo, stary, no nie powiem, zaskoczyłeś mnie~ No to słuchaj, ja ją zaraz zawołam i się z nią spotkasz, okej? Tylko nie denerwuj jej, bo to się dobrze nie skończy- No i ogólnie jest jakaś dziwna, poczucia humoru nie ma i cierpliwości, pff, nudna baba. O kurcze, oby mnie nie słyszała... Nie mów jej nic, że tak ją nazywałem- Ja nie mogę, znowu zapomniałem, że ty nie mówisz... W każdym razie, daj mi sekundę i nie ruszaj się, proszę.

Rozejrzałem się wokoło i krzyknąłem w zasadzie do powietrza:

- Heej, Fuyukoo! Mam twoją bratnią duszę więc chodź tuuu!!

Dziewczyna pojawiła się przede mną od razu i bardzo zdziwiona wpatrywała się to we mnie, to w świetlika.

- Jakim- Jakim cudem?!

- A nie wiem, tak jakoś wyszło. Dobrze się dogadujemy, co nie, świetlik? Ty to jednak jesteś gość.

- Żartujesz sobie ze mnie?! To niemożliwe, żeby komuś się to udało! Jesteś chyba pierwszy w historii... Na pewno użyłeś podstępu!

- Skąd, po prostu do niego zagadałem i się okazał rozumnym i fajnym koleszką.

- Nie mów do mnie tym tonem. Irytuje mnie, brzmi tak, jakbyś uważał się za lepszego ode mnie.

- Dobra, dobra- Mówiłem, że nie ma poczucia humoru. - "Szepnąłem na ucho" świetlikowi, jeśli można tak to ująć.

- Coś ty powiedział?!

- SORKI! Wybacz, wybacz, przepraszam, już nie będę. No to tak... mam prośbę.

- Ugh, streszczaj się.

- Daichiemu się coś chyba stało... Dałabyś radę mu pomóc?

- Cóż, w zamian za wykonanie zadania... Chyba mogę to zrobić. Niechętnie ale należy ci się. W końcu sama nie mogę uwierzyć jak to się stało...

- Dziękuję~ - Zjawa podeszła do Daichiego, kucnęła przy nim i delikatnie dotknęła jego czoła dwoma palcami. Obudził się prawie błyskawicznie.

- Yeea, stary, żyjesz!

- Co..? A umarłem..?

- Nie, zemdlałeś. Ale byłeś blisko śmierci.

- Co?!

- Żartuję, żartuję, po prostu zemdlałeś ale mamy nowego ziomka w ekipie, świetlik okazał się fajnym gościem.

- Kto-?

- Świetlik. Ten tutaj. - Wskazałem palcem na niego przy okazji zauważając, że Fuyuko zdążyła nawiązać z nim bliższy kontakt.

- I on jest naszym ziomkiem-? - Daichi podniósł się z ziemi.

- Noo tak.

- Uderzyłeś się w głowę, czy co?

- ..Ej faktycznie, przecież on mnie uderzył w głowę...

- No to już wiadomo dlaczego zachowujesz się jak debil.

- No wiesz ty co?

- Cóż... Chyba muszę wam podziękować. - Przerwała nam Fuyuko. - Jednak to nie zmienia faktu, że was nie lubię.

- Wiemyy.

- Więc... skoro w końcu mogę być spełniona... żegnajcie.

- Żegnajcie-? A to się już nie spotkamy-? - Jednak ona już nie odpowiedziała, wzięła tylko świetlika na ręce i zniknęła razem z nim. - Aha... To było szybkie pożegnanie.

- No to się porobiło...

- Trzeba te rany opatrzeć- Wracajmy do szkoły. Włącz nawigację, bo nie wiem gdzie jesteśmy-

- Ta, już. - Szliśmy więc zgodnie z instrukcjami telefonu rozmawiając przy okazji.

- Ej ale ten świetlik to naprawdę spoko ziomuś był.

- Tak, tak, tkwij dalej w swoim świecie wyobraźni...

- Przepraszam bardzo, ty zemdlałeś więc proszę mnie tu nie osądzać bez podstaw.

- Daj mi się skupić na patrzeniu na mapę-

- Dobra, dobra. Prowadź.

|Hᴀɴᴀᴋᴏ-ᴋᴜɴ x Rᴇᴀᴅᴇʀ|  „Między życiem a śmiercią" ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz