Wylądowałam w jakieś uliczce. Była noc więc nawet nie wiedziałam gdzie jestem. Kiedy wyszłam z uliczki spotkałam Grace. Tak mamę. Ale skąd się pojawiła tutaj przecież zginęła kiedy dom się zapadł. Podeszła do mnie.
Grace: Słonko. Co się stało?
Y/n: Bo... Ja sama nie wiem. Nawet nie wiem który rok jest.
Grace: Jest 3 września 1963 roku. Choć kochanie pojedziesz ze mną.
Bez zastanowienia zgodziłam się. Ja i Grace weszłyśmy do auta a w środku siedział Reginald Hargrevees.
Reginald: Kto to jest?
Grace: Oh... Ona rodziców nie ma może zamieszkać z nami?
Reginald: Nie masz rodziców?
Y/n: Nie. W pewnym sensię.
Reginald: Aha... Reginald...
Y/n: Hargrevees. A ta miła pani to Grace. Jeszcze tylko Pogo brakuję.
Grace: Skąd to wszystko wiesz?
Y/n: Bo wy jesteście moimi rodzicami. Podróż w czasie i tym podobne Reginald powinien zrozumieć.
Reginald: Wszystko powiesz mi w domu.
Y/n: Z wielką chęcią.
Jak dojechaliśmy do domu Grace zaprowadziła mnie do mojego pokoju.
Grace: Za chwilę przyjdzie Reginald poczekaj na niego.
Y/n: Jasne.
Po chwili pojawił się Reginald. Ja powiedziałam mu o wszystkim miałam jeż mówić o rodzeństwie ale on wstał i wyszedł z pokoju.
Y/n: Zawsze był taki wredny nawet w 1963
Po chwili do pokoju wbiegł jakiś chłopak z biżuterią. Wyglądał tak jak książę z bajki:
Nie wiedziałam jakie zdjęcie dać. Więc teraz tak wygląda. Nie pytajcie się czemu tak napisałam.
Y/n: Kim ty do cholery jesteś?!
???: Cicho bo mnie znajdą. A i jeszcze coś schowasz tą biżuterię?
Y/n: Yyy... No dobrze.
Chłopak poszedł na balkon od mojego pokoju i skoczył. A to było na 2 piętrze. Po chwili weszła ochrona.