Przeteleportowaliśmy się na wyznaczone miejsce.
Y/n: Jeśli coś odwalisz to nie ręczę za siebie.
Five: Tak, tak.
Weszliśmy do budynku.
Five: Przepraszam.
Kobieta: Ale mnie przestraszyłeś. Ciastka wykładamy o trzeciej.
Y/n: Nie możemy się doczekać.
Five: Czy wie pani gdzie ma spotkanie związek producentów soli?
Kobieta: Jasne. W sali bankietowej meske lunch. Szukacie mamusi? Przyjechała na zjazd?
Y/n: Tak.
Five: Rozmieni mi pani?
Five wyjął pieniądze z kieszeni.
Kobieta: Jasne. Zobaczę co mam.
Pani zaczęła grzebać w swojej nerce (chyba każdy wie o co chodzi z tą nerką ale jakby ktoś nie wiedział to takie coś jakby torebka tylko nosisz ją na biodrach)
Kobieta: Mam 5 centów i kilka 10 centówek. Masz szczęście młody panie.
Kobieta dała pieniądze Five.
Five: Niektórzy mówią że największe szczęście to umrzeć o właściwej porze.
Y/n: Ja pierdole.
Five złapał moją rękę i poszliśmy w stronę maszyny z jedzeniem.
Y/n: Miałeś niczego nie odpierdalać.
Five: Przepraszam kotku.
Y/n: Nie mów tak do mnie.
Five zaczął wkładać pieniądze do maszyny.
Y/n: Ty tak serio? Przecież jak ci nie wypadnie jedzenie to się wkurwisz.
Poszłam szukać czegoś czym moglibyśmy zabić głównych ludzi komisji. Po chwili usłyszałam tak jakby ktoś uderzał w ten automat z jedzeniem i po kilku sekundach usłyszałam też Five.
Five: No już! Durny Fudge Nutter! Jebany baton!
Five zbił szybę tego automatu i zaczął iść w moją stronę i jeszcze przejechał palcem po torcie. I zjadł to co miał na palcu.
Y/n: Mówiłam "kotku". A i tak to było obrzydliwe.
Five: Ale tort dobry. A co do tego batonika może i miałaś rację.
Y/n: Ja zawsze mam rację.
Five: Nie wiem czy powinnaś iść...
Y/n: Z tobą? Nie mam 5 lat.