Lekka kolacja cz.2

24 2 0
                                    

Five: Prezydent nie ważny. Za pięć dni będzie wojna. Musimy jakoś to powstrzymać.

Reginald: Wojna? Ludzie zawsze będą toczyć wojny.

Five: To nie jest jakaś wojenka to jest koniec świata. Dzień sądny.

Reginald: Podobno jesteście tacy wyjątkowi. Może zbierzcie się do kupy i coś z tym zrubcie?

Y/n: Próbowaliśmy.

Ben: Dobra walić to.


Ben wszedł w ciało Klausa. Klaus podniósł ręce do góry i zaczął się trząść.


Allison: Czy on ma atak?

Diego: Może przedawkował.

Y/n: Ben go opentał.

Luther: Robimy coś?

Five: Klaus. Nie teraz. Co ty wyprawiasz?

Y/n: Teraz to jest Ben nie Klaus.

Ben: Jestem...

Reginald: No mów.

Ben: Jestem Ben.


Ben wyszedł z ciała Klausa i upadł na podłogę po chwili upadł też Klaus.


Reginald: Dziękuję za wizytę. To mi wystarczy. Chodź Y/n.

Y/n: Już.


Luther wstał i rozerwał koszulkę.


Y/n: Jezu!!!

Luther: Zobacz co mi zrobiłeś!

Y/n: A przed chwilą mówił że nie jesteśmy zwierzętami cyrkowymi.

Luther: No patrz!

Five: Oh shit.

Reginald: Ty w pantalonkach. Na słówko.

Allison: Proszę o rachunek!


Wszyscy wyszli zostałam tylko ja, Five i ojciec.


Reginald: Chyba tylko wy dwoje jesteście rozsądni.

Five i Y/n: Bo jesteśmy najstarsi. 

Five: W sumie jesteśmy starsi od ciebie.

Y/n: Prawda.

Reginald: Koniaku?

Five: Kropelkę.

Y/n: Ja nie piję.

Five: Nikt się ciebie nie pytał.

Reginald: Pytałem się obojga.

Y/n: Głupio ci?

Five: Nie. Ani trochę.

Reginald: Poprzednim razem cytowałeś Homera. Dlaczego?

Five: Jak byliśmy mali zmuszałeś nas żebyśmy go czytali.

Y/n: W oryginale.


Chłopaki napili się po łyku tej trucizny. Przecież przez takie gówno można umrzeć.

Rodzina HargreveesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz