Five: Prezydent nie ważny. Za pięć dni będzie wojna. Musimy jakoś to powstrzymać.
Reginald: Wojna? Ludzie zawsze będą toczyć wojny.
Five: To nie jest jakaś wojenka to jest koniec świata. Dzień sądny.
Reginald: Podobno jesteście tacy wyjątkowi. Może zbierzcie się do kupy i coś z tym zrubcie?
Y/n: Próbowaliśmy.
Ben: Dobra walić to.
Ben wszedł w ciało Klausa. Klaus podniósł ręce do góry i zaczął się trząść.
Allison: Czy on ma atak?
Diego: Może przedawkował.
Y/n: Ben go opentał.
Luther: Robimy coś?
Five: Klaus. Nie teraz. Co ty wyprawiasz?
Y/n: Teraz to jest Ben nie Klaus.
Ben: Jestem...
Reginald: No mów.
Ben: Jestem Ben.
Ben wyszedł z ciała Klausa i upadł na podłogę po chwili upadł też Klaus.
Reginald: Dziękuję za wizytę. To mi wystarczy. Chodź Y/n.
Y/n: Już.
Luther wstał i rozerwał koszulkę.
Y/n: Jezu!!!
Luther: Zobacz co mi zrobiłeś!
Y/n: A przed chwilą mówił że nie jesteśmy zwierzętami cyrkowymi.
Luther: No patrz!
Five: Oh shit.
Reginald: Ty w pantalonkach. Na słówko.
Allison: Proszę o rachunek!
Wszyscy wyszli zostałam tylko ja, Five i ojciec.
Reginald: Chyba tylko wy dwoje jesteście rozsądni.
Five i Y/n: Bo jesteśmy najstarsi.
Five: W sumie jesteśmy starsi od ciebie.
Y/n: Prawda.
Reginald: Koniaku?
Five: Kropelkę.
Y/n: Ja nie piję.
Five: Nikt się ciebie nie pytał.
Reginald: Pytałem się obojga.
Y/n: Głupio ci?
Five: Nie. Ani trochę.
Reginald: Poprzednim razem cytowałeś Homera. Dlaczego?
Five: Jak byliśmy mali zmuszałeś nas żebyśmy go czytali.
Y/n: W oryginale.
Chłopaki napili się po łyku tej trucizny. Przecież przez takie gówno można umrzeć.