Po jakimś czasie przyszli Vanya, Diego i Luther. Luther dał mi zaproszenie od mojego ojca.
Luther: Ludzie to jest podpucha.
Diego: Może. Ale i tak idziemy.
Y/n: To nie jest podpucha. Takie zaproszenia Regi wysyła co tydzień do swoich bogatych znajomych.
Luther: Vanya powiedz im coś?
Vanya: Powinniśmy iść.
Diego: Widzisz?
Luther: Ale ty powinnaś nienawidzić najbardziej.
Vanya: No aż tak zły to on nie był?
Y/n: Był najgorszym ojcem...
Diego: Na całym świecie.
Luther: Wyjaśnienie. Izolował cię od reszty rodziny,...
Diego: Pakował w ciebie prochy.
Luther: I ci wmówił że nie masz żadnej mocy.
Vanya: Jezu... co za facet.
Luther: Tak wiem.
Vanya: Muszę się z nim zobaczyć.
Y/n: I tak przegłosowaliśmy. Idziemy spotkać się z tatą.
Luther: Doskonale wiesz jak to pójdzie. Tata zacznie nam mieszać w głowach i obróci nas przeciwko sobie. Zobaczysz.
Y/n: Tak i na pewno z tego powodu popełnił samobójstwo żeby nas obrócić przeciwko sobie. No kurwa na pewno.
Diego: Zgadzam się z Y/n.
Vanya: Samobójstwo?
Y/n i Diego: Długa historia.
Luther westchnął.
Diego: Ej. Poradzimy sobie z nim. Wiesz co jest inne tym razem?
Luther: Nie.
Diego: Macie mnie. Idziemy tam wspólnym frontem. Koniec z numerem 1, 2 od teraz jesteśmy team 0.
Było kilka minut ciszy. Ja się roześmiałam na cały dom.
Y/n: Team 0? My szybciej wszyscy się pozabijamy niż wszyscy się z tym pogodzą.
Luther: Popieram odpowiedź Y/n.
Y/n: A ja pierwszy raz mówię że Luther ma racje. Dobra nie mam na to czasu. Idę do domu spotkamy się o 18:30. Pa!
Przeteleportowałam się do domu.
Y/n: Tato mogę iść z tobą?
Reginald: No dobrze.
Ja i Reginald weszliśmy do samochodu i pojechaliśmy na miejsce spotkania. Przez jakiś czas czekaliśmy na moje kochane rodzeństwo.
Y/n: Tato? To ja może do nich już wyjdę.
Reginald: No dobrze.