Podbiegłam do zlewu w sali i nachyliłam się ale na szczęście tym razem nie zwymiotowałam. Oddychałam głęboko, przemyłam twarz zimną wodą i jakoś się uspokoiłam.
Jeszcze raz popatrzyłam na eliksir, który przed chwilą uwarzyłam. Poczułam ulgę, że już wiem na sto procent i nie muszę się już zastanawiać "jestem czy nie jestem?".
Przechyliłam fiolkę z eliksirem i wylałam jej zawartość do zlewu. Następnie poszłam po kociołek i pozbyłam się reszty wywaru. Umyłam sprzęt i posprzątałam w sali, po czym wysmyknęłam się z niej niepostrzeżenie, jak wąż. Złe porównanie - mam dość węży ostatnio. Jak kot. Tak! Miły, puszysty, zwinny, cichy, mruczący... KOT!
Odskoczyłam jak poparzona. Przede mną na korytarzu siedział bury kot i wlepiał we mnie swoje wielkie, błyszczące oczyska.
Pani Norris.
Zazwyczaj gdy kogoś przyłapała na szlajaniu się po Hogwarcie, zaczynała wyć jak alarm, aby zawiadomić Filcha o swoim odkryciu. Tym razem jednak siedziała nieruchomo i tylko uszy poruszały się nieznacznie co jakiś czas, nasłuchując jak radary, co było w tej chwili jedyną oznaką tego, że nie jest spetryfikowana.
- Kici, kici... - powiedziałam cicho do kotki.
Ani drgnęła. Tak samo zresztą jak ja. Nie wiedziałam czy jak zrobię choćby najmniejszy ruch, to zwierzę nie zacznie się drzeć. Ku mojemu zdziwieniu, kotka podeszła do mnie bezdźwięcznie na drobnych łapkach. Owinęła się kilka razy wokół moich nóg jak stara przyjaciółka.
Lubiłam koty, kiedyś nawet błagałam ojca, abyśmy adoptowali jednego, którego znalazłam zimą schowanego pod moim autem. Nie zgodził się. Pani Norris natomiast była tym jednym egzemplarzem, który nie był przyjazny dla nikogo oprócz Filcha, tym bardziej zdziwiło mnie jej serdeczne i przychylne zachowanie wobec mnie.
Zadarła swój mały pyszczek do góry, spojrzała na mnie i cicho mruknęła, a jej oczy zdawały się płonąć. Otarła się łebkiem o moją łydkę i poszła wgłąb korytarza z wysoko podniesionym i nastroszonym ogonem. Przystanęła na chwilę i odwróciła się do mnie. Widząc, że nie ruszam się z miejsca, miałknęła, jakby mnie wołała.
"Może coś się stało Filchowi i kotka mnie woła na pomoc?" - pomyślałam sobie. W sumie, dziwne zachowanie zwierzaka i niestandardowe ale co miałam zrobić? Wyraźnie chciała, abym za nią poszła.
Ruszyłam się z miejsca w takim razie i podążyłam za kotką. Zaprowadziła mnie na drugie piętro, nieopodal łazienki Jęczącej Marty, w korytarzu Gargulca, gdzie było wejście do gabinetu Snape'a.
Zwróciła się przodem do mnie i usiadła na środku korytarza. Przed nią leżało coś małego i błyszczącego. W korytarzu było dość ciemno i ponuro, rozświetlały go tylko dwie małe pochodnie na samym końcu. Podeszłam powoli do kotki i zobaczyłam, że na kamiennej podłodze leży naszyjnik z dużym wisiorem. Niewiele myśląc podniosłam go. Później dopiero zorientowałam się, że było to bardzo bezmyślne - mógł to być świstoklik, ale jak widać poprzednie błędy i nieuwaga niczego mnie nie nauczyły.
Medalion był duży, ośmiokątny, a w środku wykładany zielonymi klejnotami, które układały się w literę "S". Widziałam już gdzieś ten wisior ale nie mogłam sobie przypomnieć kto był jego właścicielem.
Zastanawiałam się też dlaczego kotka Filcha zaprowadziła mnie do tego znaleziska, zamiast pokazać to swojemu opiekunowi. Może uznała, że ja będę tego bardziej potrzebować? Albo może ja będę odpowiedniejszą osobą, aby zabrać ten medalion.
Cokolwiek kierowało zwierzakiem, nie mogłam tego zignorować i po prostu zabrałam biżuterię. Założyłam go na szyję i schowałam pod bluzą. Kucnęłam przy Pani Norris i chciałam ją pogłaskać, ale wyszczerzyła zęby i syknęła na mnie, więc cofnęłam rękę.
CZYTASZ
Mistrzyni Eliksirów | Draco Malfoy 18+
FanfictionOpowieść z pieprzykiem, o dziewczynie, magii, namiętności, tajemnicach. Kiedy umiera ojciec, Nemezis dziedziczy po nim jego cukiernię i majątek. Dziewczynę męczą dziwne obrazy wyświetlane przez jej umysł, których nie umie sobie w żaden sposób wytłum...