36 ღ ... kiedy potrzebujesz pomocy...

2K 124 14
                                    

— Na pewno nie chcesz, żebym poszedł z tobą? — zapytał niepewnie Carlisle.

Willow wywróciła oczami. Mężczyzna zadał jej to pytanie po raz piąty w ciągu krótkiej drogi samochodem od domu Cullenów do granicy La Push.

Wlepiła w mężczyznę pełne dezaprobaty spojrzenie. Dostrzegła jednak jego zmartwienie, przez co jej wyraz twarzy złagodniał. Zbliżyła się, by złapać policzki doktora w obie dłonie. Ucałowała go szybko w usta, po czym odsunęła się i otworzyła drzwi samochodu.

— Poradzę sobie. Jeśli będą mnie wyrzucać, zadzwonię.

— To nie jest śmieszne...

— A czy ja się śmieję? — westchnęła, wychodząc z samochodu. Zamknęła drzwi i pobiegła w stronę domu, machając jeszcze Carlisle'owi na odchodne.

Była prawie gotowa zmierzyć się z rzeczywistością. A prawie w tym przypadku robiło wielką różnicę. Droga minęła jej zdecydowanie zbyt szybko. Usiłowała wymyślić jakiekolwiek dobre wymówki. Plusy związku z wampirem. Jednak jakakolwiek konkluzja przynosiła również negatywne strony. Bo jakie są pozytywy życia z wampirem dla plemienia wilkołaków?

Dziewczyna weszła do domu cicho, nie chcąc zwracać na siebie nadmiernej uwagi. Wciąż żywiła cichą nadzieję, że Jake jej nie wsypał.

Gdy tylko drzwi za dziewczyną zamknęły się, w progu korytarza pojawiła się Rachel.

Willow trochę zdziwiła się widokiem siostry. Jej oczy były podkrążone, postura nieco zmizerniała.

— Rachel? Co się...

— Ty się jeszcze pytasz co?! — krzyknęła dziewczyna, pozwalając by z jej oczu ciekły kolejne łzy. - Jak mogłaś?!

— Rachel... Rachel, poczekaj... — poprosiła Willow, wyciągając uspokajająco ręce do siostry, która cofnęła się gwałtownie. Wtedy właśnie brunetka nabrała pewności, że Jacob nie utrzymał języka za zębami. — Bo to wcale nie jest tak... Ja wiem, co wy myślicie... Ale...

— JAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ? — po tym pytaniu Willow już nic nie powiedziała. Na zmianę otwierała i zamykała buzię zastanawiając się, jak jej związek z wampirem mógł wpłynąć na Rachel. Dlaczego dziewczyna wzięła to aż tak do siebie? Prędzej spodziewała się tego od ojca.

— Rachel...

— Zniszczyłaś suknie! I nawet nie odebrałaś telefonu...

— Co zrobiłam? — zdziwiła się Willow, marszcząc brwi.

Rachel nie zdobyła się na kolejne wyjaśnienia. Pociągnęła siostrę do swojego pokoju, w którym na łóżku leżała suknia ślubna. Nieco... inna... suknia ślubna. Biała, w jeszcze jaśniejsze ciapki, mianowicie.

— Musiałam czymś zmyć to błoto, ale okazało się, że to nie takie łatwe... — zaczęła wyjaśniać Rachel. Dziewczyna przysiadła na łóżku i opuszkami palców gładziła materiał.

Willow jednak nadal nie rozumiała. Dlaczego to ją oskarżono o zniszczenie sukienki?

— Rachel, ale przecież ja...

— Wczoraj wyjechałaś za Jacobem tak szybko, że błoto rozprysło się i ubrudziło sukienkę.

Willow powoli kiwnęła głową, przypominając sobie wydarzenia z poprzedniego dnia. Pamięta, że się spieszyła, że wzięła motor, który swoją drogą zostawiła u Cullenów. Pamięta też siostrę, wychodzącą z domu z sukienką na rękach.

— Po cholerę lazłaś z suknią na podwórko?! — warknęła Willow, wskazując gestem materiał. Gdyby Rachel nie wyszła z domu z sukienką, nic takie by się nie stało. — Kto normalny lata z takim czymś po podwórku?!

Promień słońca || Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz