61 ღ ...kiedy tracisz nadzieję...

1.9K 126 26
                                    

Głuchy krzyk wybudził Billy'ego ze snu. Od dwóch tygodni nie spał już głębokim snem. Odkąd wróciła Willie, wróciły i jej koszmary. Black asekuracyjnie nie spał już w łóżku, tylko na wózku, ututłany w koce i poduszki. Podążył do pokoju córki. 

Widok, który zastał, ponownie złamał mu serce. 

Siedziała na ziemi, z twarzą ukrytą w dłoniach. Kołysała się do przodu i do tyłu, usiłując uspokoić drżący oddech. 

— Willie, co ci się śniło?

Pokręciła głową. Nie chciała odpowiadać. Chciała o tym zapomnieć.

— Znowu mama? — szepnął, kładąc dłoń na głowie Willie. 

Brunetka podniosła na niego zmęczone oczy. Jej wargi drżały. Walczyła ze sobą, by znów się nie rozpłakać. Położyła głowę na kolanach ojca. Była zmęczona, wykończona. Chciała spać, ale za każdym razem, gdy zamykała oczy nawiedzały ją koszmary.

Chciała zapomnieć.

— Chcesz porozmawiać? — zapytał Billy z nadzieją, że w końcu jego córka się przełamie. Od dwóch tygodni zadawał jej to samo pytanie. Odpowiadała mu cisza.

Tak było i tym razem. Willow nie chciała rozmawiać. Poza tym tej nocy, to nie matka nawiedziła ją w snach. 

Tylko Carlisle. Martwy, Carlisle.

— Chcę wyjechać — szepnęła pozwalając, by ojciec głaskał ją po głowie.

— Willie, co to znaczy?

— Przyjmę propozycję Uniwersytetu, tato... Wyjadę jeszcze w tym tygodniu.

Jacob stał w drzwiach pokoju siostry zadowolony, że nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Dobrze, że podsłuchał rozmowę jej i ojca. Przynajmniej wiedział, jakie ma zamiary. 

I bardzo mu się nie podobały. 

Może to i głupie, ale Rosalie sprawiła, że spojrzał na całą sprawę inaczej. Blondynka, choć wciąż pozostawała wredną jędzą, miała rację. Tracili Willow. Z każdym dniem, z każdą godziną. 

Zgodził się na plan Edwarda, żeby zatrzymać siostrę przy sobie, przy tacie. Aby zatrzymać jej człowieczeństwo. Ale co im po człowieczeństwie, skoro Willie nie widziała sensu życia bez Carlisle'a? Nie była sobą i wyglądało na to, że nie jest w stanie... nie bez niego.

Jake był egoistą i w końcu zdał sobie z tego sprawę. 

— Przemyśl to jeszcze — poprosił Billy. Nie mógł znieść myśli, że kolejna z jego córek go opuści. Willow lata żyła daleko od niego. Nie chciał jej stracić. — To twój dom...

— Nie mogę tu zostać — szepnęła. — To już nie moje miejsce... 

— Willie...

— Nie potrafię żyć z myślą, że on też tu jest. Jestem słabym człowiekiem i... i nie potrafię.

Pół godziny później Willow jakimś cudem zasnęła. Jacob wyręczył ojca i nakrył dziewczynę kołdrą. Chwilę później oboje usiedli przy kuchennym stole. Musieli jakoś rozwiązać tę cholernie trudną sytuację. Nie mogli stracić Willie.

— Jeśli wyjedzie... — mruknął cicho Billy, przecierając zmęczone oczy. — Stracimy ją, Jake. Boję się, że nie poradzi sobie... z dala od wszystkich... 

— Jest wrażliwa — kiwnął głową Jake. — Wygodniej nam było sądzić, że nie jest, ale... Musi mieć wsparcie... 

Chłopak wpatrywał się przed siebie. Analizował wszystko, co znajdowało się na ścianie po drugiej stronie. Tablica korkowa, zegar, półka z przyprawami, komoda. I zdjęcie. Zdjęcie Sarah'y i Billy'ego. Ślubne. 

Promień słońca || Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz