Willow całą drogę do domu Cullenów myślała nad rozmową z Samem i Deanem. Właściwie bardziej nad tym, co powiedział jej Samuel. Siedem lat temu faktycznie stracił żonę. Caroline Winchester nie zmarła ze starości, zabrała ją choroba. Paskudny rak, z którym walczyła pięć lat. Przegrała walkę, ale umierając miała przy sobie najbliższych. Męża, który nie zostawił jej nawet na chwilę. Ukochane dzieci - syna Johna i córkę Evelyn i troje wnucząt.
Black dobrze pamiętała Caroline. Była miłą kobietą z ciepłym uśmiechem. Kiedy jeszcze Willie zaglądała do baru jako dzieciak, pani Winchester często pomagała mężowi i szwagrowi. Później zaniemogła i pojawiała się coraz rzadziej, aż w końcu z baru zniknął także Sam, by przebywać z żoną przez ostatnie chwile jej życia.
Willie odetchnęła głęboko, wchodząc do domu. Zdjęła buty i ruszyła do kuchni, aby włożyć do lodówki dwa burgery, które wzięła na wynos. Przywitała się z Alice i poszła do gabinetu Carlisle'a, w którym spodziewała się go zastać.
Nie myliła się. Nie siedział jednak przy biurku, ani w swoim ulubionym fotelu. Stał przy drzwiach, prowadzących na balkon i wpatrywał się w przestrzeń. Zbierało się na deszcz.
Willow podeszła najciszej, jak umiała. Choć doskonale wiedziała, że Cullen już wie o jej obecności, objęła go, wtulając się w jego zimne plecy. Policzek oparła o bark doktora i przymknęła oczy.
Poczuła, jak Carlisle gładzi jej dłonie. Uśmiechnęła się mimowolnie. Każda bliskość z wampirem powodowała u niej gęsią skórkę, którą nawiasem mówiąc, próbowała wytłumaczyć temperaturą Cullena.
— Jak się czujesz? — zapytał, wciąż wpatrując się w krajobraz.
— Już lepiej. Wyspałam się, wypiłam cały karton mleka... i podjęłam decyzję o abstynencji.
— Naprawdę?
— Tak, trwałam w niej może trzy godziny — roześmiała się.
Carlisle również delikatnie się uśmiechnął i odwrócił się przodem do dziewczyny, wciąż ją obejmując.
— Lubię alkohol. Rzadko piję, więc nie jest ze mną tak źle. Jak już piję, to zarzyguję łazienki w domu wampirów... chociaż dostrzegam plusy. W końcu wasz sedes czuje się użyteczny... — Willow zacięła się, przypominając sobie sytuację z poranka. Jej rozmowę z Emmettem i niecodzienny strój. Na jej policzki znów wpłynęła czerwień. Że też musiała sobie o tym przypomnieć!
— Lubię, kiedy się czerwienisz — mruknął Carlisle, odgarniając ciemne włosy dziewczyny na plecy — ale lubię też znać tego powód...
Willow przełknęła ślinę. Poczuła, jak na jej czole formują się delikatne kropelki potu. No tak, nie było odwrotu.
— Gdy się obudziłam... — zaczęła ostrożnie — miałam... na... na sobie twoją... koszulę... i zastanawiałam się, czy my... my... no wiesz... — zacisnęła wargi, spuszczając wzrok. Miała cholerne dwadzieścia sześć lat i nie potrafiła nazwać rzeczy po imieniu. Zachowywała się jak gimnazjalny podlotek.
— Willow — szepnął Carlisle, opierając podbródek na czubku głowy brunetki. Doskonale pamiętał wczorajszą noc i to, jak zupełnie nieświadomie Willie wzbudziła w nim pewne odczucia, które w porę udało mu się powstrzymać. — Byłaś pijana, żeby nie powiedzieć totalnie zalana...
— Hej! — obruszyła się.
— Słońce, nie jestem z tych, którzy wykorzystują pijane dziewczyny.
— Tego nie powiedziałam — Willie uniosła głowę i spojrzała w złote oczy. Zawsze patrzyły na nią z takim samym ciepłem. Uśmiechnęła się, gdy Cullen czule pogładził jej policzek. — Nie pamiętam dokładnie... ale... ale wydaje mi się, że to ja chciałam wykorzystać ciebie...
CZYTASZ
Promień słońca || Carlisle Cullen
FanfictionPo stu siedemdziesięciu latach Carlisle Cullen powraca do Forks. Wraz z rodziną osiedla się niedaleko miejsca, w którym półtorej wieku wcześniej zawarł pakt z plemieniem Quileute'ów. Nie pozostało już nic z tamtych czasów, a doktor postanawia żyć t...