10 ღ ...kiedy pomoc nadchodzi z najmniej spodziewanej strony...

2.5K 140 74
                                    

— Jest w tej lodówce coś innego niż światło... — prychnęła Willow, gdy jej oczom ukazało się puste wnętrze. Wywróciła oczami, gdy zrozumiała, że będzie musiała stworzyć posiłek z produktów, znajdujących się jedynie w szafach. 

— Czyżby nawet lodówka krzyczała, że ciebie tu nie chce? — zasugerował Edward, opierając się o framugę. 

Black uśmiechnęła się ironicznie, nie zaprzestając przeszukiwania szafek. 

— Nie sądzę, rudzielcu. Po prostu mój brat i jego psi przyjaciele zeżerli wszystko, co przypomina mięso i nabiał — wyjaśniła, wyciągając z dna głębokiej szuflady pudełko chrupek serowych. Zagrzechotała nimi szczęśliwa, odwracając się do Edwarda. 

— Wątpliwe śniadanie.

— Powiedział krwiopijca. 

Cullen stał jeszcze przez chwilę w kuchni, ciekawy czy dziewczyna faktycznie zacznie zjadać chrupki. 

Willow natomiast, chcąc udowodnić wampirowi swoją rację, zapełniła smakołykiem miskę od zupy i rozsiadając się wygodnie na krześle, wyjęła książkę i zaczęła konsumować serowe śniadanie. Cullen jedynie pokręcił głową z dezaprobatą i opuścił pomieszczenie. Dziewczyna, którą Jake sprowadził im na głowy, była zdrowo świrnięta. 

W drodze do pokoju Belli natknął się jeszcze na Carlisle'a. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że mężczyzna nie zachowywał się jak zwykle. Nie był opanowany, powściągliwy. Nucił pod nosem. Edward przetarł jeszcze oczy, niepewny czy wzrok nie płatał mu figli. Przypomniał sobie jednak, że od stu lat nie bywał zmęczony, a jego oczy widziały dziesięć razy lepiej niż ludzkie.

Uśmiechnął się jeszcze delikatnie, uświadamiając sobie, że ojciec miał po prostu dobry humor. Wydawało się, że członkowie rodziny już zapomnieli czym był, więc Edward postanowił, że nie będzie psuł doktorowi dnia. 

Tymczasem Willow, po półgodzinnej nauce stwierdziła, że jej pięcioletnie studia były do niczego, bo nie zda jednego jedynego testu, który zaważy na całym jej życiu. Zwątpiła zupełnie w swoje umiejętności. Kompletnie nie rozumiała tematów, które powinna mieć w małym palcu. Nie do końca wiedziała po co, ale tak na początku semestru stwierdził wykładowca. Tak więc katowała się podręcznikiem, który wielkością przypominał Biblię, ale jakością japoński kodeks karny. 

— Błagam, niech mają melisę... — szepnęła, przeszukując kolejne szafki.

— Mamy w ogrodzie.

Dziewczyna podskoczyła przerażona, przez co uderzyła głową o kant szafki. Złapała się za bolące miejsce i z miną zabójcy zwróciła spojrzenie na Alice.

— No co? — zapytała złotooka, z typową dla siebie niewinnością. — Mówiłam ci, że zawsze robię naszym gościom herbatki. 

— Mhm... — mruknęła cicho Black, zamykając szafkę. — Kto prócz mnie i Belli był waszym ostatnim, pijącym herbatkę gościem? — zapytała, powoli zmierzając w stronę wyjścia do ogrodu. Miała cichą nadzieję, że Alice podąży za nią, aby zaoszczędzić jej szukania herbaty po hektarowym ogrodzie Cullenów. 

Na szczęście Alice nie miała nic lepszego do roboty i gdy tylko Black znalazła się na tarasie, wampirzyca wyciągnęła w jej stronę dłoń pełną listków herbaty. 

— Po co ja tu szłam? — westchnęła Willow, z rezygnacją zabierając gałązki od złotookiej. 

— Masz chyba dziś podły humor... — zauważyła Cullen, tym razem towarzysząc brunetce w drodze na górę.

Promień słońca || Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz