64 ღ ...kiedy pastor jest konserwatystą...

2K 119 33
                                    

— Hej przystojniaku! — zawołała Willow, wbiegając wprost w ramiona Carlisle'a. Nie widziała go od wczoraj, a czuła, jakby minęło pięć dni. Cullen uśmiechnął się szeroko, odwzajemniając uścisk.

— Cześć słońce, jak minął dzień? — zapytał, gdy Willie się od niego oderwała.

— Zaskakująco dobrze — odparła, siadając na kuchennym blacie. Zabrała jabłko, leżące w jednej z siatek, porozkładanych na szafie. — Rozmawiałam z tatą... to miła odmiana, pogadać z nim tak szczerze, od serducha...

Cullen kiwał głową, układając produkty, które zakupił tuż po pracy.

— Właściwie... — mruknęła dziewczyna, przełykając kęs soczystego jabłka. Wskazała palcem pełne jedzenia siatki. — Kupiłeś jedzenia jak dla armii, spodziewamy się może, że stado mojego brata będzie koczować w ogrodzie?

— Nie sądzę, aby wilkołaki chciały być tak blisko wampirów — odparł Carlisle, nie przerywając zajęcia. — Zrobiłem zakupy z myślą o tobie.

— Mam przytyć? — zapytała zupełnie poważnie.

— Nie — powiedział Cullen, odwracając się.

Trzymał w dłoni ulubiony posiłek Willie. Burger z podwójnym serem bez pomidora z baru braci Winchesterów. Podszedł do dziewczyny, która natychmiast przytuliła pakunek do serca.

Blondyn uśmiechnął się ukazując zęby. Oparł dłonie po obu stronach Willie, stając dokładnie między jej zwisającymi bezwładnie nogami. Ich twarze znalazły się na tym samym poziomie.

— Masz czuć się tu swobodnie przez najbliższy czas, a jeśli twoi przyjaciele zgłodnieją, poratujemy ich posiłkiem.

— Dobrze rozumiem, że chcesz mnie tu trzymać do nadejścia włoskiej sekty? — uniosła brew, odkładając burgera gdzieś obok. Nie mogła skupić się na jedzeniu, gdy Carlisle był tak blisko.

— Wolałbym, żebyś była blisko. Wtedy nie będę się denerwował, że coś ci grozi...

— Będziesz moim ochroniarzem. — Kiwnęła głową, przybierając na twarz poważną minę.

— Omawialiśmy to!

— Tak, pamiętam, mój wzorze cnót — roześmiała się Willie. Pochyliła się, by musnąć delikatnie usta Cullena. Gdy się od niego oderwała, złote oczy wciąż wpatrywały się w nią z adoracją. — Kiedy dokładnie ci twoi przyjaciele przybędą?

— Część już jest — odparł blondyn. — Zwiedzają okolicę z Emmettem.

— I nie pożrą mnie? — upewniła się, na co Cullen parsknął śmiechem.

— Pożreć, to mogę cię jedynie ja... — powiedział blondyn, na co Willie wypuściła z dłoni jabłko.

Uniosła brew, a na jej twarzy zamajaczył uśmiech. Nie tego się spodziewała, ale odpowiedź jak najbardziej się jej podobała. Nawet nie zwróciła uwagi na rumieńce, wpływające na policzki.

— Czy to propozycja? — uśmiechnęła się, zarzucając dłonie na kark blondyna. Usiłowała go do siebie przyciągnąć, jednak na nic jej próby. Przysunęła się więc sama, w efekcie owinęła nogi wokół bioder Cullena i znów wyglądała jak panda na bambusie.

— Chciałbym — przyznał szczerze. Zrobił mały krok do przodu, by znów posadzić Willie na blacie. Ona jednak nie miała zamiaru tak łatwo się od niego odwinąć. Wciąż przyciskała go do siebie nogami, natomiast ręce oparła na torsie blondyna.

— Co więc cię powstrzymuje?

Carlisle chwycił dłoń, na której nosiła pierścionek. Dotknął go opuszkami palców powodując, że serce Willow zabiło szybciej. Wciąż nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, że przyjęcie oświadczyn oznacza ślub.

Promień słońca || Carlisle CullenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz